Przed kilkoma dniami minęła pierwsza rocznica śmierci Miltona Friedmana, jednego z najwybitniejszych myślicieli wolnorynkowych, którego myśl ekonomiczna wywarła wpływ nie tylko na świat naukowy, ale z powodzeniem znalazła ujście w konkretnych rozwiązaniach politycznych. Należał do bezkompromisowych propagatorów wolnego rynku i jak najmniejszej obecności państwa w gospodarce. Zaliczany jest do czołowych twórców tzw. chicagowskiej szkoły ekonomii. Doradzał w sprawach ekonomicznych prezydentowi Ronaldowi Reaganowi, wpływając tym samym w znaczący sposób na jego myślenie o gospodarce.
Hołubiony był przez środowiska “wolnościowe” na całym świecie, zwłaszcza za barwny język, celne riposty i siłę argumentów. Jego bezkompromisowość w piętnowaniu ingerencji państwa w gospodarkę sprawiła, że szybko doszlusował do najbardziej wpływowych ekonomistów XX wieku. Ze zrozumiałych względów stał się obiektem admiracji partii prawicowych. Był gorącym orędownikiem wolności jednostki, która - jak wskazywał - może realizować się tylko w warunkach gospodarki wolnorynkowej.
Friedman był zwolennikiem gospodarki na wskroś wolnorynkowej. Uważał ją za środek na drodze do realizacji celu, jakim była dla niego wolność jako taka. Za warunek sine qua non rozwoju gospodarczego uważał niskie wydatki rządu ograniczone przez budżet, jak najmniejszą ilość przepisów regulujących rynek, niskie podatki i – co oczywiste – wolny rynek. Dał się poznać jako niezmordowany przeciwnik etatyzmu, w którym widział raka toczącego instytucje państwa.
Był pomysłodawcą “Dnia wolności podatkowej”, w którym, jak uroczo stwierdził: “kończymy pracować na państwo, a zaczynamy na siebie”. Stał się autorem wielu celnych bon-motów, takich jak: „Nie istnieje coś takiego jak darmowy obiad”, czy „Inflacja jest formą podatku, który można nałożyć bez ustawy”.
W 1979 roku, razem z żoną Rose wydał książkę “Wolny wybór”, która z miejsca podbiła czytelników, stając się obowiązkową lekturą dla wszystkich, którzy interesują się polityką i gospodarką. Pomimo, że od czasów jej napisania upłynęło sporo czasu, to wciąż zaskakuje ona świeżością i trafnością spostrzeżeń. Jest orężem dla stronników wolności oraz intelektualnym biczem na socjalistyczny bełkot i socjalną “urawniłowkę”.
W 1976 Milton Friedman został laureatem nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii za „dokonania w zakresie analizy konsumpcji, historii i teorii monetarnej oraz za pokazanie złożoności polityki stabilizacji”.
Jako Polacy mamy również swoich “Friedmanów”, których warto nieustannie odkurzać i podawać w intelektualnej potrawce. Co ciekawe, wywodzą się oni z nurtu narodowego, co dla wielu może być niespodzianką. Jednym z nich jest prof. Roman Rybarski, człowiek instytucja, działacz narodowy, wielce zasłużony dla polskiej myśli ekonomicznej. Sięgnijmy na moment do jego książki “Idee przewodnie gospodarstwa Polski” z 1939 roku, rozdział “Prawo a wolność i przymus w gospodarstwie”, cyt.:
“Utrzymanie równowagi między wolnością a przymusem, między gospodarką prywatną a udziałem państwa w życiu gospodarczym, zależy od wielu okoliczności. Zagadnienie to nie jest tylko gospodarczym zagadnieniem; bardzo duże znaczenie ma porządek prawny w państwie, jego polityka prawna, a także i cały ustrój polityczny. Jeżeli się chce uniknąć konfliktu między sferą wolności gospodarczej a przymusu, należy poprowadzić wyraźnie granicę między tymi dwoma sferami.
Harmonijne stosunki dwóch zwyczajnych gospodarstw rolnych, sąsiadujących z sobą, wymagają, by między nimi stały gęsto słupy graniczne, by na podstawie prawnej były ściśle określone serwituty, które we wzajemnym stosunku przysługują tym dwom gospodarstwom. A przecież zagadnienie ich współżycia przedstawia się bardzo prosto. A tymczasem gospodarstwo publiczne wkracza w każdym kroku, w najrozmaitszy sposób, w życie prywatne gospodarstw. Nie będzie między nimi równowagi, nie będzie łączności w osiąganiu wspólnych celów, o ile nie poprowadzi się między nimi wyraznych granic. Sfera gospodarstwa prywatnego, sfera wolności, nie może się stać podobną do jakichś dzikich pól, po których swobodnie hula administracja publiczna.
Granice te nie tylko powinny być wyrazne; jest koniecznym, by były względnie stałe, by ich nie przesuwano zbyt często Dzisiejsza produkcja wymaga długich okresów produkcyjnych. Na krótką metę może kalkulować tylko spekulacja - a tej nie uważamy chyba za pożądany typ działalności gospodarczej. Jeżeli się chce zachęcić wytwórczość prywatną, by lokowała kapitały w wielkich inwestycjach, by angażowała się w przedsiębiorstwach, które dopiero po długich latach zaczną dawać owoce, nie można utrzymywać sfery gospodarczej wolności w ciągłym zawieszeniu. Jeżeli ktoś nie wie, czy jego przedsiębiorstwo za pewien czas nie ulegnie wywłaszczeniu, jeśli nie ma pewności, że za roku lub dwa nie wystąpi do konkurencji z nim uprzywilejowane państwowe przedsiębiorstwo, nie będzie miał ochoty do nowych przedsięwzięć. Zamiast stać się czynnym przedsiębiorcą, woli być biernym kapitalistą.
Łączy się z tym postulat, by uprawnienia gospodarcze państwa były określane ściśle przez ustawy, a nie zależały od swobodnego uznania władz administracyjnych. Dotyczy to np. samego prawa wykonywania zawodu. Państwo może oznaczać warunki, od których to uprawnienie zależy, może np. wymagać obiektywnie stwierdzonych kwalifikacji zawodowych. Ale nie jest pożądanym, by rozwijanie gospodarczej działalności przez jednostki zależało od decyzji władz administracyjnych, która w każdej chwili może być zmieniona. W niektórych wypadkach istniej konieczność koncesjonowania pewnych przedsiębiorstw ze względu na doniosłe interesy publiczne. Ale trudno sobie wyobrazić rozwój takiego przedsiębiorstwa, w którym człowiek zaangażował swoje kapitały, pracę wielu lat życia, jeżeli z dnia na dzień, bez stwierdzonego przez prawo przestępstwa, można odebrać tę koncesję.
Przyjmując zasadę, ze zakres działalności gospodarczej państwa powinien być określony przez ustawę, nie mamy na myśli tylko ustawy w formalnym wyrazu znaczeniu. Znamy dobrze takie “ustawy”, które nie określają ściśle praw i obowiązków podmiotowych w dziedzinie przez nie regulowanej, lecz są po prostu pełnomocnictwami udzielonymi władzy wykonawczej. Czasami nawet w tych ustawach wyraża się bardzo pięknie ogólne zasady, które na pierwszy rzut oka dają zupełne bezpieczeństwo obrotowi gospodarczemu, precyzują ściśle przypadki, w których może wkroczyć władza wykonawcza; ale gdzieś na końcu znajduje się artykuł, który mówi, że “w razie konieczności”, “potrzeby publicznej” itd., ta władza może robić wszystko, co chce.Bardzo wyraznych ilustracji pod tym względem dostarcza nam dziedzina polityki i administracji podatkowej.
Gospodarstwo potrafi się przystosować nawet do bardzo ciężkiego systemu podatkowego; ale nie zdoła znieść, na dłuższą metę, niepewności podatkowej i dowolności władz podatkowych. Podatek stanowi jeden z elementów kosztów produkcji. Każde przedsiębiorstwo dąży do tego, by w swej kalkulacji miało jak najwięcej elementów stałych, by ryzyko było sprowadzone do właściwej miary. Kiedy dołącza się niepewność podatkowa, stawki podatków zaczynają skakać tak, jak kursy na giełdzie, kiedy można odbierać moc przyznanym ulgom, a władze podatkowe zaczynają wymierzać podatki nie na podstawie stwierdzonych danych, lecz zależnie od chwilowego zapotrzebowania pieniędzy przez skarb państwa, to wtedy życie gospodarcze zostaje sparaliżowane. W ostatecznym rezultacie także i skarb państwa na tym traci “.
Inne tematy w dziale Polityka