Maciej Eckardt Maciej Eckardt
50
BLOG

Na prawo patrz!

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 5

Jarosław Kaczyński nie będzie miał wpływu na kolejną wersję prawicy, nie dlatego że jego partia ma małe szanse na objęcie władzy, ale dlatego że porusza się w kręgu dawnych rozpoznań i nie wytworzyła żadnych mechanizmów umożliwiających przetwarzanie idei i struktur powtarzających w kółko tezy z lat 90. Nieprzetwarzane i nieodświeżane idee nie stanowią zaś żywotnej siły i PiS, podobnie jak poprzednie historyczne wersje prawicy, zostanie zastąpione przez wersję nową, wyrosłą z innego pnia – zauważa w „Dzienniku” Rafał Matyja. Gazeta zabrała się, nie po raz pierwszy zresztą, za obdukcję polskiej prawicy, której głównym korpusem – póki co nie delicti –  jest Prawo i Sprawiedliwość.

Temat to nie nowy, często dyskutowany, nie mający w sobie absolutnie nic z porywu świeżości, bo ileż można rozmawiać o polskiej prawicy? Huczy się o niej na różnych blogach i blogosferach, portalach i gazetach, wydziwia i prognozuje, bardziej lub mniej mądrze, krytykuje i chwali – ot, norma. Matyja zgrabnie podzielił rodowód dzisiejszej prawicy na trzy mioty. Pierwszy: najsilniejsza, ideowo spójna i skodyfikowana formacja tamtych czasów, jaką była endecja, pojawiła się wówczas w postaci całkowicie marginalnej i epigońskiej (Maciej Giertych) albo poddanej głębokim rewizjom (Wiesław Chrzanowski, Aleksander Hall).

Drugi: wyrosły w kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy - egalitarny, ostentacyjnie religijny i antykomunistyczny, tolerujący lub afirmujący “przewodnią rolę związków zawodowych”. Trzeci: Kaczyńskiego, ukształtowany w znaczącej mierze polemiką z władzami AWS oraz postawą antykomunistycznych i konserwatywnych jastrzębi w Sejmie III kadencji. Prawica ta zbudowała swą tożsamość na postulatach wzmocnienia państwa, twardej polityki karnej i silniejszej podmiotowości na scenie europejskiej.O ile wywód genealogiczny Matyji na temat polskiej prawicy nie budzi emocji, gdyż można się z nim z grubsza zgodzić, o tyle znacznie ciekawsza wydaje się prognoza, kiedy wybiega w przyszłość:

Dotychczasowa historia wskazuje, że powstanie ona najpierw jako pewien projekt ideowy, a dopiero w drugiej kolejności poszuka form politycznych. Nie muszą to zresztą być formy ściśle partyjne. Jeżeli scena polityczna okaże się bardziej stabilna niż dotychczas, przełom może mieć charakter zmiany języka, na którą nałożą się zmiany polityczne wewnątrz PiS lub zbudowanie nowej formacji z części tej partii. (…)

Tożsamość prawicy zostanie wypracowana, przedyskutowana, przetestowana w tych środowiskach, które odważą się myśleć poza utartymi szablonami. Nawet jeżeli w pierwszym odruchu nie określą swojej propozycji mianem prawicowej. Podobnie zatem jak nikt nie zauważył narodzin kolejnych generacji prawicy, sądząc, że poglądy formułowane poza głównym nurtem debaty są mało ważne, tak też kolejne formy prawicowości dojrzewać będą w cieniu hegemonów. Gdy sformułują zaś swoje credo, będzie już za późno: zaspany hegemon odda władzę z taką samą łatwością, z jaką przejął ją z rąk poprzedników. (…)

Punktem wyjścia do myślenia o nowej prawicy nie musi być zatem jej obecny kształt ideowy. Prawica nigdy nie miała ustanowionego konstruktywistycznie wzorca z Se`vres. Zawsze była niedoskonałą odpowiedzią na aktualne problemy. Jej zaletą była zdolność korzystania z różnych wątków tradycji. W kod genetyczny prawicy lat 80. wpisała się metoda polityczna Narodowej Demokracji, sukces polityki Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, ironiczny duch stańczyków, rozpoznanie etycznych wątków nauczania Jana Pawła II, nauka o narodzie Stefana Wyszyńskiego oraz doświadczenie pierwszej “Solidarności”.(…)

Tworzenie nowej prawicy nie jest procesem dającym się ująć w sztywne ramy gotowego projektu. Przeciwnie, uciera się w polemikach, sporach, próbach zasadniczych rewizji dotychczasowego myślenia. W pierwszym okresie może nawet prowadzić do ukształtowania się zasadniczo antagonistycznych wizji tej formacji. W wielu sprawach różnice na prawicy są dziś na tyle poważne, że nie istnieją podstawy do utrzymywania pozornej jedności. Zwłaszcza w warstwie publicystyki, intelektualnego projektu, politycznego komentarza. Strategie jednolitego frontu warto zostawić tym nurtom, w ramach których powstały. Prawica polityczna powinna zachować zdolność współpracy w sprawach kluczowych. Intelektualne pozycje formacji prawicowych należy jednak poddać zasadniczej i swobodnej dyskusji.

Przepraszam za przydługi cytat, ale starałem się przytoczyć tok myśl Matyji, bo kilka jego refleksji wartych jest poniesienia w prawicowy lud. Lud mocno rozdyskutowany, ale nie nad tym co istotne, czyli jaka właśnie powinna być prawica, ale nad zagrywkami serwowanymi przez speców od pijaru, od których puchną potem media, a za nimi prawicowa brać, sekundując sytuacjom, które każdy przytomny obserwator życia publicznego powinien, za przeproszeniem, „olać”, a nie tracić czas na roztrząsanie tego, czy Kaczor dobrze przyłożył Donaldowi i czy Palikot, to jakikolwiek punkt odniesienia dla prawicowego dyskursu. Taki właśnie jest urok prawicowych portali egzaltujących się plotką, domniemaniem i polityczną jatką, którą ku uciesze prawicowej gawiedzi serwują  jej pozostający w zgodnej symbiozie prezesi partii i redaktorzy naczelni.

Polska prawica ma jedną smutną przypadłość – brak politycznych żołnierzy. Ma doskonale rozwinięty salon (jak zwał tak zwał, ale intelektualistów po prawej stronie naprawdę nie brakuje) i świetnie wypracowane koncepcje teoretyczne, natomiast cechuje ją kompletna nieudolność w implementacji tego, co powinno decydować o jej permanentnym sukcesie, przynajmniej w polskich warunkach. Nie ma kim wcielać w życie prawicowego projektu, bo przez ostatnie dwadzieścia lat nie udało się przyciągnąć do prawicowych szeregów bitnego, świadomego żołnierza, a co najwyżej wyższych oficerów z awansu, których mentalność sytuuje ich raczej na poziomie ordynansa, niż pożądanego na każdym froncie dowódcy liniowego. O wodzach nie wspominam, bo ich poczet wymagałby sążnistego rozpisania się, a na to nie mam czasu.

Twarzami prawicowej polityki w terenie (pomijam front centralny) stają się często osobnicy o, delikatnie rzecz ujmując, patogennym sposobie oddziaływania na otoczenie. Pozbawieni kręgosłupa i zdolności samodzielnego myślenia, bezrefleksyjnie próbujący szarpać cuglami i przymuszać do kretyńskich zachowań otoczenie, które z miesiąca na miesiąc się kurczy. Najpierw odchodzą ci, którzy z racji pełnionych funkcji nie mogą sobie pozwolić na kompromitację (np. starostowie), potem prezesi kół, następnie całe koła. W następstwie tego nie ma komu przeprowadzić wyborów w kołach (brak quorum), co skutkuje cudownym rozmnożeniem członków w postaci szwagrów, pociotów i wyalienowanych z życia jegomości.

Nie ma prawica szczęścia do ludzi. Generuje sporo oszołomstwa, różnych nawiedzonych Napoleonów, zbawców ojczyzny, 110 proc. Polaków (tzw. górka bezpieczeństwa), kompletnych dewotów i maniaków. W tak zwanym międzyczasie prawicowi ponoć posłowie ślą na siebie donosy, uprzejmie donosząc Panu Prezesowi, że ten czy tamten poparł nie tego co trzeba w wyborach do Europarlamentu, że tego czy tamtego samorządowca należałoby wyciąć, bo nie dopuszcza do żłoba naszych (nota bene facetów z wyrokami, czy byłych funkcjonariuszy oddziałów szturmowych ZOMO), że ten i tamten konkurencyjny poseł z okręgu narobił przekrętów przy zatrudnianiu pracowników i ciągnął dla siebie lewą kasę z biura, że ten i tamten chleje na umór i do agencji zagląda… etc., etc…. Ot, nieśmiertelna filozofia - uprzejmie donoszę Panie prezesie.

Nie jest oczywiście tak źle, jak mogłyby na to wskazywać przykłady przywołane wyżej. Prawica ma zdolność regeneracji. Jej atutem jest trudność w jednoznacznym jej zdefiniowaniu. Wymyka się najbardziej „obiektywnym” definicjom, co tylko dobrze o niej świadczy. Wdałem się kiedyś w dyskusję nad tym, jak widzę przyszłość prawicy, wskazując na jej konserwatywno-narodową osnowę. Podobnie jak Matyja, wskazałem, że moderacji musi ulec konfrontacyjny język, który odstrasza potencjalnych partnerów i niezdecydowanych wyborców, utrwalający obraz prawicy agresywnej i niezdolnej do zwierana koalicji. Po kilku latach od tamtych rozważań wciąż uważam, że prawica musi być zdecydowanie wolnorynkowa, nie schlebiająca taniemu populizmowi, wolna od etatyzmu, obudowana licznymi inicjatywami obywatelskimi.

Winna to być prawica z żywym dyskursem wewnętrznym, z wypracowaną realną koncepcją geopolityczną i wizją polityki zagranicznej, z nieprzerwanym i niezakłóconym krążeniem elit we własnych szeregach, nie klerykalna, ale jednocześnie broniąca dekalogu, deklaratywnie skromniejsza, stawiająca na poczucie wolności obywateli i na zaufanie tej wolności przez państwo, trzymająca to państwo w życzliwym do obywateli dystansie, inicjująca społeczne debaty, nawet kontrowersyjne, uprzejma i uśmiechnięta, mniej zacięta na twarzy, nie zaglądająca ludziom pod kołdry i nie oceniając ich życiowych wzlotów i upadków, które ocenie powinny podlegać jedynie w konfesjonale.

Czy tak prawica jest w ogóle możliwa? Nie wiem, ale jeśli tak, to droga do niej wiedzie ugorem. Gdyby jednak udało się jej kiedyś powstać w takiej postaci, to stanie przed trudnym dylematem. Musiałaby określić swój CEL. Dzisiaj ten cel się rozpłynął, bo IV RP odpłynęła, a walka z korupcją stała się obowiązującą normą, a nie postulatem. Wprawdzie czeka nas jeszcze konfrontacja o in vitro i homoseksualne „małżeństwa”, ale nie będą to pola sporu, dzięki którym prawica będzie mogła poszerzyć swój zasięg oddziaływania. Wydaje mi się, że prawica musi zaproponować znacznie ambitniejszy dyskurs, prowokując bój o całościową współczesną definicję człowieka. Musi na niego spojrzeć nową optyką, dostrzegając, że jest to już inny człowiek, ukształtowany wcale nie na prawicową modłę i do prawicowości jako takiej nie lgnący.

Na szczęście lewica w tej materii niczego oryginalnego i przyciągającego nie proponuje. To szansa dla prawicy, by samemu określić miejsce i czas bitwy. Na szczęście człowieka jako takiego nie da się wyprać z wartości i potrzeby odwoływania się do nich. Tu ciągle przewagę ma prawica. Dalej jest już gorzej. Styl i model życia współczesnego człowieka sukcesywnie i metodycznie oddala się od marzeń prawicy. Człowiek współczesny pragmatycznie zaczął łączyć post z karnawałem, ze zdecydowaną przewagą tego drugiego. Owszem, wartości są dla niego ważne, ale nie na tyle, by zrezygnował z przyjemności. Obraz rodziny diametralnie się zmienia. Wystarczy popatrzeć na ilość dzieci rodzących się w związkach nieformalnych, co staje się normą. Normą na tyle trudną do odwojowania, że dotyczy spraw newralgicznych, bo zahaczających o przyrodzone prawo człowieka do wolności.

Jak w tym wszystkim powinna odnaleźć się prawica? Wydaje się, że powinna grać skrzydłami, w zależności od kontekstu. Raz niech to będzie ciężka husaria, a kiedy indziej lekka i zwrotna jazda. Za każdym razem jednak niech będzie w tym wszystkim szacunek dla człowieka, a nie krucjata, którą chętnie widziałaby lewica. Ma prawica wszelkie dane ku temu, by być psem przewodnikiem w sporze o współczesnego człowieka. Ma potencjał, przemyślność i możliwość wskrzeszania zapału. Tego nie ma lewica. Ale ma inny mocny oręż – możliwość wskrzeszania destrukcji. I tu tak naprawdę przebiega od zawsze spór na linii lewica – prawica. Oni rujnują, my odbudowujemy. Oni atakują, my się bronimy. Oni lubią mrok, my jasność. Oni nie mają racji, my ją mamy. Tylko jak tu zrobić, żeby nasze było jak najdłużej na wierzchu?

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka