Mój Boże, jaka ta historia ludzkich dziejów jest niesamowita. W marcu 1981 roku, na strajkach studenckich przeciwko tak zwanej „prowokacji bydgoskiej”, gdy Jan Rulewski był pobity przez milicję (o zgrozo: „obywatelską”!) podczas sesji Rady miejskiej byliśmy cali w niepewności. Czekając świtu po przygotowaniach do tego strajku zastanawialiśmy się z niepokojem w głowach: wejdą, czy nie wejdą. Minęło równo 35 lat. Dziś Jan jest w partii, która sama prosi o to aby weszli...
Ale nie ma się co mazać i roztkliwiać. Zacznijmy od teorii gier jako narzędzia do podejmowani decyzji. Mamy oto grę pomiędzy dwoma uczestnikami: diabłem weneckim i dobrą zmianą. Ułóżmy prostą tabelkę tej gry, która pokaże nam możliwości budowania strategii wygrywającej (o ile takowa istnieje).
|
Co ma zrobić dobra zmiana z diabłem?
|
Zaprasza go do siebie z kurtuazyjną wizytą
|
Nic, NRD go nasłało
|
Jakie dyrektywy dostał diabeł wenecki?
|
Kciuk do góry
|
Wygrana
|
Wygrana
|
Kciuk w dół
|
Przegrana
|
Przegrana z kretesem
|
Widać z tego wyraźnie jakie są szanse. Ale teoria gier mówi wyraźnie: jeżeli wiesz jaką strategię ma twój przeciwnik w grze i wiesz, że będzie nią grał niezależnie jaką ty przyjmiesz strategię to graj tak aby uzyskać możliwie największą wypłatę w tej grze. Wczorajszy dzień pokazał, że strategia zaproszenia diabła do siebie (brr, jak to brzmi!) dała taki efekt, że można było negocjować końcowy tekst i załagodzić gdzie się dało. Gdyby NRD go nasłało nie byłoby takich możliwości. Tyle, czy aż tyle? Historia niestety przynosi owoce dopiero z dłuższej perspektywy. Nie ma tak, ze dziś pytanie, dziś odpowiedź.
Patrząc na zdjęcia z posiedzenia komisji zwanej wenecką nie mogłem się oprzeć wrażeniu: a po cóż ich tam tylu? Przecież gdyby Hegemon Europy chciał dokonać gwałtu na małym niepokornym narodzie to wystarczyłby zaledwie kilku. Co ja mówię kilku, wystarczyłoby dwóch. Przecież do tego wystarczyłby jeden herold, który ogłosiłby wyrok i jeden kat, który wykona go. Jakie niskie koszty. A to jest cała horda do utrzymania! Po co tylu aby dokonać egzekucji? No właśnie. Chodzi i o stworzenie pozorów. Pozoru prawa, pozoru powagi i pozoru uczoności. Sale komnatowe o wysokich sklepieniach, obrazy przodków na ścianach, ciężkie kotary w oknach. Wszystko to ma dawac efekt dostojeństwa. Arystokracji. Bzdura. Chdozi jedynie o to, że koszty utrzymania tych uczonych w piśmie faryzeuszy jest i tak o lata świetlne niższy niż posłanie do niepokornego kraju Wehrmachtu.
No i miejsce, w którym wydawany jest wyrok. Dlaczego nie była to Florencja Machiavellego? To przecież on powiedział, że „racja nic nie znaczy gdy nie jest poparta siłą”. Czyż nie pasowałoby do całej sytuacji wrażonej w powyższej tabelce? A dlaczegóż to Hegemon Europy nie osadził tej komisji w jednym ze znanych miast niemieckich? Na przykład w Norymberdze lub Monachium? A co to byłaby za atrakcja dla komisarzy? Tak to można gondolą popływać. I selfie zrobić na placu św. Marka. A co w takiej Norymberdze? Przed trybunałem sądzącym zbrodniarzy niemieckich? Albo w Monachium, gdzie tchórzliwe demokracje uległy jednemu z niemieckich Hegemonów Europy i spaliły na ołtarzu poświęcenia Czechy? Ale jak się tym pochwalić na fejsie?
Nic z tych rzeczy. Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła w sprawie wyroczni „świętej inkwizycji demokracji” to czy oni pochodzą z demokratycznego wyboru? Czy był czas zgłaszani kandydatów? Czy były prezentowane życiorysy kandydatów, ich dotychczasowe CV i plany stania na straży demokracji? Kiedy miała miejsce kampania wyborcza i ich debaty telewizyjne? Kto liczył głosy oddane na nich? Czy ja przeoczyłem wybory, coś do mnie nie dotarło? Nie! Więc jak się tam znaleźli? Zostali wskazani, zostali nominowani. A przez kogo? Przez tego, kto im płaci i wymaga. Czyli przez Hegemona. Ejże. Jak to? Niedemokratycznie wybrane ciało jest strażnikiem zasad demokratycznych?
A może wzorem tej wyroczni zrobić sobie komisję w zacnym polskim mieście o wieku porównywalnym z Wenecją i zrobić drugi wyrok, ujmujący to co tamta pominęła a marginalizujący to co tamta przyjęła? A niby dlaczego nie? Dlaczego ma być tylko jedna „komisja wenecka”? Jest pluralizm poglądów czy nie? Przecież taki na przykład Kalisz sięga historią do czasów Imperium Rzymskiego. Wenecja powstała dopiero w V wieku. W naszym kraju można się doliczyć kilku Wenecji. Czapkami moglibyśmy ich przykryć.
Zostawmy te powyższe pytania zawieszone w powietrzu. Spójrzmy nasze podwórko. A tu największa trwoga wśród tych, którzy stanowią w naszym kraju enerdowską opozycję. „Sztuczna mgła” to jest pikuś przy tym co wymyślają działacze opozycji enerdowskiej. Blogerzy z enerdowa już zapowiadają z satysfakcją, że Polskę dosięgnie karząca ręka z krajów rozwiniętej i dojrzałej demokracji. Jak dzieci cieszą się, że szczyt NATO może się nie odbyć bo Wuj Sam za pośrednictwem swoich przedstawicieli pochodzenia adwokackiego już śle komunikaty jawne i tajne. Że nie będzie wsparcia aliantów, gdy zostaniemy napadnięci. Cieszą się z osłabienia zdolności obronnych przez brak działania aliantów w wypadku naszego zagrożenia. A kiedykolwiek było inaczej?
Stuknijcie się w głowę. Jeżeli tak się stanie, to kto stanie w obronie zachodu (piszę mała literą bo to co się ostało to nijak się ma do dawnego Zachodu), kto stanie na pierwszej linii frontu? Jeżeli nie udzieli się nam wsparcia to w dwa dni przy dobrych autostradach i niskim pułapie chmur zagony pancerne mogą być na Wilhelm Strasse. W kilka dni później – przy braku oporu zniewieściałych wojsk – żołdactwo będzie piło czekoladę w Brukseli kładąc wojskowe buciory na stolikach kawiarnianych. Że o innych atrakcjach dla mieszkańców podbitych ziem nie wspomnę.
I tu warto zwrócić uwagę na rzecz zupełnie oczywistą. Ile razy Polska w ostatnim czasie była choć odrobinę zagrożona ze wschodu tyle razy odpowiedzialni na zachodzie rakiem wycofywali się z jakiejkolwiek odpowiedzialności ze słynnego artykułu nr 5 traktatu akcesyjnego do NATO mówiącym w prostych żołnierskich słowach „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Argumentacja jest jak rodem z jakiegoś kabaretu. Bo to stanowi zagrożenie dla ich żołnierzy! Ale gdy jest szansa, że mogą coś ugrać dla siebie kosztem Polaków przy pomocy opozycji enerdowskiej w naszym kraju to nie zawahają się ani chwili. Idą jak po swoje.
Człowiek podejmując decyzje próbuje wyważyć „za i przeciw”. Co ma za pazurami opozycja enerdowska, że woli pokryć się hańbą wzywania pomocy dla siebie za granicą niż rozpocząć prace od podstaw aby zbudować program polityczny, wywalić ze swoich szeregów tych, którzy są odpowiedzialni za ostanie klęski i wygrać następne wybory? Przecież w rozwiniętych i dojrzałych demokracjach tak jest, prawda czy nie? Dlaczego tak się nerwowo spieszą? To już trzeci raz w przeciągu 25 lat za wszelką cenę dążą do obalenia każdym sposobem konstytucyjnie wybranych władz. Czy tym razem im się nie uda?
Nie może się im udać. Ale co zrobić w tej sytuacji? Nie publikować - nie wiem jak to nazwać – luźnego spotkania członków TK pozbawionego mocy na zasadzie nie uznania domniemania konstytucyjności ustawy uchwalonej przez Sejm. Natomiast przyjąć i wdrożyć ich wnioski jako zastosowanie ich do ponownego uchwalenia ustawy o Trybunale Konstytucyjnym tak aby nie mogli się do czegoś przyczepić ponownie. Pozbawić ich siły ich własną argumentacją. Jest stabilna większość w Sejmie. Trzeba być jak judoka. Stosować zasadę dźwigni i pokonywać sprytem silniejszego - mocą obcego wsparcia - przeciwnika.
Polska ma w tej chwili historyczne okno czasoprzestrzenne aby wybić się na suwerenność. Aby pogonić gdzie pieprz rośnie politycznych nomadów, pozbawionych na własne życzenie jakiejkolwiek Ojczyzny, którzy liżą stopy obcych władców w zamian za prawo do bycia nadzorcami jego niewolników.
A sio! A kysz! A zgiń przepadnij maro nieczysta!
Inne tematy w dziale Polityka