Wielu obserwatorów naszej sceny politycznej położyło już na PJN kreskę. Jeśli opierać się na obecnych sondażach, to tak jest w istocie. Trzeba jednak pamiętać, że w polskiej polityce zdarzały się już sytuacje, gdy niektóre ugrupowania wydawały się skończone – tak było w latach 90. m.in. z PC i KLD – a mimo to pod nowym szyldem ich liderzy zdołali po latach dojść do władzy. Bo w dzisiejszej demokracji już tak jest, że o powodzeniu politycznym – oczywiście poza koniunkturą lub dekoniunkturą – decyduje jakość przywództwa i jego bezpośredniego zaplecza.
Z tego punktu widzenia wybór dra Pawła Kowala jawi się jako szansa dla środowiska PJN, bowiem ten 36-letni europoseł należy do – moim zdaniem mniejszego niż liczba palców u jednej ręki – grona najzdolniejszych polskich polityków młodego pokolenia. I żeby była jasność: nie znaczy to, że w Polsce brakuje młodych, zdolnych ludzi. Jest wręcz przeciwnie. Jednak ci, którzy jeszcze nie wyjechali, trzymają się od polityki jak najdalej. Doskonale ich rozumiem, choć nie wierzę by ten stan miał trwać jeszcze bardzo długo. Pozyskanie możliwie wielu z nich będzie dla Kowala zadaniem nr 2. A co będzie pierwszym? Oczywiście zdobycie w jesiennych wyborach co najmniej 3 proc. głosów, które dają prawo do dotacji budżetowej umożliwiającej budowę struktur partyjnych w terenie - bez tego Kowal może zacząć myśleć o innym zajęciu. Dlaczego nie pięciu, które dają wejście do Sejmu? Otóż dlatego, że może się okazać, iż obecność w Sejmie następnej kadencji wcale nie będzie konieczna by wygrać kolejne wybory parlamentarne. Może się wręcz okazać przeszkodą.
Inne tematy w dziale Polityka