Maciej Eckardt Maciej Eckardt
53
BLOG

Kwachu - mistrz obciachu

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 3

Ostrożnym kanieszno nada byt’ – czarował na wykładzie kijowską młodzież dawny prezydent RP. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo to rzecz oczywista, gdyby Aleksander Kwaśniewski nie był ululany, co perfekcyjnie wychwyciły ukraińskie media, a co zobaczyć mogła cała Polska, poza towarzyszami z LiD-u, którzy rżnąc głupa twierdzili, że nie mieli jeszcze okazji zobaczyć, ani wysłuchać swojej wyborczej twarzy, która za wschodnią granicą bulgotała i czkała, ku uciesze młodych Ukraińców. Sprawa dla komuno-liberałów stała się dość przykra, bo murowany kandydat na premiera po raz kolejny pokazał, że ma jednak problem alkoholowy, co w przypadku trwającej kampanii wyborczej paskudnie upstrzyło europejski wizerunek LiD-u, tak mozolnie budowany przez „Gazetę Wyborczą” i wszystkie postępowe media. 

I jakby tego było mało, z wyborczego pudełka wyskoczył nagle, niczym diabełek na sprężynie, wyraźnie rozradowany, odświeżony i chytrze uśmiechnięty Leszek Miller, na którym mołojcy od Kwaśniewskiego postawili już sierp i młot, ”czyszcząc” go z wyborczej listy i wpychając na to miejsce Wojciecha Olejniczaka - groteskowego Kena lewicy, kojarzącego się raczej z jogurtem o przedłużonym terminie trwałości, aniżeli charyzmatycznym, twardym liderem lewicy, jakiego można by się po spadkobiercach formacji rewolucjonistów spodziewać.

Marzenia o lewicowym twardzielu będzie w tych wyborach uosabiał Leszek Miller, który otwierając listę Samoobrony w Łodzi, a więc w swoim mateczniku, zmierzy się z Kenem Olejniczakiem. Już dziś można założyć, że Miller tę walkę wygra, bo ma motywację i rachunki do wyrównania. Z właściwą sobie konsekwencją wymłóci półżyta plastikowego lidera LiD-u, bo w odróżnieniu od niego dysponuje - czy nam się to podoba czy nie – charyzmą, cenną dla lewicy hipoteką i niesamowitą determinacją, która daje siłę jakiej oczekują liczne i niewymarłe jeszcze stada mundurowych dinozaurów, partyjnych mamutów i zestrachanych szpicli zakonotowanych w archiwach IPN-u. Im wszystkim Miller przywraca nadzieję i poczucie złośliwego rewanżu nad KOR-owską kontrrewolucją, która za sprawą Kwaśniewskiego & Co. zmąciła czysty zdawałoby się dotychczas krwioobieg SLD.  Kto wie, czy przez przypadek nie został wypuszczony z PRL-owskiej butelki uśpiony dżin walki “chamów” z “żydami”, którego do tej butelki z takim poświęceniem zagnały onegdaj przezorne lewicowe autorytety. 

Szykuje się zatem krwawa dintojra na lewicy, czego nikt się chyba w tych wyborach nie spodziewał. A wystarczyło przecież dać Millerowi obojętnie jakie miejsce na liście w Łodzi, co przecież ujmy lewicy nie przynosiło, a poszerzało jedynie komusze spektrum. Każdy mastodont coś by tam dla siebie znalazł, a tak… mamy kino bez pieniędzy, co oczywiście cieszy.

W jakimś sensie materializuje się to, o czym pisałem na swojej stronie 21 lipca 2005 r.:

Wbrew pozorom wyautowanie Millera, Oleksego oraz paru innych mastodontów przez młodego Olejniczaka nie poprawi sytuacji w SLD, skorzysta na tym jedynie Samoobrona. Efekt psychologiczny partyjnej czystki ma co najwyżej efekt medialny, natomiast w strukturach SLD i jego elektoracie wprowadza konfuzję i wściekłość.

SLD zmierza wyraźnie w stronę wizji Kwaśniewskiego i Michnika, a więc partii skupiającej liberalnych socjaldemokratów, cywilizowanych lewaków z SDPL (bez antyklerykalnych fobii) i inteligenckiej lewicy laickiej spod znaku dawnej Unii Wolności. (…) W panteonie mędrców zasiądą Mazowiecki, Geremek, Hausner, Borowski i - dajmy na to - Modzelewski lub Osiatyński, przy oczywistym wsparciu Gazety Wyborczej. Być może taka formacja wystartuje już w najbliższych wyborach samorządowych.

Ta sytuacja powoduje oczywistą nerwowość i biegunkę wśród twardego rdzenia SLD, który, powiedzmy to szczerze, nienawidzi Kwaśniewskiego jako odszczepieńca i malowanego gogusia. Co prawda nowe i odmłodzone kierownictwo SLD specjalnie tym się nie przejmuje, licząc na efekt nowego rozdania. I chyba raczej się niemiło zdziwi. Liczenie bowiem na to, że starzy towarzysze i tak poprą SLD, bo nie mają alternatywy jest błędem.

Alternatywą jest Samoobrona, która staje się naturalną niszą dla zdegustowanego liberalnymi czystkami elektoratu lewicy. Nawet jeśli dawnym towarzyszom nie odpowiada sam Lepper, to jest on doskonałą okazją wcielania w życie starego powiedzenia: na złość mamie odmrożę sobie uszy. Część SLD w poczuciu wściekłości i urażonej czerwonej dumy zagłosuje na Leppera, który może spokojnie dopisać do swojego wyniku wyborczego dodatkowe 4 proc.

Dzisiaj część SLD za sprawą Leppera ma na kogo głosować. Zagłosuje na Millera, któremu tonący lider Samoobrony skwapliwie oddał miejsce na swojej liście. Dla Millera to wiatr w żagle, z którego ochoczo korzysta, budując na kanwie wyborów „autentyczną” partię lewicową pod nazwą - Polska Lewica PL. Partię od dawna oczekiwaną przez dogorywający, acz wciąż zażywny i zdyscyplinowany partyjny beton wyborczy. Wspierać trzeba Millera w tym dziele ze wszystkich sił, bo daje on szansę na trwałą marginalizację postkomuny i KOR-owskich liberałów, które zajęte sobą tracić będą energię, która i tak Polsce nic nie dawała. Panie Miller, rąsia i buźka za to co pan zrobił! Niech lewicowa moc będzie z Panem.

www.eckardt.pl
www.kamraci.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka