Taki wniosek nasuwa mi się po marszu „ludzi rozumnych” w „obronie Wałęsy”. Bo głównym bohaterem był jak zwykle Jarosław Kaczyński, który czy w opozycji czy u władzy jest jedynym programem platformy zwanej żartobliwie obywatelską (oraz żyjącego wokół niej planktonu politycznego). Nawet jeśli nie sprawuje żadnej władzy państwowej to i tak jest wszystkiemu winny. No bo jak tu inaczej patrzyć na to. Kiszczakowa, wdowa po szefie komunistycznej bezpieki przychodzi do IPN-u wybranego przez koalicję PO-PSL (tak, tak!), lecą „taśmy prawdy” o Wałęsie, że nawet Waldemar Kuczyński ma swoje trudne dni. A winnym wszystkiego według za-kod-owanych jest oczywiście… Jarosław Kaczyński. To jest jakiś umysłowy horror. To jest jakaś aberracja umysłowa. Czy oni uważają go za jakąś siłę nadprzyrodzoną? Nawet taki transparent widziałem, na którym była lista checkbox-ów, w którym jednym z wyborów przy określaniu cech Kaczyńskiego był właśnie… Bóg. I pomyśleć tylko, że to całe towarzycho jest do szpiku kości antyklerykalne i ateistyczne. Ale ma jakiś za-kod-owany archetyp religijnego nabożeństwa i apokaliptycznego strachu wobec Jarosława.
Ja uważam, że nie ma co bronić Wałęsy. Bo niby przed kim albo przed czym? Żyje sobie jak pączek w maśle. To on sam stanowi dla siebie największe zagrożenie. Jego pycha jest jego największym prześladowcą. Prędzej czy później dopadnie go. I nic tu wtedy nie pomoże żaden marsz. Bo też oni też wcale go nie bronią a ubijają swój geszeft na nim.
A tak w ogóle to na marszach kod-owanych jest pewnie sporo aktywnych uczestników pamiętnej „wojny na górze” ludzi rozumnych z Wałęsą. Efektem tamtej wojny dawnych kolegów ze styropianu było między innymi to, że Wałęsa odebrał Gazecie Wyborczej hasło „Nie ma wolności bez ‘Solidarności’”. To wtedy siepacze Wałęsy – tak to było napisane! - mieli wyciągać Michnika z łóżka o szóstej rano (zamiast mleczarza). A sam Wałęsa - według Michnika - miał biegać z siekierką w ręku, rządzić dekretami i puszczać ludzi tylko w samych skarpetkach. Kto nie wierzy niech się uda do czytelni miejskiej i poczyta wstępniaki redaktora naczelnego z tamtego okresu (maj 1990 roku). Poza poziomem intelektualnym egzaltowanego maturzysty można się dowiedzieć sporo o tamtych czasach i zadziwić się, co się stało, że jest teraz takie gorrrące uczucie do Wałęsy ze strony ludzi rozumnych. Przecież to nie kto inny a Zbigniew Bujak (czy nadal jest udziałowcem Gazety Wyborczej?) przepraszał za „Solidarność” i swoją legitymację związkową "S" sprzedał na licytacji u… Kiszczaka. A teraz patrzę i oczom nie wierzę. Transparenty z logo „S” na marszu za-kodo-owanym? Się porobiło. Jeszcze trochę rządów dobrej zmiany a na msze u księdza Sowy lub Bonieckiego będą dawać o powrót do władzy.
Kiedyś się zastanawiałem jak ten burdel tuskowy kiedyś padnie. Prognozowałem, że zabraknie pieniędzy na finansowanie całego tego kretyńskiego hejtu robionego przez nieuków, którzy maturę chyba za jajka zdali. Oczywiście byłem naiwny, bo węgierski filantrop pochodzenia adwokackiego nie żałuje grosza na wszystkie przedsięwzięcia, które niszczą suwerenności i podmiotowość państw i narodów w celu realizacji obłąkańczej wizji komunizmu w wersji soft. A tu patrz pan, rzeczywiście zabrakło kasy ale na nagrobek dla szefa komunistycznej bezpieki. I się posypało się wszystko jak pierze z rozdartej pierzyny.
Schetyna buńczucznie twierdził, że jak by co to i milion uczestników wyprowadzi na ulice. Specjalnie oglądałem TV i śledziłem – niemieckie a jakże – portale wydawane w języku polskim. Na pierwszym miejscu był przylot Kajetana P. oraz Leonardo Di Caprio w filmie „Zjawa”. Gdzieś za tym małe zdjęcia z marszu. Cieniutko wyszło. No i było narzekanie, ze nie wszyscy zdążyli przyjechać. Czyżby WC się zbiorowo zatrzasnęło? Kaczyński ich nienawistnie wszystkich zatrzasnął?
W 2012 roku w poparciu dla Radia Maryja, któremu KRRiT nie przyznała miejsca na multipleksie cyfrowym protestowało ogółem w całym kraju 2.5 miliona uczestników. W moim mieście – gdzieś na końcu świata, gdzie się kończy mapa a zaczynają smoki – było 15 tysięcy. Gdzie nam tam do stolicy, a mieliśmy tyle samo ludzi na ulicach. I to jest ta skala proporcji proszę pana Grzegorza.
Prawdę mówiąc to lubię oglądać wiecowanie w wykonaniu Petru. Petru na pierwszej demonstracji kod-owanej krzyczał, że to być może już ostatnia legalna demonstracja. No i się nie doczekał. Ciągle nie widać armatek wodnych. Ciągle nie widać wozów bojowych oddziałów policyjnej prewencji. Ciągle nie ma gazów łzawiących. Ciągle po demonstracji wraca się do domku w nienaruszonej cielesności. Ale cały czas jest się wieszczem czarnej przyszłości. Każdego następnego dnia ma być gorzej i gorzej. A gdzie pozytywny własny program, gdzie projekty własnych lepszych ustaw? Gdzie ta nowoczesność w domu i zagrodzie?
Petru jest szkolony na Tuska-bis. Małpuje gesty Tuska, który lubował się w poprawianiu mikrofonów. Petru robi to sto razy częściej, w wyniku czego robi się to groteskowe, jakby miał problemy z utrzymaniem równowagi i chwytał się mikrofonu.
Ale skoro nie mają lepszych to w sumie dobry sygnał dla Polski. Nadal nie widać jakiejś silnej opozycji zdolnej zagrozić dobrej zmianie. Można spokojnie iść spać. Bałbym się jedynie lizusów władzy i towarzyszy Szmaciaków. To jest prawdziwe zagrożenie na dziś i trzeba to wypalać gorącym żelazem w zarodku.
Dla mnie to najważniejszą informacją na dziś było to, że w styczniu była nadwyżka budżetowa. Jak dla mnie to kod-ziarze mogą sobie chodzić co tydzień dając gwarancje międzynarodowe, że Polska demokracją i wolnością stoi.
I na koniec refleksja nad hasłem tego marszu. Aż ciśnie się na usta pytanie: wy naród? Od kiedy to? I jaki to naród? Od listopada 2015? Cosik mały liczebnie sądząc po tym co podają światowe agencje prasowe. Tylko piętnaście tysięcy? To chyba jakiś naród selektywnie „wybrany”.
Inne tematy w dziale Polityka