Nie polityka, a historia… Upomina się o uwagę w pierwszej połowie lipca. A nader wszystko o PAMIĘĆ…Pamięć o straszliwych zbrodniach popełnionych na Wołyniu i Podolu w 1943 roku przez Ukraińców. To o tamtych krwawych dniach mój zmarły niedawno ojciec nie potrafił opowiadać bez widocznego przerażenia w oczach, które starał się ukryć przede mną za wszelką cenę, ale mu się nie udawało. Gdy na przykład mówił o przeciętym piłą ojcu swojego przyjaciela z dzieciństwa. O samym przyjacielu powiedział jeno, że zginął w straszliwych męczarniach. Nie chciałbyś o tym słyszeć synu – bronił się, pytany przeze mnie, w jaki sposób zginął jego najlepszy kolega z dzieciństwa.
Mój śp. Ojciec nigdy nie chciał pojechać ani do wsi pod Stanisławowem, gdzie się urodził i uczęszczał do dwóch nieodległych od siebie szkół, ani do samego Stanisławowa, gdzie rodzina Lejów ukryła się, uciekając przed straszliwymi mordami w rodzinnej wsi. Ilekroć proponowałem Ojcu, że go tam zawiozę, zawsze widziałem ten sam wyraz jakby przestrachu na twarzy. Ponad 50 lat później! Jakże przerażające musiały być jego wspomnienia. Próbował czasem mi o tym opowiadać, ale przeważnie próby te kończyły się nagłym milknięciem, bądź charakterystycznym u ojca bolesnym grymasem twarzy.
Podczas mojej rocznej pracy na Ukrainie pojechałem na kilka tygodni do Stanisławowa, by poszukać tutaj śladów rodziny Lejów. Odnalazłem zarówno dwie szkoły do których uczęszczał Ojciec, jak i cmentarz naprzeciwko szkół (po przekątnej), gdzie pochowana została jego ciotka. Wypiłem kawę w mieszkaniu przy ulicy Mazepy (przed wojną ulica Kazimierzowska), w którym Lejowie znaleźli kryjówkę po uratowaniu życia z masakry w ich rodzinnej wsi pod Stanisławowem. Zrobiłem krótki film i wykonałem kilkadziesiąt fotografii. Po powrocie pokazałem Ojcu. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Zamiast codziennego grymasu zobaczyłem na tej twarzy uśmiech, może nawet coś więcej niż uśmiech, może to było malutkie szczęście. I jeszcze coś ujrzałem w oku, co Ojciec natychmiast próbował skryć…Okazało się, że ten Stanisławów, który przecież uratował rodzinie Lejów życie, pozostawał jednak bardzo mocno ukryty w sercu tego starego już człowieka…
Smutny jest dzisiaj los tego niezwykle pięknego, na wskroś polskiego miasta. Założone w roku 1662 przez Andrzeja Potockiego, (który nazwał je tak na cześć swojego ojca Stanisława Rewery Potockiego), od roku 1962 nosi już nazwę Iwano-Frankiwsk. Zaś włodarze tego miasta od dłuższego już czasu okrywają się hańbą, stawiając pomniki największym zbrodniarzom, Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi i nadając im, w roku 2010, honorowe obywatelstwo. Historia kompletnie pogubiła ścieżki, honorując tak okrutnych morderców. A tymczasem na ulicach Stanisławowa polskość niemile dziś widziana. Panoszy się za to ukraińska buta, która próbuje odwrócić 300 letnią historię polskiego miasta Stanisławów i na jego gruzach wynosi ponad miarę zbrodniarzy, który do tego stopnia nienawidzili Polaków , że mordowali ich z okrucieństwem, które trudno sobie nawet wyobrazić.
Zaś współczesna Polska, niestety, złożyła pamięć o tej niewyobrażalnej tragedii Polaków na Wołyniu i Podolu na ołtarzu poprawnych stosunków z Ukrainą. I dlatego to MY, wolni ludzie, musimy PAMIĘTAĆ! Zapomnienie o tym wszystkim byłoby nie tylko ciężkim grzechem. Byłoby też po prostu i zwyczajnie nieludzkie. Nasza pamięć zastępuje przecież, jakże często, skromne mogiłki dzieciom, ich rodzicom, babkom i dziadkom, tym wszystkim, którzy nie spoczęli na wieczny odpoczynek na rodzinnym cmentarzu, tylko gdzieś tam po łąkach, lasach, bezdrożach rozproszone są ich kości.
A nawet, gdy ktoś znalazł miejsce na cmentarzu, to dziś już po nim nie ma prawie śladu. Cmentarze... polskie groby tam na Wołyniu i Podolu, jeśli nawet się zachowały, są niesłychanie wręcz zaniedbane. Pochyłe i zmaltretowane. Zniszczone nie tylko przez czas... widać też rękę banderowców. Powyszarpywane litery... zamalowane polskie napisy, połamane krzyże. Powyrywane pomnikowe płyty... Nikt o te grobowce nie dba.
Mogiły pozarastane
Jak zdziczałe puszcze
Bez piękna i godności...
Obdarte i okradzione
Cmentarze...
na Wołyńskiej ziemi...
I na Podolskiej
PS Pamiętają też na szczęście niektórzy ludzie pióra. Na przykład ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski czy pisarz Stanisław Srokowski. W ostatnim numerze Warszawskiej Gazety możecie przeczytać recenzję z jego ostatniej znakomitej książki, poświęconej ukraińskiej zbrodni, Ślepcy idą do nieba
Fragment Zapisków..., który ukazał się w ostatnich numerach Warszawskiej, Śląskiej i Lubelskiej Gazety...
Inne tematy w dziale Kultura