Maciej Eckardt Maciej Eckardt
38
BLOG

Dorn. Po prostu Dorn.

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 3

Mocno zelektryzował Ludwik Dorn tubylcze media zapowiedzią tworzenia własnej partii. Od dawna mówiło się, że najbarwniejszy członek PiS w końcu zacznie ją majstrować, bo jako „trzeci bliźniak” w roli bliźniaka się nie sprawdził. Chłoszcząc braci Kaczyńskich za bardziej lub mniej oczywiste przywary i błędy, sprowokował Dorn oczywistą oczywistość, czyli swoje wystawienie za partyjne drzwi.

Wprawdzie Ludwik Dorn próbował nogą te drzwi przyblokować, jednak nie na tyle desperacko, by dać sobie tę nogę pogruchotać. Wybrał strategię pohukiwania przez okno, zza którego serwował zdezorientowanym pisowcom polityczne serenady, czym jeszcze bardziej rozsierdzał Jarosława Kaczyńskiego, który w porywie złości chlapnął coś o alimentach Dorna, co jak wiemy, przeniosło polityczny spór obu panów z sal sejmowych na nie mniej widowiskowe sale sądowe.

Dzisiaj Ludwik Dorn chwycił za polityczny topór. Cel - pisowskie drzewostany, w których ma zamiar dokonać wycinki, licząc na pomoc innych drwali, chociażby Marka Jurka czy Kazimierza Ujazdowskiego. Wiadomo, razem raźniej. Kłopot w tym, że potencjalni drwale od propozycji Dorna się zdystansowali, kurtuazyjnie dziękując - póki co - za okazane zainteresowanie, wskazując skwapliwie, że oni swoje brygady drwali już mają. Małe bo małe, ale jednak.

Myliłby się jednak ten, który by inicjatywę Dorna zlekceważył. Siłą Dorna jest… Dorn. Intelektualnie wyrastający ponad polityczne otoczenie, którego celne bon-moty od razu zyskują medialny rezonans, sprawia, że zainteresowanie mediów będzie przy nim. Ma także Dorn licznych zwolenników w PiS-ie, którym nie podoba się styl zarządzania ta partią, nawet po dokonaniu właśnie statutowego make-up’u. Dlatego mała, ale zwarta i buńczuczna intelektualnie partia „trzeciego bliźniaka”, może wnieść do polityki sporo ożywczego podmuchu, gdyż ta zasklepiona w partyjnym uścisku zaczyna najzwyczajniej zalatywać stęchlizną.

Zakotwiczony partyjnie Dorn, to dla Prawa i Sprawiedliwości nielichy kłopot. Dopóki był pohukującym na puszczy singlem, uchodził za nieszkodliwego, acz upierdliwego eremitę, których w polityce sporo funkcjonuje. Teraz, porzucając swój erem i idąc w lud, Dorn staje się dla braci Kaczyńskich wbitym w pewną część ciała kolcem. Tkwiąc tam, będzie konsekwentnie utaczał krwi dawnemu sojusznikowi, czyniąc to wyjątkowo skutecznie, bo sam tego dawnego sojusznika tworzył. Jedynym problemem Dorna jest specyficzny, charakteryzujący go ekskluzywizm, co wyklucza masowość jego inicjatywy.

Ale chyba nie o masowości Dorn marzy, gdyż nigdy nie przejawiał ciągot stadnych, a raczej pasterskie i to niekoniecznie mocno zaangażowane. Dorn to intelektualista (cokolwiek to znaczy), a to w polskich warunkach, nie bez przyczyny, uprawiania polityki w określonym segmencie elektoratu nie ułatwia. Ma jednak Dorn liczne przymioty, m.in. celność puenty, dystans, syntetyczność myślenia, ironię, odwagę i polityczne doświadczenie, a to wystarcza, by znaleźć sobie w przestrzeni publicznej matecznik, z którego można wyruszać na wyrąb lasu, w takim czy innym towarzystwie.

Patrzę na Dorna z sympatią, bo lubię ludzi dobrze przyprawionych. A taki Dorn jest. Uśmiecham się, kiedy na jego temat próbują ironizować wydelegowani działacze Prawa i Sprawiedliwości, bo to oznacza, że nie rozumieją tego, co się stało. Lubię Dorna za żywe słownictwo i autentyzm z jakim się nim posługuje. Jest oryginałem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jest zimny albo gorący, i takich też ma zwolenników, jak i wrogów. Swoją inicjatywą obwieścił właśnie, że z polityki nie rezygnuje i do żadnego Sulejówka się nie wybiera. To dobra wiadomość. Oczywiście nie dla wszystkich. I dlatego właśnie jest to dobra wiadomość.

przeczytaj również:

Smakując Dorna

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka