andrzej111 andrzej111
403
BLOG

Jak premierka namówiła tak wybitnych fachowców?

andrzej111 andrzej111 Polityka Obserwuj notkę 7

Tytuł miał być nieco inny i brzmieć "Kopacz nie wstydzi się dawać, oni nie wstydzą się brać".
Tak wiem, wszyscy tak robią, ze wszystkich partii po kolei, ale zastanawiam się jak to jest, że kandydując na stanowisko najmniejszego "popierdółki" w urzędzie trzeba przejść proces rekrutacji, czyli złożyć CV i przekonać do swoich walorów specjalnie powołaną komisję.
 Wiadomo, są tam też przekręty i uchybienia, ale żaden kierownik/dyrektor takiego państwowego przedsiębiorstwa nie odważy się przyjąć najwybitniejszego fachowca, jeśli nie poprzedzi tego angażu owa niezbędna procedura i najlepiej, gdy kandydat ma kilku konkurentów, z których okaże się najlepszy.


Jakim prawem więc kandydat na premiera rozdziela fuchy, jak na swoim prywatnym folwarku i daje gotowe kandydatury na najwyższe państwowe stanowiska prezydentowi do podpisania? Może czas wymusić na politykach stosowanie takich ozdrowieńczych procesów?
Brak  konkursu ofert i tej naturalnej selekcji obfituje w ministrów coraz bardziej bezradnych, za to coraz bardziej śmiesznych.


Proces "namawiania do odpowiedzialności za państwo" trwał wyjatkowo krótko, można zakładać więc, że wszyscy nominowani "poczuli się godni" i żaden biednej kobiecinie w potrzebie nie odmówił.
Nawet Schetyna nie zawahał się zostać szefem MSZ . Zapewne do grudnia poradzi sobie z przyswojeniem kilku języków obcych, co jest zdaje się standardem w tej profesji, bijąc tym samym na głowę swego niedawnego pryncypała, który zdecydował się na ledwie  jeden język.
Że poza językami potrzebne są w tej profesji jeszcze inne przymioty, których ten ewidentnie nie posiada, wydaje się nie mieć żadnego znaczenia. A co, niech się chłop sprawdzi, może od dziecka o tym marzył.
 

Podobnie dziwna nominacja dotyczy ministra MSW. Doświadczenie katechetki nie jest zdaje się gwarancją opanowania służb specjalnych, zwłaszcza że ostatnio także te odziedziczone po PRL czują się coraz pewniej. Za wystarczający powód tej kandydatury, jak słyszymy, trzeba uznać to, że to serdeczna przyjaciółka nowej pani premier, zresztą nie jedyna w tym rządzie, pozostałe są równie kontrowersyjne.
 

Duża część "nowego rządu", to stare twarze znane z poprzedniego rozdania, oraz zasłużeni wyjadacze, którym "się należy" z racji zasług, bądź stażu partyjnego.
Aż trudno uwierzyć, że nikt się nie zawahał, nie poczuł dyskomfortu?
Być może pani Ewa przekonywała sugestywnie "popatrzcie na mnie, też nic nie potrafię, na niczym się nie znam, w dodatku kłamałam publicznie, jak najęta, i zobaczcie jak dobrze mi idzie i to już tyle lat".
Przed takimi argumentami każdy by się ugiął, nieprawdaż?
 

Po epoce Tuska rządzenie stało się nie wyzwaniem, lecz przywilejem, a każdy jest urodzonym ministrem, od Nowaka począwszy.
Jeśli nawet będzie to rząd kontynuacji, jak się powszechnie uważa, to  zdecydowanie będzie różnił się od poprzedniego w jednym elemencie, mianowicie "haratanie w gałę" zostanie zastąpione przez "rozmówki przy drutach", lub inne równie czasochłonne zajęcie.
Skoro tyle przyjaciółek znalazło się w jednym miejscu?
 

andrzej111
O mnie andrzej111

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka