Str 13 rozdział 1
Teoria doboru grupowego ma już obecnie niewielu zwolenników wśród rozumiejących ewolucję biologów, mimo to wciąż zachowuje swoje silne intuicyjne oddziaływanie. Kolejne pokolenia studentów przybywające ze szkół, by studiować zoologię, ze zdumieniem dowiadują się, że teoria ta wcale nie jest poglądem powszechnie obowiązującym. Trudno mieć o to do nich pretensje, skoro w Nufpeld Biology Teachers’ Guide, napisanym dla nauczycieli biologii wyższego stopnia w Wielkiej Brytanii, czytamy: „U zwierząt wyższych zachowanie może przybierać formę samobójstwa osobniczego dla zapewnienia przetrwania gatunku”. Anonimowy autor tego przewodnika jest błogo nieświadomy faktu, że powiedział coś kontrowersyjnego. A przy tym znajduje się w doborowym towarzystwie noblistów. Konrad Lorenz w książce Tak zwane zło pisze, że zachowania agresywne sprzyjają „zachowaniu gatunku”, między innymi poprzez zapewnienie, by tylko najlepiej przystosowane osobniki były dopuszczone do rozrodu. Poza wszystkim innym, jest to przepiękny przykład rozumowania, w którym ewentualny wniosek końcowy jest jednocześnie założeniem wyjściowym; tu chciałbym jednak zwrócić szczególną uwagę na głębokość zakorzenienia idei doboru grupowego, co sprawia, że zarówno Lorenz, jak i autor Nufpeld Guide najwidoczniej nie zdają sobie sprawy, że ich twierdzenia zaprzeczają klasycznej teorii Darwina.
Osobisty pogląd autora na jedną z subteorii ewolucyjnych
Str 13 rozdział 1
Ostatnio słyszałem ucieszny przykład z tej samej beczki w znakomitym poza tym programie telewizji BBC o australijskich pająkach. Pani, występująca w tym programie jako ekspert, stwierdziła, że olbrzymia większość młodych pająków pada łupem innych gatunków, po czym dodała: „Być może, jest to rzeczywisty powód ich istnienia, bo przecież dla zachowania gatunku wystarczy, by przeżyło ich zaledwie kilka!”
Ciekawy zabieg Dawkinsa (wielokrotnie stosowany) nie poddając żadnej argumentacji stawia „przeciwnika” na wygodnej sobie pozycji. A cytat zawarty w wypowiedzi ekspertki jest akurat obiektywnym stwierdzeniem faktu, gdyby ekspertka poszła za ciosem w tejże wypowiedzi snując wywód o doborze grupowym, można by było reakcję Dawkinsa zrozumieć.
Str 13 rozdział 1
Robert Ardrey w The Social Contract wykorzystał teorię doboru grupowego, by odnieść się do ogólnych zasad panującego obecnie porządku społecznego. Człowiek według niego jest gatunkiem, który zboczył ze ścieżki przyrodzonej zwierzętom prawości. Ardrey przynajmniej miał w tym jakiś cel. Jego decyzja o sprzeciwieniu się klasycznemu rozumieniu teorii ewolucji była świadoma i należy mu się za to szacunek.
Ach, te spory w rodzinie… przenoszących instynkty zwierząt na zachowania ludzkie, tutaj się tym Dawkins brzydzi, chociaż później będzie czerpał pełnymi garściami, dla snucia swych jeszcze mniej mających oparcia w rzeczywistości hipotez.
Str 13 i 14 rozdział 1
Jednym z powodów wielkiej atrakcyjności teorii doboru grupowego jest, być może, jej zgodność z ideałami moralnymi i politycznymi, które większość z nas podziela. Jako jednostki nierzadko zachowujemy się egoistycznie, ale w chwilach uniesień podziwiamy tych, którzy dobro innych stawiają na pierwszym miejscu. Jednak gdy zachodzi konieczność sprecyzowania, jak szeroko należy interpretować słowo „inni”, znajdujemy się w kłopocie. Często altruizm w obrębie grupy idzie w parze z egoizmem między grupami. Na takich zasadach działają związki zawodowe. Następnym poziomem, który obdarowujemy naszym altruistycznym poświęceniem, jest naród, a od młodych mężczyzn oczekuje się, że jako jednostki oddadzą życie dla chwały swojej ojczyzny. Co więcej, zachęca się ich, by zabijali inne jednostki, o których nic nie wiedzą, z wyjątkiem tego, że należą do innego narodu. (Zadziwiające, że w czasie pokoju apele adresowane do jednostek, aby przystały na niewielkie wyrzeczenia w imię przyspieszenia tempa podwyższania standardu życia grupy, wydają się mniej skuteczne niż apele o poświęcenie życia w czasie wojny).
Ostatnio zaznacza się tendencja do odrzucania zarówno rasizmu, jak i patriotyzmu na rzecz deklarowania uczuć braterskich wobec całego gatunku ludzkiego. To tchnące humanizmem zwiększenie zasięgu działania naszego altruizmu ma interesujące następstwa, które również zdają się wspierać ideę „dobra gatunku” w ewolucji. Liberałowie, którzy są tak niewzruszonymi orędownikami etyki rodzaju ludzkiego, często mają w największej pogardzie tych, którzy poszli nieco dalej w zwiększaniu zasięgu działania swojego altruizmu, tak by obejmował on również inne gatunki. Gdybym powiedział, że bardziej leży mi na sercu zapobieżenie rzezi wielorybów niż poprawa warunków mieszkaniowych ludności, przypuszczalnie wstrząsnąłbym niektórymi z moich przyjaciół.
Osobiste uwagi autora, bez związków z jakąkolwiek nauką, można je nazwać obserwacjami i to w części pozornie trafnymi, z powodu przyjętego stopnia ogólności. Jak widać autor ukazuje nam tutaj swe poglądy polityczno-społeczne, swe przywiązanie do humanizmu…
Str 14 i 15 rozdział 1
Odczucie, że członkowie własnego gatunku zasługują na szczególniejsze względy niż członkowie innych gatunków jest stare i głęboko zakorzenione. Zabijanie ludzi przy innej niż działania wojenne okazji uważa się za najpoważniejsze z popełnianych przestępstw. Jedynym czynem, którego nasza kultura zakazuje jeszcze surowiej, jest jedzenie ludzi (nawet, jeśli są już nieżywi). Członków innych gatunków zjadamy jednak z przyjemnością. Wielu z nas wzdraga się przed karą śmierci nawet dla najstraszniej szych ludzkich zbrodniarzy, a jednocześnie ochoczo aprobujemy zabijanie bez sądu względnie niegroźnych szkodników zwierzęcych. Co więcej, przedstawicieli jeszcze innych, nie wadzących nam w niczym gatunków zabijamy dla rozrywki i odprężenia. Ludzki płód, w którym ludzkich uczuć jest tyle, co u ameby, doznaje o wiele większej czci i ochrony prawnej niż dorosły szympans. A przecież szympans czuje, myśli i - jak wskazują uzyskane ostatnio dane doświadczalne - jest nawet zdolny nauczyć się pewnej odmiany ludzkiego języka. Płód należy do naszego gatunku i dlatego przyznaje mu się szczególne przywileje i uprawnienia. Nie wiem, czy można stworzyć logiczne podstawy etyki „gatunkowego szowinizmu” (speciesism), by użyć określenia Richarda Rydera, które brzmiałyby sensowniej niż podstawy „rasizmu”. Wiem jednak, że podstaw tych nie znajdziemy w biologii ewolucyjnej. Konsternacji co do pożądanego, z punktu widzenia etyki człowieka, poziomu działania altruizmu - rodzina, naród, rasa, gatunek, wszystkie organizmy żywe - towarzyszy analogiczne pomieszanie w biologii co do poziomu, na jakim można spodziewać się altruizmu, opierając się na teorii ewolucji. Nawet zwolennik idei doboru grupowego nie będzie zaskoczony odkryciem, że członkowie rywalizujących grup są sobie niechętni: opowiadają się za swoją grupą w walce o ograniczone zasoby, tak jak związkowcy czy żołnierze. Ale nawet wtedy warto by zapytać, na jakiej podstawie zwolennik teorii doboru grupowego decyduje, który z poziomów jest tym istotnym. Skoro mamy do czynienia z doborem między grupami w obrębie gatunku, a także między gatunkami, czemu nie miałby on również mieć miejsca między większymi grupami taksonomicznymi? Gatunki pogrupowane są w rodzaje, te w rzędy, a rzędy w gromady. Lwy i antylopy należą, tak jak my, do gromady ssaków. Czy nie powinniśmy więc oczekiwać od lwów, by powstrzymały się od zabijania antylop „dla dobra ssaków”? W to miejsce mogą przecież zabijać ptaki i gady, by nie dopuścić do wymarcia swojej gromady. Lecz jaki to będzie miało wpływ na zachowanie całego podtypu kręgowców?
„Puste” zabiegi erystyczne, mające ukazać autora jako wznoszącego się ponad stereotypowe myślenie o ludzkich i zwierzęcych zachowaniach. Taka trochę autokreacja, trochę dyskusja ze zwolennikami teorii doboru grupowego ….
Str 14 i 15 rozdział 1
Dowodząc metodą reductio ad absurdum, bez trudu mogę wskazać na słabości teorii doboru grupowego, jednak fakt istnienia altruizmu osobniczego wciąż wymaga wyjaśnienia. Ardrey posuwa się tak daleko, że dobór grupowy uważa za jedyne możliwe wyjaśnienie takich zachowań, jak „podskoki” u gazeli tomi. Te rzucające się w oczy energiczne skoki w obecności drapieżnika wydają się służyć ostrzeganiu pobratymców o niebezpieczeństwie, a jednocześnie najwyraźniej zwracają uwagę drapieżnika na samego podskakującego, są więc pod tym względem analogiczne do okrzyków ostrzegawczych ptaków. Ciąży na nas obowiązek wyjaśnienia zjawiska podskoków gazeli tomi i innych temu podobnych; mam zamiar zmierzyć się z tym zadaniem w dalszych rozdziałach.
Kolejny zabieg Dawkinsa, który „może wskazać słabość”, lecz tego nie czyni… symptomatyczne, w tak przecież nie szczupłej pozycji, ta 1 strona więcej niewiele więcej by kosztowała. Co ciekawe „walczy” z „altruizmem” głoszonym przez Ardrey’a, oczywiście pozostawiając czytelnika bez żadnego procesu dowodowego, „a nuż czytelnik się zagubi w wywodzie” i łatwiej będzie nim manipulować niżej?
Str 15 rozdział 1
Przedtem jednak muszę wykazać słuszność swojego przekonania, że na ewolucję najlepiej patrzeć jako na dobór dokonujący się na najniższym z poziomów. Do ugruntowania się mojego poglądu w znacznym stopniu przyczyniła się wspaniała książka G. C. Williamsa Adaptation and Natural Selection (Adaptacja i dobór naturalny). Jej myśl przewodnia, którą chcę wykorzystać, zapowiedziana była przez A. Weismanna jeszcze w przedgenowych czasach na początku stulecia. Była to doktryna „ciągłości plazmy generatywnej”. Mam zamiar dowieść, że podstawową jednostką podlegającą doborowi i tym samym jednostką, która może odnieść egoistyczną korzyść, nie jest gatunek ani grupa, ani nawet nie sam osobnik. Jest nią gen, jednostka dziedziczenia.* Niektórym biologom pogląd ten może się w pierwszej chwili wydać skrajny. Mam jednak nadzieję, że kiedy wyjaśnię, co mam na myśli, zgodzą się, że jest on w istocie klasyczny, choć ujęty w nietypowy sposób. Przedstawienie całego wywodu zajmie mi trochę czasu, a zacząć musimy od początku, od samego zarania życia.
Autor oświadcza, że jednak musi najpierw zając się tym co przyswoił od Williamsa, ponownie pisze o swych zamiarach, co jeszcze ma zamiar w swej książce udowodnić.
Resume 1 rodziału, jak na książkę naukową poza przywołaniem kilku nazwisk, nic naukowego w tymże rozdziale się nie wydarzyło, czytelnik miał zamiast tego wiele okazji aby przekonać się jak silne ego posiada autor i jakie zdolności pisarskie posiada.
Inne tematy w dziale Technologie