Rozgorzał spór, czy prezydent Lech Kaczyński powinien jechać do Moskwy na obchody 65 rocznicy „zwycięstwa nad faszyzmem”, czy pozostać w kraju. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że władze Rosji na tę uroczystość zaprosiły również gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Lech Kaczyński wraz ze swoim pałacem zastanawia się, co zrobić, bo wiadomo – „Rusek” z definicji fałszywy jest. Takich dylematów nie ma Wojciech Jaruzleski – oświadczył, że jedzie i bardzo się z tego powodu cieszy. Ba, gotów jest polecieć do Moskwy jednym samolotem z panem prezydentem, o ile ten go zaprosi na pokład.
Co zrobi Lech Kaczyński? Nie wiem. Zapowiedział konsultacje. Wiem natomiast, co ja bym zrobił na jego miejscu. Po pierwsze, przyjąłbym zaproszenie i poleciałbym w samą „paszczę lwa”, jako przedstawiciel państwa i narodu polskiego. Po drugie, zabrałbym na pokład samolotu generała Jaruzelskiego, grzecznie się z nim przywitał, zaprosił na kawę, uciął kurtuazyjną rozmowę, a potem grzecznie przeprosił i udał się do swoich obowiązków. Po trzecie, zapewniłbym generałowi wszelką pomoc logistyczną, by nie musiał korzystać z innej pomocy, bo za granicą Polska powinna stanowić monolit. Tak to widzę. Tyle i aż tyle.
Ewentualną, nieprzychylną nam propagandą niektórych rosyjskich sił, specjalnie bym się nie przejmował. Zbyt dumnym jesteśmy narodem, by reagować jak psy Pawłowa na każde rosyjskie kłapanie.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka