
Odwiedziło mnie wczoraj w domu dwóch groźnie wyglądających panów policjantów. W dużym służbowym aucie i ciemnych okularach robili wrażenie, niczym z amerykańskiego filmu akcji.
Przyznam, że nogi się pode mną ugięły, bo nie chcieli zdradzić powodu swej wizyty do momentu okazania dowodu, którego nie miałem przy sobie, a przy poprzedniej tego typu wizycie dowiedziałem się o tragicznej śmierci syna. Mam jeszcze dwóch dorosłych i obaj akurat byli w podróży służbowej, więc wyobrażacie sobie co poczułem.
Po okazaniu dowodu osobistego panowie wyjawili, że są u mnie już po raz trzecie w tym tygodniu, bo wcześniej nie mogli mnie zastać, a dostali polecenie służbowe, aby dostarczyć mi pismo od straży miejskiej w Warszawie, która ponad rok wcześniej odnotowała nieprawidłowe zaparkowanie pojazdu, którego jestem posiadaczem. Pojazd z takim numerem rzeczywiście miałem, ale już ponad rok czasu jego posiadaczem jest zupełnie inna obca osoba.
Jednego jestem pewien, że w owym czasie ja w Warszawie tym pojazdem nie byłem, bo w ogóle do Warszawy samochodem nie jeżdżę, jak to się mówi omijając ją szerokim kołem.
Zastanawiam się, gdybym był w Warszawie i łaskawie się przyznał, to ile wynosiłby mandat za nieprawidłowe zaparkowanie, 50zł, czy 100? Ile przy tym wynoszą koszty tej całej akcji, nie mówiąc szopki, ile osób było zatrudnionych przy namierzeniu, wytropieniu właściciela samochodu i w końcu doręczeniu tego "straszonka" wyposażonego w najróżniejsze paragrafy, wzywającego mnie do "Osobistego stawienia się z dokumentem tożsamości i prawem jazdy"??? w odległej o kilkadziesiąt kilometrów Warszawie, o ile to ja użytkowałem pojazd?
Nie powiem, bo panowie policjanci okazali się w sumie sympatyczni i raczej podzielili mój pogląd na sprawę, ale cóż polecenie, to polecenie niezależnie od kosztów. Zastanawia mnie tylko, czy to zwykła głupota, czy raczej skrajna, nienasycona zachłanność powoduje, że zwolennicy wytrawnych trunków i ośmiorniczek, które przecież nie są tanie, tak spaczyli to państwo. Nie żebym nawoływał do bezkarności, czy zasłaniał się akurat w tym przypadku swoim interesem, ale jaki jest sens prowadzenia takich spraw, czy wysyłania na przykład przez urzędy skarbowe kolejnych monitów do podatnika, aby ten dopłacił brakujący grosz. Czy nie istnieje już coś takiego jak kalkulacja kosztów i zysków? Z drugiej strony widzimy, jak traktowani są politycy wycinający grube numery, cieszący się bezkarnością i śmiejący się nam cynicznie w twarz. Nawet ci odchodzący ostatnio bez odrobiny wstydu, czy zażenowania, plecący za to bez sensu o honorze i dobru ojczyzny.
Zagraliśmy im na nosie w ostatnich wyborach, a na jesieni z wielką satysfakcją dokończymy dzieła, goniąc na cztery wiatry tych oderwanych na siłę od pługa (i nie chodzi mi tylko o PSL) "polityków".
Bay, bay ośmiorniczki, ostanie się wam jeno szczaw i mirabelki, w których tak się podobno wcześniej lubowaliście.
Pozdrawiam przy okazji dwóch sympatycznych panów policjantów w ciemnych przeciwsłonecznych okularach z podwarszawskiego miasta powiatowego i panią Marzenę nr. służbowy 0723 ze straży miejskiej m.st. Warszawy I Oddziału Terenowego z Al. Solidarności 102.,która całą akcję zainicjowała narażając skarb pastwa na niezłe koszty i to tuż przed wyborami, oraz jej chlebodawczynię Syrenkę Warszawską, jak mawia o niej Marcin Daniec.
Inne tematy w dziale Polityka