Odznaczony przed dwoma dniami Nagrodą Solidarności Mustafa Dżemilew nie ma wątpliwości co do politycznej odpowiedzialności za katastrofę w Smoleńsku. Według niego, ta tragedia "to dzieło Rosjan i Putina". Z wrodzonej delikatności tylko nie wspomniał o roli Donalda Tuska w sprawie.
Przywódca Tatarów krymskich Mustafa Dżemilew odebrał 3 czerwca w Warszawie z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego Nagrodę Solidarności im. Lecha Wałęsy. To bardzo duże moralne wsparcie; dziś potrzebne jak nigdy wcześniej – powiedział Dżemilew.
W kapitule same tuzy, czyli TW Bolek i pierwszy łamistrajk z Gdańska, a poza Wałęsą i Henryką Krzywonos zasiadają m.in.: Radosław Sikorski, czyli solidarnościowiec samozwaniec (on to wykombinował, jak można bez sensu wydać milion euro) i Jan Krzysztof Bielecki, najgorszy chyba z premierów (on też z tych, co na niemieckim żołdzie zaczynali). Laureat Nagrody Solidarności, który będzie mógł odbyć na koszt organizatorów podróż studyjną po Polsce, otrzymał 250 tys. euro. Ponadto wskazane przez niego programy polskiej pomocy rozwojowej zostaną zasilone kwotą 700 tys. euro.
Ciekawe, czy gdyby swoje przemyślenia na temat katastrofy smoleńskiej zdradził kilka dni wcześniej, to werdykt byłby podobny?