Dokładnie przed trzydziestu laty, 12 września 1989 r., Sejm PRL powołał rząd Tadeusza Mazowieckiego. Z tej okazji zamieszczam poniżej zakończenie tej części mojej najnowszej książki, która dotyczy tego właśnie rządu.
W piątek 21 grudnia 1990 r., w rządowym hotelu przy ul. Parkowej, Tadeusz Mazowiecki wydał pożegnalną kolację dla ministrów swojego rządu. Menu nie było specjalnie wyszukane i – w związku z dniem tygodnia oraz zbliżającymi się świętami – zostało zdominowane przez potrawy z ryb, z nieśmiertelnym karpiem na czele. Do picia, poza kompotem ze śliwek, podano wódkę i białe, bułgarskie wino Sophia. „Była to kolacja pożegnalna i dość smutna” – zapamiętał Jerzy Regulski, choć z pewnością nie wszyscy jej uczestnicy byli wówczas w równie ponurym nastroju co premier. Wedle Izabeli Cywińskiej Mazowiecki powiedział wtedy: „To przerwanie w pół drogi wszyscy czujemy. (…) Nie godziłem się być premierem malowanym”. Uznał też za „dramat tego rządu” fakt, że zabrakło czasu, aby Polacy odczuli pozytywne skutki wdrażanych reform: „Zwykły Polak nie odczuł jeszcze efektu naszej działalności” .
Jednak Mazowiecki odchodził przedwcześnie w dużym stopniu na własne życzenie, do końca nie rozumiejąc różnicy między polityczną niezależnością a elastycznością, której nie zabrakło mu chociażby w relacjach z generałem-prezydentem Jaruzelskim. Rzecz jasna nie mógł przyjąć oferty złożonej mu publicznie przez Wałęsę już po pierwszej turze wyborów prezydenckich, aby wycofał dymisję i pokierował rządem do czasu wyborów parlamentarnych, które – jak wtedy dość powszechnie zakładano – miały się odbyć wiosną 1991 r. Klęska, jakiej doznał w starciu już nie tylko z Wałęsą, ale i Tymińskim, była zbyt wielka, aby mógł dalej efektywnie kierować rządem. Czy jednak zdawał sobie już wówczas sprawę, że decydując się dwa miesiące wcześniej na kandydowanie w wyborach prezydenckich, popełnił największy błąd w swej politycznej karierze? Na to pytanie brak jest odpowiedzi.
„Sądzę, że byliśmy rządem rzeczywistym, który nie czerpał jakichś dyrektyw wiążących z innych ośrodków, ale wypełniał swoje konstytucyjne uprawnienia” – stwierdził Mazowiecki, przewodnicząc po raz ostatni Radzie Ministrów . Premier miał rację, mówiąc, że jego gabinet był rzeczywistym rządem, a podjęte przez niego decyzje w zasadniczy sposób zmieniły Polskę. Był też rządem, który ze wszystkich, jakie powstały później w III Rzeczpospolitej, miał istotnie najtrudniejszą sytuację, ale i największe pole manewru, związane z faktycznym, wielomiesięcznym brakiem realnej opozycji w parlamencie, która objawiła się dopiero wiosną 1990 r. Starałem się wyżej pokazać, że tę wyjątkową sytuację udało się rządowi wykorzystać dla budowy zdrowych fundamentów demokratycznej Rzeczpospolitej tylko częściowo. Spór o to, czy można było wówczas zrobić więcej, wciąż trwa, a jego wygaśnięcie wydaje się odległe. Zbyt wiele rozstrzygnięć z czasów istnienia tego rządu wciąż rzutuje na aktualny stan państwa polskiego, aby mogło być inaczej.
Zarazem przyznać trzeba, że Polacy – mimo dramatycznego spadku stopy życiowej, który znacząco przyczynił się do wyborczej porażki Mazowieckiego – dobrze zapamiętali go jako premiera. Kiedy w maju 2018 r. zadano respondentom pytanie, kto ich zdaniem zasługuje na miano najlepszego polskiego premiera od 1989 r., okazało się, że największe poparcie – z wynikiem 12,4% – uzyskał właśnie Tadeusz Mazowiecki, pokonując Donalda Tuska (11,6%) i Beatę Szydło (7,6%). Trzeba też jednak dodać, że zdecydowanie największa liczba badanych, bo aż 37,5%, wybrała opcję „żadna z wymienionych osób”, co dobrze pokazuje, jak trudno rządzi się Polakami . Jako pierwszy w III Rzeczpospolitej przekonał się o tym Tadeusz Mazowiecki.
Inne tematy w dziale Kultura