Warto od czasu do czasu obejrzeć się wstecz. Kiedyś tego tak nie doświadczaliśmy, ale dziś wszyscy jesteśmy poddani oszałamiającemu tempu wydarzeń. Liczy się to co dzieje się dziś. Mając założone na codzienność klapki na oczy nie widzimy tego co było miesiąc, rok, dekadę, pół wieku temu. A warto, bo historia to dziś, tylko że wczoraj. Warto szczególnie aby zobaczyć dzisiejszych aktorów w perspektywie „dialektyki historycznej”, czyli jak Iluminaci chcą wywrócić kota ogonem aby ich było zawsze na wierzchu.
Jednym z bardziej eksponowanych w mediach przedstawicieli lewicy jest Jacek Żakowski. Zraniony jak niedźwiedź ostatnimi wyborami, wpada w istny szał pomieszania pojęć, znaczeń i historycznych kontekstów. Ale wbrew pozorom jest w tym wszystkim logika. Jako lewicowiec budując własny opór wobec znienawidzonej przez siebie konserwatywnej władzy tworzy własny dekalog oporu wobec niej. No może nie do końca własny, ale zapożyczony od Czechów, po zbrojnej interwencji wojsk Układu Warszawskiego w roku 1968. I tu od razu nasuwają się dwa pytania.
Dlaczego on, lewicowiec z krwi i kości mający dekalog jako formę religijnego opium dla ludu, sam się odwołuje do takiej formy radykalnego nakazu a nie do powinności lewicowca zawartych w czerwonej książeczce Mao (bardzo modnej w latach rewolty pokolenia 1968)? Ano dlatego, że ideologowie lewicy schyłku XX wieku - tacy jak Antonio Negri, tworzący nową wersję „Kapitału” Marksa na XXI wiek - doszli do wniosku, że przemoc w dążeniu do komunizmu rodzi bohaterów i świętych po stronie przeciwnej. Najlepiej rozpłynąć się w strukturach wolnościowych, które gwarantuje demokratyczne państwo i spróbować je przejąć od kuchni. Do takiego wniosku dochodzi Negri, w wywiadzie, którzy przeprowadził z nim nie kto inny jak właśnie bohater tej notki. Najlepiej będąc marksistą i leninistą (tak jak Negri, mający w swoim mieszkaniu czerwone popiersie Lenina) i obrzucać przeciwników błotem faszyzmu (na Zachodzie) lub dodatkowo błotem bolszewizmu (na Wschodzie). Dlatego, że przeciętny wyborca doskonale zna obie opresje z dziejów swojej rodziny. A jednocześnie rozpłynąć się w strukturach demokratycznego państwa głosić hasła równości dla nieakceptowanych w społeczeństwie odchyleń i przejmować państwo krok po kroku, od przedszkola po parlament. To jest ten szatański pomysł na wprowadzenie komunizmu tylnymi drzwiami.
Istotny jest tu również kontekst „Czechosłowacja 1968”, na który powołuje się Żakowski. Dlaczego odwołuje się do tego, skoro jednym odpowiedzialnych za tę interwencję był generał Jaruzelski? Gdy się ukazał film „Towarzysz Generał” pokazujący prawdziwe oblicze generała, to Żakowski był o ile dobrze pamiętam jednym z najgorętszych jego obrońców Jaruzelskiego a jednocześnie był jednym z największych zwolenników aby film ten stał się „półkownikiem”. Czyli wylądował na półce w podziemnym archiwum i nie docierał do szerokiego kręgu potencjalnych wyborców. Funkcjonuje w tej schizofrenii historyczno-politycznej z takich samych powodów jak napisałem w poprzednim paragrafie. Chodzi tu o pomieszanie pojęć, o ukrycie faktów a w tym szczególności tego, że Jaruzelski przekazał płonącą żagiew rewolucji bolszewickiej formacji „lewicy laickiej”. Formacja ta przefarbowała się przed rokiem 1980 w narodowo-konserwatywne piórka aby je zrzucić błyskawicznie po tym gdy pewien okrągły mebel wylądował w piwnicy. Idealny scenariusz żywcem z Negriego.
Kontekst Żakowski-Negri jest tu również bardzo ciekawy. O ile mnie pamięć nie myli – nie mam w tej chwili pod ręku książki „Imperium” współautorstwa Negri – to autorem przedmowy do jej polskiego wydania był właśnie Żakowski. I o ile mnie również pamięć nie myli, to opisywał on w tej przedmowie swoje sympatie do terrorystycznej niemieckiej grupy Baader-Mainhoff, która zamordowała w latach 70 ubiegłego wieku niemieckiego przemysłowca Hansa Martina Schlayera. Kontekst historyczny jest tu jeszcze ciekawszy, ponieważ RFN – niemieckie demokratyczne państwo po upadku niemieckiej III Rzeszy – pozytywnie zweryfikowało Schlayera. Pomimo jego SS-mańskiej przeszłości, był szanowanym prezydentem niemieckiego związku pracodawców. Kontekst Negriego jest też interesujący ponieważ był on oskarżany o współudział w zamordowaniu polityka włoskiej chadecji, Aldo Moro. Nie udowodniono mu tego ale ostatecznie udowodniono współudział w rozbojach dokonanych przez jego ekstremistyczna organizację i na wiele lat trafił do więzienia. Kontekst historyczny jest jeszcze ciekawszy gdy uzupełnimy go informacją o tym, że był taki czas, gdy po oskarżeniach o tę zbrodnię uciekł do Francji, przygarnął go socjalista Mitterand, Francja udzieliła mu azylu politycznego (!) oraz dostał pracę na uniwersytecie w Sorbonie. W tym samym środowisku akademickim wzrastali wcześniej przywódcy Czerwonych Khmerów, późniejszy ludobójcy Kambodży, narodowi komuniści (co za zjawisko) i jednocześnie członkowie Francuskiej Partii Komunistycznej. I pomyśleć, że w tym wszystkim wyrastał na obrońcę demokracji bohater tej notki. Który do Negriego udał się z wyżej wymienionym wywiadem jak do lewicowej wyroczni.
Czytałem ten wywiad w Internecie. A tak jak to zwykle bywa tagi opisujące treść łączą dokument do innych dokumentów, zdjęć, filmów. No i właśnie jednym z dołączonych do tego wywiadu filmów był film z kontr-manifestacji lewackich, niemieckich bojówek przeciwko Marszowi Niepodległości 11 listopada. Było też zdjęcie tej manifestacji w szerszej panoramie. I to jest niesamowity szok poznawczy. To co bije po oczach to fakt, że w całej tej demonstracji nie uświadczysz ani jednej polskiej biało-czerwonej flagi, ani jednej. Na wspomnianym filmie niemieckie bojówki biegną z flagą… czarną. Otoczeni przez policję chowają się lokalu „Krytyki Politycznej”, z której już tylko krok do naszego bohatera. Potem owa organizacja wydała oświadczenie, że mecz „11 Listopada” wygrała nie biało-czerwona a „kolorowa”. Jest to też pomieszanie znaczeń, bo wystarczy jeden rzut oka aby zobaczyć, że była tylko czarna, z zasłoniętymi twarzami. Chociaż formacja ta twierdziła, że była tylko… tęczowa (Negri! Negri!). Znowu pomieszanie pojęć.
Biało-czerwonej nie można było zobaczyć na lewicowych demonstracjach do czasu zwycięskich wyborów przez konserwatywno-nacjonalistyczny PIS (tak go definiują oświecone media na Zachodzie) w tamtym roku. Od tego momentu na demonstracje kodziarzy biało-czerwone szturmówki dowożą autokarami w bagażnikach. No bo przecież skąd mają mieć te flagi uczestnicy tych demonstracji, przecież sami ich nie kupią.
Jaki z tego płynie wniosek? Gdzieś tam daleko, na paryskiej Sorbonie, jakiś zakonspirowany nowy Marks lub Lenin wydał polecenie: „zatykamy nosy i kolejny raz przepoczwarzamy się w polskich nacjonalistów. Aż do ostatecznego zwycięstwa światowego komunizmu”.
Pomieszanie pojęć, słów i znaczeń ma być ich drogą do celu.
Warto więc w niedzielę, po śniadaniu obejrzeć się wstecz. Dokonać refleksji. Czy aby się ktoś za plecami nie chowa przyczajony.
Inne tematy w dziale Polityka