Prolog
Trębacze dmą równo i donośnie. Dla niewietrzonych od dawna salonów Warszawki i Krakówka, głos płynący z rogów ma moc magiczną. Jego elektryzujący dźwięk jest jak kropla deszczu padająca na spękaną ziemię, będąca obietnicą monsunu przemieniającego wyschnięte na wiór stepy w huczące życiem kwieciste łąki. Nic zatem dziwnego, że lotem błyskawicy salony przekazują sobie hasło – nasi idą, wszystkie ręce na pokład! Zewsząd schodzą się matuzalemy i młode latorośle zwabione tak niezwykłymi wydarzeniami. Słychać gwar, którego dawno tam nie było. Ożył gabinet figur woskowych, zastygły w niesmaku po wyborczej klęsce 2001 roku. Na kanapach rozsiadają się ludzie „piękni, mądrzy i inteligentni”, jak o siebie mawiali w czasach prosperity. Żywo gestykulując, debatują podnieconymi głosami. Mają o czym, a właściwie o kim. Po dekadzie poniżającego czyśćca, wzgardy i odrzucenia, środowisko przygotowuje się na wielki come back. By jednak plan się powiódł, środowisko musi się skutecznie skrzyknąć.
Naganiacze
Bronisław Komorowski (Unia Demokratyczna → Unia Wolności → Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe → Platforma Obywatelska). Prezydent RP. Wszystko wskazuje na to, że jednym z celów strategicznych jego prezydentury będzie odbudowa siły i znaczenia środowiska politycznego kojarzonego z prof. Bronisławem Geremkiem i Tadeuszem Mazowieckim. Doradcy etatowi: Jan Lityński (doradca prezydenta ds. kontaktów z partiami i środowiskami politycznymi), Henryk Wujec (doradca prezydenta ds. społecznych), Tadeusz Mazowiecki (doradca prezydenta ds. polityki krajowej i międzynarodowej), Roman Kuźniar (doradca prezydenta ds. zagranicznej polityki bezpieczeństwa). Par excellence stara sprawdzona w boju Unia Demokratyczna. Wśród doradców społecznych odnaleźć możemy także Jerzego Osiatyńskiego (doradca społeczny prezydenta ds. ekonomicznych) oraz Jerzego Regulskiego (doradca społeczny prezydenta ds. samorządu). O żadnym z nich nie da nie da się powiedzieć, że Unii Demokratycznej na oczy nie widział.
Dla upokorzonego środowiska ludzi „pięknych, mądrych i inteligentnych”, Bronisław Komorowski jest Mojżeszem, który właśnie przeprowadza je przez Morze Czerwone. W roli tej obecny prezydent czuje się wyśmienicie i z tego środowiska czerpie energię. To z nim konsultuje najważniejsze ruchy i posunięcia swojej kancelarii (polityka zagraniczna, gospodarka, bezpieczeństwo, sprawy społeczne), zgrabnie balansując na linie rozwieszonej między pałacem prezydenckim a kancelarią premiera. Balans na obecnym etapie jest Bronisławowi Komorowskiemu bardzo potrzeby, bo jeszcze nie okrzepł na tyle, by rzucić wyzwanie Donaldowi Tuskowi. Ale Prezydent RP ma wystarczająco dużo instrumentów, by dać do zrozumienia Donaldowi Tuskowi, że np. brak jego kandydatów na godnych miejscach list wyborczych, może oznaczać problemy, które niekoniecznie będą dobrze odbierane w kampanii wyborczej.
Komorowski jest spokojny i rozluźniony. Wie, że PO będzie w perspektywie tracić, a on zyskiwać. Nie ubabrany konfliktami społecznymi, w roli mentora, gromadzi siły. Trzymany dotychczas w przedpokoju przez Donalda Tuska, zazdrośnie spoglądał na tych, którzy wchodzili do szefa PO bez przeszkód. Chciał tak jak oni, ale nie był proszony. Choć ma w swoim portfolio wiele synekur rządowo-parlamentarnych, nigdy tak naprawdę nie poczuł smaku prawdziwej władzy, gdzie w kilka par oczu decyduje się o najważniejszych posunięciach. Konstruktorem strategii zawsze był kto inny, on co najwyżej zdolnym wykonawcą-inżynierem. Ale, jak to się mawia – żegnaj Genia, świat się zmienia. Teraz to on każe czekać premierowi w sekretariacie, pokazując mu jaka jest różnica między pierwszą a czwartą osobą w państwie. Bardzo szybko znalazł sposób na czerpanie z mocy żyrandoli. Wie o tym Unia Demokratyczna, dlatego murem stanęła pod żyrandolami przy swoim dawnym koledze.
Leszek Balcerowicz (Unia Wolności). Niezwykle aktywny i merytoryczny krytyk poczynań rządu Donalda Tuska. To dla szefa rządu duży kłopot, bo ma do czynienia z wytrawnym graczem, który wyrąbał sobie autorytet w tych instytucjach, w których premier chciałby być dobrze notowany. Sytuacja jest o tyle interesująca, że i Balcerowicz i Tusk, odwołują się do gospodarczego liberalizmu, a nagle znaleźli się w bezlitosnym uścisku, który z braterskim obłapianiem nie ma nic wspólnego. Stroną atakującą jest Balcerowicz, który za wszelką cenę stara się sprowadzić na udeptaną ziemię Donalda Tuska, by tam wszem i wobec wykazać, że szef Platformy Obywatelskiej to nie jest liberał, ale jedynie cwany sztukmistrz, który podpierając się liberalną ornamentyką prowadzi gospodarkę do katastrofy. Nic dziwnego, że Tusk jak ognia unika konfrontacji z „guru” ekonomii, bo przegranie z nim starcia może być bardziej brzemienne w skutki, niż wypicie wiadra toksycznej piany utoczonej przez PiS.
Balcerowicz postępuje logicznie. Może sobie pozwolić na ośmieszanie populizmu rządu Donalda Tuska, bo to nie on ponosi koszty społeczne. Ba, mając „urobioną gębę” czarnego charakteru w populistycznym elektoracie kompletnie nie musi się nim przejmować. On swoją ofertę kieruje do młodego obywatela, tego który dopiero co wszedł, albo za chwilę wejdzie na rynek polityczny. Odwołuje się do ciężko pracującej i dorabiającej się warstwy średniej, ceniącej sobie stabilność i perspektywę dostatniej starości, niekoniecznie czułej na socjalne ciągoty współobywateli. To do tego elektoratu okiem mruga dzisiaj Balcerowicz, w czym wydatnie pomagają mu media. Mają zresztą atrakcję, bo Balcerowicz za cel ataku obrał Otwarte Fundusze Emerytalne (OFE). A to konkretna forsa zgromadzona przez ludzi, także przez dziennikarzy, która dzięki rządowym planom ma odpłynąć do ZUS-u, czyli finansowego Mordoru. To idealny prezent dla takich ludzi jak Balcerowicz. Na tacy dostał alibi dla swoich działań, na dodatek rozumiane i akceptowane przez ludzi.
Jego nagła i powszechna obecność w mediach, uruchomienie tablicy długu publicznego, w dziwny sposób połączyły się z ożywieniem dawnej Unii Demokratycznej/Unii Wolności. Nie jest tajemnicą, że Balcerowicz jest dla tego towarzystwa spoiwem, niekwestionowanym autorytetem, a ponadto towarem eksportowym i produktem regionalnym w jednym. To on dzisiaj wyrasta na przywódcę i obrońcę milczącej ale wpływowej części elektoratu o orientacji liberalnej. Dobrze wykorzystał czas poza polityką. Jest bardziej interesujący niż kiedyś. Mówi innym, mniej hermetycznym językiem. Więcej się uśmiecha, co sprawia, że nabrał lekkości, którą kiedyś nie grzeszył. Przy dobrym PR i zużywaniu się PO, może trafić do 15-20 proc. elektoratu. Widać, że ma wielką ochotę stoczyć wojnę o liberalne pryncypia, które PO złożyła na ołtarzu populizmu. Drukując swój artykuł w „Gazecie Wyborczej” o funduszach emerytalnych („GW”, 30-31 stycznia 2011) w ostatnim akapicie napisał słowa, które powinny bardzo mocno zaniepokoić Donalda Tuska:
„Prowadzona przez kręgi rządowe kampania była nierzetelna, a propozycja rządowa jest niedobra dla rozwoju Polski, nie tylko na krótką metę, lecz także na dłużą metę. Trzeba się więc przeciwstawiać, jak w każdej dobrej demokracji, zarówno owej kampanii, jak i decyzji. Wartości nie bronią się same, lecz wymagają obrońców.”
Epilog
Rok 2021. Na ławce w parku siedzą Bronisław Komorowski i Leszek Balcerowicz. Rozmawiają.
– A pamiętasz, Leszek, jak dziesięć lat temu Donald się nie zorientował, jakie mu szyjemy buty?
– Tak, tak, dobrze pamiętam – uśmiechnął się Balcerowicz. – Drogo go to kosztowało. Myślał, że nie ma z kim przegrać. Oj, bardzo się rozczarował – podsumował z przekąsem.
– Wiesz, Bronek, nie dalibyśmy rady wówczas bez ciebie. Chłopcy byli w rozsypce…
– Wiem – przerwał mu Komorowski. – Żal było patrzeć, jak się marnują. Ja pomogłem im, oni mi, i zobacz jak ładnie się ułożyło. Dzisiaj mamy prezydenta, mamy premiera, marszałka Sejmu… Żyć nie umierać.
– Widziałeś może ostatnio Jarka Kaczyńskiego? – zmienił temat Balcerowicz.
– Nie, po ostatnim puczu Ziobry i Kurskiego zaszył się podobno gdzieś pod Warszawą i pisze pamiętniki – zauważył z wyraźną niechęcią Komorowski.
– Kto by pomyślał, że PiS i PO tak pięknie się podzielą – drążył temat Balcerowicz. – Patrz, z jednej strony Ziobro z Kurskim, Lipiński z Brudzińskim i Kluzik z Bielanem, z drugiej Donald ze Schetyną, Gowin z Sikorskim, Karnowski z Grobelnym i Dutkiewiczem…
– O tak, pięknie się ułożyło – gładząc wąsa przytaknął Komorowski. – Wszyscy muszą z nami rozmawiać.
– A słyszałeś, że za katastrofą smoleńską stoją Amerykanie? – ponownie zmienił temat Balcerowicz. – Macierewicz wyłapał, że jeden z kontrolerów na wieży był agentem CIA. Potrójnie odwróconym.
– Nie Amerykanie tylko Chińczycy – szybko sprostował Komorowski. – Mieli swojego agenta w CIA, to on prowadził tego potrójnie odwróconego ze Smoleńska. Macierewicz jeszcze o tym nie wie.
– No tak, żółci są wszędzie. Ostatnio od Ameryki zażądali Alaski w zamian za obligacje skarbowe – sucho zauważył Balcerowicz.
– Po Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Irlandii, to było do przewidzenia – rozszerzył wątek Komorowski. – Amerykanie już zażądali od nas w ramach pomocy sojuszniczej kontyngentu wojskowego na Alasce. W sumie chłopcom bardziej się to uśmiecha niż Afganistan.
– Ech, Bronek, Bronek… – westchnął Balcerowicz. – Idziemy coś zjeść, bo wieczorem na salonie będą tylko słone paluszki. Czujesz, my tam o ważnych i doniosłych sprawach, a oni paluszki serwują?
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka