Można by to rozpocząć tradycyjnie. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami...
Zamiast tego zdziwmy się. Zdziwienie jest jedną najbardziej wartościowych technik poznawczych mogących prowadzić do ciekawych wniosków.
Bo oto przez dziesiątki lat raje podatkowe miały się świetnie. Przyciągały chętnych aby skryć gotówkę ze wstydliwego przychodu. Można by pomyśleć, że żadna służba specjalna żadnego państwa nie próbowała się tam nawet zbliżyć. Czy ktokolwiek i kiedykolwiek słyszał aby jakiekolwiek państw zwróciło się do takiego raju z prośbą o weryfikację, czy aby obywatele ich kraju nie próbują kręcić lodów na słonecznych plażach Panamy? Żadne skarbówka nie wysyłała tam swojego człowieka aby na bieżąco informował o stanie kont obywateli kraju? Można by rzecz, że był to obraz idylli. Policjanci i złodzieje umówili się, że teren Panamy to strefa nietykalna. I jedni i drudzy w strojach kąpielowych popijali razem drinki z parasolkami. Czy tak było w rzeczywistości? Należy włożyć to między bajki i legendy panamskie.
Raje podatkowe to coś w rodzaju ekskluzywnego burdelu. Wchodzisz tam na własne ryzyko złapania syfa i serii zdjęć, które można wysłać temu i owemu. Paradoksalnie uciekając przed większymi podatkami delikwent pakował się w tak piramidalne problemy, że pewnie momentu tego żałował przez całe życie. Należy się pozbyć złudzeń. Firmy te były naszpikowane agentami służb specjalnych i podatkowych krajów, które chciały posiadać wiedzę o zamożnych, a więc wpływowych postaciach z życia gospodarczego i politycznego. Ileż dziwnych i niezrozumiałych decyzji wydawanych przez lata mogło być spowodowanym jednym mejlem wykonanym z Panamy...
Następna sprawa jaka budzi zdziwienie to fakt, do jakich gazet trafiły te prawie trzy terabajty danych. Do wybranych gazet. Wedle jakiego klucza? Wedle klucza „gazeto-wyborczości”. Proszę wybaczyć, ale rzetelność dziennikarska tam? Gazety te ponoć przez rok czasu prowadziły śledztwo. Śledztwo czego? Mając na stole wyłożone wszystkie karty co robiono przez ten rok w kilku redakcjach, które nawet pary z gęby nie puściły na ten temat. Takie przypadki to zna tylko mafia. W normalnych warunkach konkurencji każda z gazet robiłaby to na wyścigi aby być pierwszą z breaking news na żółtych paskach telewizorni. Jak zmowa milczenia je trzymała? Przecież mając dane finansowo- księgowe, dobry specjalista od baz danych ze wsparciem biegłego księgowego w – góra! - kilka dni robi kwerendę, z które wynika, kto, gdzie, kiedy i ile. I dajemy to na pierwszą stronę! Dlatego od tego kto został ujawniony o wiele bardziej mnie interesuje kto nie został ujawniony. Bo może przez ten rok trwały ciche negocjacje z zainteresowanymi polegające na zasadzie cichej umowy między psem a przechodniem: „ja cię nie kopnę, ty mnie nie ugryziesz”. No i pewnie cześć nazwisk została skrupulatnie wygumkowana.
Kolejne zdziwienie to fakt, że ten tajemniczy rycerz walczący z unikającymi podatków uznał że najbardziej wiarygodną gazetą będzie gazeta niemiecka. Jakimi kryteriami się kierował w swoim wyborze? Zdając sprawę z tego jak wielkie nazwiska mogły by być zainteresowane ciszą wokół Panamy nie bardzo wierzę, że był to jakiś samotny don Kichot walczący z wiatrakami. Raczej sądzę, że był to wyszkolony agent null null sieben. I dlatego - jak mawiał Gary Linker – choć grali tam pewnie wszyscy to ostatecznie Niemcy i tak wygrali.
Od kilku lat mamy sytuację, że na światło dzienne wystawiane są całe ciężarówki dokumentów lubiących niskie temperatury i brak dostępu światła. To już trzecia taka afera, a każda poprzednia była uznawana za sensację wieku.
Ostatecznie mamy taką sytuację, że świat stał się jedną wielką wiochą, gdzie każdy każdemu zagląda przez okno i do garów aby za chwilę rozgłaszać wszystkim co tam przez to okno zobaczył i czym tam zalatuje. Miał rację McLuhan. Staliśmy się globalną wioską. Nie, wioska budzi u mnie dobre skojarzenia. Staliśmy się globalną, pazerną wiochą.
Inne tematy w dziale Polityka