
Marsz nazwano szumnie „Wszyscy dla wolności”. Na jego czele – tuż obok Mateusza Kijowskiego, znanego z problemów z płaceniem alimentów – szli byli prezydenci Bronisław Komorowski, znany z powodu problemów z "Gęsiarką" i Aleksander Kwaśniewski, znany z wielu powodów, wśród których najważniejszy chyba ten, że to jeden z głównych żyjących obecnie przedstawicieli owej obalonej rzekomo komuny. Czyli można rzec, że obalacze i obalona komuna szli zgodnie ręka w rękę w pierwszym rzędzie razem świętując.
Samo sformułowanie uzasadniające potrzebę świętowania mówiące o "częściowo wolnych wyborach" jest majstersztykiem lingwistycznym. Podobnie częściowo można być chociażby w ciąży. Może ktoś w końcu przyjrzałby się krytycznie historii, ustalił kiedy były rzeczywiście pierwsze wolne wybory i podał tą datę jako prawdziwe święto polskiej demokracji? Świętowanie wolności i demokracji akurat w dniu kiedy dokonała się "nocna zmiana", czyli obalono pierwszy rzeczywiście niekomunistyczny rząd Jana Olszewskiego, jest dość kontrowersyjne i raczej śliskie historycznie.
Znany z liczenia manifestantów zastępca HGW, któremu poprzednio przy około 50 tysiącach wyszło 250 tysięcy, tym razem podał, że było 50 tysięcy, czyli mniej nawet niż naliczył TVN, ale gdy policja podała, że było około 10 tysięcy ludzi (poprzednio jej prognozy się potwierdziły) wyszło, że przelicznik wiceprezydenta Warszawy dalej jest ten sam. Widocznie za mało było akcentów anty-pisowskich, które tak świetnie scalają to środowisku, a data święta demokracji niefortunnie dobrana i mało przekonywująca.
Do ciekawostek marszu należy zaliczyć dość dziwne zachowanie "obalonej komuny" w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego, który nagle zaczął na czele kolumny wywijać w rytm muzyki oberki wywołując tym niemałe zdziwienie podejrzliwych współtowarzyszy.
Z innych sensacji tego dnia, to zachowanie Lecha Wałęsy, który po raz drugi chciał stanąć na czele manifestacji przeciwko sobie(raz podczas prezydentury taki numer mu się udał).

Manifestację w 24 rocznicę "nocnej zmiany", czyli obalenia rządu Jana Olszewskiego, zorganizowało stowarzyszenie Liga Obrony Suwerenności. Wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób. Do protestujących wyszedł z białą flagą i ochroniarzami Lech Wałęsa.
– Czy pani wierzy ubecji, czy mnie? – zapytał jednej z protestujących. – Panu na pewno nie! – usłyszał w odpowiedzi. Przez kilkadziesiąt minut były prezydent przedstawiał im swoją wersję historii. Było też o tym, ile kieliszków wódki wypił z komunistami.
Usłyszał sporo mocnych słów na swój temat…
Inne tematy w dziale Polityka