Można odnieść wrażenie, że Donald Tusk całą swoją energię spala podczas kampanii wyborczych, a później w przerwie miedzy wyborami nie ma już na nic siły i ochoty.
Jego aktywność w czasie kampanijnym może rzeczywiście budzić podziw.
Przykładowo dziś, jeszcze rano był w Bratysławie, gdzie potraktowano z buta jego pomysł o Unii Energetycznej, a on odszczeknął się, ale... już w stronę swego konkurenta politycznego w kraju, podważając szczerość jego troski o rodaków (w końcu to on ma na to wyłączność) i brak zaufania do niezawodnych przecież organów państwa donaldowego.
A że niezawodni piarowcy podszepnęli mu do ucha, że mamy właśnie Międzynarodowy Dzień Rodziny to i kolejna niespodzianka.
Niespodziewana i spontaniczna wizyta u przypadkowej, polskiej, zwykłej rodziny.
Dziwić tylko może ta armia dziennikarzy zaprzyjaźnionych mediów, która jakimś cudem o tym przypadku się dowiedziała. Widocznie muszą zatrudniać jasnowidza.

Szef rządu, za którego kadencji rośnie VAT na książki, artykuły dziecięce, a z kraju wyjeżdżają kolejne rodziny w poszukiwaniu pracy, chwali się „osiągnięciami” na obiedzie u wylosowanej rodziny. Niebywała hipokryzja.
Ta niebywała aktywność zapewne skończy się 25 maja, a później do kolejnych wyborów znowu słodkie nicnierobienie, czyli to co lubi najbardziej.
Inne tematy w dziale Polityka