Istnieje takie przekonanie, że Orwell pisząc w roku 1948 swój „1984” stawiał złowieszczą przepowiednię, która ma się dopiero spełnić w nieodległej przyszłości. Istnieje wiele hipotez co do nazwy książki. Jedna z nich mówi, że były to odwrócone ze sobą dwie ostatnie cyfry z roku wydania książki. Inna mówi, że pierwotnie miała ona nosić tytuł „Last Man in the Europe” (Ostatni Europejczyk) Ten tytuł byłby chyba najbardziej adekwatny do treści, jako symbolu walki jednostki z Wielkim Bratem (ja wolę jednak nazwać to „coś, lub kogoś” Bestią). Jakże to brzmi szczególnie dziś, gdy zastąpimy Bestię symbolem Cywilizacji Śmierci.
„1984” to książka wielka dlatego, że jest nieustanną przestrogą przed tym co złowieszczo nadciąga nad Europę. Tym czymś jest odrzucenie Boga. Tym czymś jest wyrywanie jej korzeni. Tym czymś jest niszczenie języka. Tym czymś jest odwracanie znaczenia słów. To przecież Orwell opisał to idealnie:
„Wojna jest pokojem, wolność jest niewolnictwem, nieuctwo jest siłą”.
To hasło nie przestaje być wciąż aktualne. Szczególnie ten ostatni człon obserwujemy szczególnie teraz. Głupota jest produkowana i promowana masowo. Odcięci od swojej historii młodzi ludzie de facto stają się tabula rasa, na których można pisać zupełnie nową historię.
Orwell sam doświadczył na sobie tylko cienia Bestii, którą zobaczył w wojnie domowej w Hiszpanii w roku 1936. Mimo to istnieje wciąż takie przekonanie, że Orwell pisząc w roku 1948 swój „Rok 1984” stawiał złowieszczą przepowiednię, która spełni się dopiero w roku 1984. Otóż nie. W czasie gdy ją pisał w Polsce i w innych krajach pod sowiecką okupacją prowadzoną rękami zdrajców to działo się naprawdę. Czy Orwell miał tego świadomość? Pewnie tak, Bestia przecież nie została ubita, miała się w Europie coraz lepiej. Również – kto wie czy nie najbardziej – za sprawą ludzi, których umownie nazywam dziś „rozumnymi”. Bo tu u nas za żelazną kurtyną to już nie była literatura. To była dotkliwie namacalna rzeczywistość. Był przecież wielki sowiecki brat. Socjalistyczny pokój był wojną. Socjalistyczna wolność była niewolnictwem. Na szczęście dla nas, nie ginęła pamięć. Nie ginęła chęć poznawania prawdy. Nie byliśmy w jakiejś znacznej mierze nieukami. I ta prawda była przekazywana. Przekazywana przez dziadków. Przekazywana po cichu przez rodziców. Jak ziarnko gorczycy rzucone na ziemię. W jednych obumarło, skłaniało ich do przekonania, że Bestia będzie wieczna. Dlatego pewnie część z nich na podstawie takiego przekonania postanowiła zostać „Bolkami”.
Usunąć z pamięci. To właśnie miało być najgorsze. Usunąć z pamięci. Tak miało być z pułkownikiem Łukaszem Cieplińskim, zamordowanym przez Bestię w 1 marca 1951 roku, w jakiejś podłej piwnicy „katyńskim” strzałem w tył głowy. Prawie jednocześnie Orwell gdzieś w odległej przestrzennie Anglii opisuje, co w tym samym czasie mogłaby powiedzieć Bestia pułkownikowi przed śmiercią na przesłuchaniu w ubeckiej katowni na Mokotowie:
Nie wyobrażaj sobie, Winston, że potomność cię zrehabilituje. Potomność nigdy się o tobie nie dowie. Usuniemy cię ze strumienia historii. Poddamy ewaporacji; ulecisz w strato-sferę jako para. Nic po tobie nie zostanie: ani nazwisko w księgach metrykalnych, ani wspomnienie w czyjejś pamięci. Nie będziesz istniał w przeszłości, tak samo jak w przyszłości. To, że nigdy nie istniałeś, stanie się faktem.
Gdy patrzę na rozpadające się strzępki grypsów więziennych pisanych przez pułkownika do żony to widzę święte relikwie, które ocalały z jednego z Orwellowskich grobów pamięci. Gdyby nie wysiłek jednej niezłomnej kobiety, żony pułkownika nie byłoby uratowanej pamięci. Bestia by triumfowała. A wydawać by się mogło, że to tylko zwitek bibułki z niewyraźnymi śladami ołówka. W tych grypsach jest taki ładunek, który można porównać tylko do pełnej czystych intencji modlitwy skierowanej do samego Boga. Na przekór temu co Bestia mówiła:
My niszczymy słowa. Setkami, i to dzień w dzień. Redukujemy język, plewimy z niego wszystko, co zbędne.
To trzeba uważać za cud. Na takich zwitkach bibułki papierosowej udało się przemycić głębokie przesłanie do Przyszłości. Nie trafiło do płonących dzień i noc grobów pamięci. Nie udało się Bestii napisać historii na nowo.
Teraz gdy widzę co we wszystkich mediach wypisuje opozycja enerdowska w naszym kraju to właśnie jest pomruk Bestii. To jest walka ich o Historię. Orwell pisze tak o totalnym programie Partii Wewnętrznej przejęcia wyłączności do całej przestrzeni historycznej:
Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość.
Dlatego bronią „Bolka”. Dla nich nie jest on celem. Jest jedynie środkiem. Myślę, że pogardzają jak śmieciem tym proletem awansowanym do Partii Zewnętrznej. Dla nich to jest przepustka do przejęcia Historii. Dlatego zaczęli się obnosić ze znakami „Solidarności”, którą tak pogardzali po roku 1989. Dlatego sięgnęli po biało-czerwone flagi, które poprzednio parzyły ich ręce.
I właśnie dlatego: na Boga! Nie dajmy sobie pozwolić narzucić języka Bestii. „Solidarność” była naszą Nadzieją. Nie oddamy jej Bestii. Nie mówmy też o Niezłomnych jako o wyklętych. My ich nie wyklęliśmy. Język jest najważniejszy. Nazywajmy ich Żołnierzami Niezłomnymi. Takimi jakimi byli naprawdę.
Inne tematy w dziale Polityka