Napatrzyłem się dziś na Kłopotowskiego
i włoski mi się przypomniał. Dlaczego?
Ponieważ pamięć mam niezłą, choć niedługą, niekrótką lecz w sam raz... I już: o czym to ja miałem napisać? O włoskim. O antystrajku włoskim. O ile dobrze kojarzę (jak wezmę korepetycje z gugla, to sprawdzę), strajk włoski polega na przesadnie dokładnym wykonywaniu obowiązków.
Ale najpierw: po co ja to wszystko piszę? Noooo, bo już czas coś napisać u siebie - to raz, a dwa - jak już tak człek w tej piwnicznej izbie siedzi, pośród spiskowców gorących, jak się tych płomiennych przemówień i wezwań nasłucha, to az mu się głupio robi, że on tak nic. Tak siedzi tylko i uśmicho sie gupio. Raz po raz bolesne uderzenia a to w lewym boku, a to w prawym czuje - to autokuksańce zachęcająco się wymierzają same: "wstańże, zaproponujże co!"
Ale co? Oczywiście jakąś AKCJĘ, jakieś DZIAŁANIE, bo jak znam podobne sytuacje - zaraz zgnuśnieje towarzystwo i z nudów za łby się chwyci. Więc a więc akcja! Spraje w dłoń i zamalować StronGa "Piwnicą Walczącą"? Bzdura, spraje przez hop-hipisowców przestrzelone... To może skretch? Diamentem wszystkim ekrany od wewnętrznej strony porysować? Iiii tam... Stare i niemodne, zresztą teraz każdy ma LCD-ka z Programu Powszechnej Kompoteryzacji Swołoczeństwa. .. Miałbym może i jeden niezły pomysł, ale czasochłonny, bo raz - trzebaby się wziąć i zabrać za niego, to już ze dwa tygodnie zajmie...
Za cholerę nie mogę się skoncentrować, bo cały czas w tle leci film węgierski w oryginale, a nie mogę go wyłączyć, bo czekam, aż się akcja rozwinie. Na razie gadają... O czym zaś ja tu gadam? A, o włoskim.
No bo właśnie wymyśliłem akcję pn. "Aora Prima Aprilis", którą możnaby - w razie sukcesu - przedłużyć do "Prima Aprilis Tutti Giorni"...
(kto naprawdę zna włoski i ucho mu właśnie na moją wersję zwiędło, niech przebaczy: ja uczyłem się naprędce i wyrywkowo; tyle tylko, by kierowca się z niemym autostopowiczem na śmierć nie zanudził, no i takie tam jeszcze - fajkę wysępić, dziwkom odmówić...)
O czym to ja mówiłem? No, żeby taki antystrajk włoski jutro przeprowadzić, polegający na masowych odwiedzinach ulubionej blogerki sKrakowa i tam, pod jej wpisem, tym razem wychwalać ją na wszystkie możliwe sposoby, począwszy od zachwytów nad ogólną wymową i klarownym przesłaniem, a skończywszy na szczegółowych analizach drzemiącej poezji, pochowanej w wewnętrznych rymach, rytmie niebanalnym, literek świergocie... Słowem tak ją chwalić, aż zwariuje.
Potem sobie wieczorem wrócimy do piwnicy i przy butelkach świeżo wypędzonego koniaczku powspominamy przygodę. No co, zły pomysł? To jaki macie inny? Więcej chujów nawrzucać i spierdalajów? Czy może popróbować "rzeczowo porozmawiać" i "na argumenty się pospierać" z tymi, co mają odporniki w sercach i głowach?