Mój ostatni wpis na blogu doczekał się szeregu polemik. Wśród nich także blogera AleksanderHamilton, który napisał m.in.:
"Być może pan Kania jest był komunistą o obliczu rejtanowskim i dlatego, jak twierdzi pan Dudek odszedł z KC PZPR".
Nigdzie wprawdzie nie napisałem o "rejtanowskim obliczu", ale mam wrażenie, że z racji skrótowości wywodu część czytelników mogła odnieść podobne wrażenie co AleksanderHamilton. Dlatego chciałbym doprecyzować, że Kania nie był żadnym zwolennikiem porozumienia z „Solidarnością”. Dążył natomiast do jej marginalizacji innymi metodami niż stan wojenny. Drogą zmasowanych ataków propagandowych i podsycania przy pomocy agentury konfliktów wewnętrznych, co miało finalnie doprowadzić do jej podziału i wspomnianej marginalizacji. Jednak w październiku 1981 r. Kania stracił w KC PZPR poparcie większości dla takiej taktyki dotychczasowej walki z "Solidarnością". Dlatego właśnie - zresztą niewielką większością głosów (104 do 79) - przegrał głosowanie w sprawie przyjęcia swojej dymisji. W październiku 1981 towarzysze w Warszawie (i oczywiście w Moskwie też) woleli Jaruzelskiego i jego koncepcje wielkiego uderzenia, bo zauważyli, że "S" słabnie.
Z faktu, że Kania pomniejsza w sądzie jak może swoją rolę w firmowaniu przygotowań do stanu wojennego nie musi wynikać, że kłamie w sprawie realności sowieckiej interwencji w końcu 1981. Tak już jest, że świadkowie historii mówią rzeczy o zróżnicowanym poziomie wiarygodności.
Inne tematy w dziale Kultura