Czy coś łączy małego murzynka Bambo z małym Jasiem Kowalskim? Tak. Łączą ich perkal i kolorowe paciorki. Ale nie tylko. Bambo wie, że jest i ma być plemieniem żyjącym a w jak najbardziej naturalnych warunkach, tak jak tygrysy, słonie i żyrafy. Najlepiej pod gołym niebem. Bambo za to, że żyje bez cywilizacji dostaje perkal i kolorowe paciorki. To samo Jasiem. Musi wiedzieć, że jest takim małym murzynkiem Bambo. Co z tego, że ma białą skórę. Ma przygotować się, że będzie pracował u kolonizatora, gdzie będzie do końca swoich sprzedawał perkal i kolorowe paciorki. Za ile? Za tyle aby mógł wrócić z pracy do domu i z domu dojechać do pracy.
A co wtedy, gdyby Bambo uświadomił sobie, że jego plemię żyje na złoto-, ropo-, urano-, miedzio- i inno nośnych terenach? Co wtedy gdy uświadomi sobie, że posiada swój język, swoją kulturę, swoje tradycje i wierzenia? Co wtedy gdy wódz plemienia powie do swoich współplemieńców: „ziemia, na której mieszkamy jest naszym bogactwem”. Co wtedy, gdyby plemię na swoich sztandarach wypisało w języku suahili „Bóg, Honor i Ojczyzna”?
Gdyby tak się stało to biada temu plemieniu. Czy wtedy, piosenkarz Bono, znany ze swoich chrześcijańskich – w słowach – pieśni będzie się jeszcze tym plemieniem interesował? A może przez media przetoczyłyby się jego słowa o niewdzięczności plemienia za dostarczanie mu tylu ryb – broń Boże wędki! - aby tylko pozostało w swoim dziewiczym położeniu nie dotkniętym przez zgniłą cywilizację Zachodu? Może w mediach światowych zaczęło by się to plemię stygmatyzować pojęciem hipernacjonalizmu? Które różni się od nacjonalizmu niemieckiego, francuskiego, izraelskiego tym, że te są dobre a tamten zły.
Dziś Ważny Generał z NATO powiedział – czytałem to z niedowierzaniem - że nie można budować nowych baz wojskowych na wschodniej flance ponieważ będzie to dla tych baz niebezpieczne. Wystarczył jeden myśliwiec z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach, który zrobił beczkę w niewielkiej odległości od samolotu zwiadowczego aby z Wielkiego Żandarma został tylko malutki kapral w powiatowym komisariacie.
Czy coś łączy tego generała z piosenkarzem Bono? Panowie generałowie, a może zamiast przebierania się w mundury z rzędami baretek medali i gwiazdkami na pagonach założycie sobie koszulki z hippisowskimi pacyfami? Tak będzie bardziej prawdziwie. No i koniecznie tęczowe opaski na głowy. Jak załoga stateczku „Rainbow Warrior”, która nie wiedzieć czemu zawsze się przykuwała do „imperialistycznych” okrętów wojennych a nigdy do okrętów wojennych „bratniej” Armii Czerwonej. Pokonajcie wroga przez sex, drugs & rock’n’roll!
Piszę o tym od czasu wojny na Ukrainie, od czasu zestrzelenia samolotu pasażerskiego na Ukrainie. Gdy wysłany tam oddział żołnierzy NATO nic nie robił „bo było zbyt niebezpiecznie”. Trzeba bić w dzwon na trwogę. W ważnych strukturach NATO dokonuje się negatywna selekcja. Do głosu dochodzą nie wybitni dowódcy wojskowi a jacyś nieudaczni komisarze ludowi, homo-politruki. To jest najdelikatniejsze słowo jakiego mogę użyć.
Co z tego wynika? Nikt nas nie obroni poza nami samymi. Wynika również to, że ta nasza przynależność do NATO była jedną wielką ściemą. Mamy w nim pełnić rolę plemienia, które tak jak kiedyś znowu stanie w obronie Zachodu przed nawałnicą tatarską, turecką, czy bolszewicką lub niemiecką. Powiedział to nie mniej ważny inny generał jakiś czas temu, który ujął to w dość zawoalowanej formie, miłej polskiemu niedowartościowanemu ego: „Polacy mają do spełnienia w NATO bardzo ważną rolę”. Mamy się wykrwawić ile tylko się da aby powstrzymać nawałnicę. Co z nas zostanie? Pewnie nic.
Tylko jedna myśl nie daje mi spokoju. Nie, nie powiem jaka.
Inne tematy w dziale Polityka