Sporo szumu na różnych prawicowych forach wywołał mój tekst „Roma locuta, causa finita”, w którym pozwoliłem sobie wyrazić swoją opinię na temat Komunikatu Konferencji Episkopatu Polski, podsumowującego działalność Kościelnej Komisji Historycznej oraz Zespołu ds. Oceny Etyczno-Prawne, zajmujących się sprawą księży biskupów uwikłanych w związki z PRL-owską służbą bezpieczeństwa. Jako prosty katolik przyjąłem do wiadomości stanowisko Episkopatu i tyle. Oberwało mi się za to niemiłosiernie, że jestem przeciw lustracji kleru, za ukrywaniem prawdy, itp. Oto przykład pierwszy z brzegu (pisownia oryginalna):
Maciej Eckardt: Czy ty kpisz.. czy o droge pytasz??? - Szakal i hiena wydają osąd o zachowaniu się wilka wśród stada owiec?? - Ja juz nie raz wcześniej pisałem iż kościół Pieronków.. Życińskich.. i Dziwiszów NIE JEST moim kościołem. - Ja do takiego kościoła NIE CHCE przynależeć i zdania nie zmieniłem i nie zmienię. - Kontakt z Bogiem potrafię znaleźć i bez ich “pomocy”.
“Wydanie komunikatu” wystarczyć może Eckardtowi - et consortes, ale tak jak i w przypadku “Bolka” - żadne sądy ani “wydawanie komunikatu” czy “oświadczeń”, nie rozwieją wątpliwości i podejrzeń, a tylko je pogłębią. Nikomu nie było i nie jest tajemnicą w jaki sposób Życiński & Company zwalczali jakiekolwiek próby rozliczeń z SBecką przeszłością. - Na fałszu, obłudzie i zakłamaniu, nie da się budować przyszłości - to powinien wiedzieć i ROZUMIEĆ nawet taki apologeta Życinskiego & Spółka - jakim jest Maciej Eckardt.
Jako żywo, nigdy nie byłem apologetą arcybiskupa Józefa Życińskiego, ale niech tam. Zdaję sobie sprawę, że dla czujnych tropicieli kościelnej agentury, jak i dla historyków sprawa zamknięta nie jest, bo zamknięta być nie może. Cięgle jakieś dokumenty się znajdują, co proces poznawczy czyni permanentnie otwartym. Ja jednak historykiem nie jestem i na problem patrzę inaczej. W styczniu o „aferze” arcybiskupa Wielgusa pisałem:
Pod adresem byłego rektora KUL-u padły wyjątkowo mocne słowa: kłamca, arcyłgarz, karierowicz, wróg, szpieg, itp. Mocne i raniące przede wszystkim zdezorientowanych wiernych. Padły ze strony prawicowych i katolickich publicystów. Za mało wiem, by ferować wyroki, zwłaszcza wobec biskupa, który ma niekwestionowane zasługi. Na ile wdał się w związki z wywiadem wojskowym i w jakich to było okolicznościach trudno dzisiaj dociec, tym bardziej, że sam zainteresowany mówi, że wiele materiałów go dotyczących jest nieprawdziwych. (…)
Wkurza mnie sytuacja, kiedy wiadomo, że SB-cja ze szczególną gorliwością i podstępem polowała na duchowieństwo, starając się wikłać je w różne sytuacje, uruchamiając całą machinę szantażu i prowokacji. Nie każdy ksiądz był w stanie się temu oprzeć. Te bydlaki z SB gotowe były na wszystko, by dostać księdza, zwłaszcza, jeśli się dobrze zapowiadał. Dzisiaj ci oprawcy żyją sobie nie niepokojeni, rechocząc pewnie na widok kolejnego księdza trafianego przez media. Im nic się dzisiaj nie dzieje, pomimo, że mają na sumieniu dziesiątki tysięcy zniszczonych i szantażowanych ludzi, rodzinne tragedie i połamane sumienia. Sprawcy tego draństwa chodzą dzisiaj bezkarnie i to mnie wkurza najbardziej.
Dzisiaj nie mam nic więcej do dodania. Wciąż bardziej wkurza mnie bezkarny esbek, niż zaszczuty swoim sumieniem ksiądz. Kościół to dla mnie coś więcej, niż jakieś stowarzyszenie, fundacja, związek zawodowy, czy partia polityczna. Będę oceniał go inaczej i inną stosował miarę, czy się to komuś podoba, czy też nie. Tak, jestem za tym, by to Kościół i jego pasterze sami siebie rozliczali. Im to pozostawiam, bo to nie moja kompetencja. Kościół na szczęście nie jest strukturą demokratyczną i ma siłę, by samemu podnosić się z upadku, samemu oczyszczać siebie i swoich kapłanów, napominać ich, a także, jeśli zajdzie taka potrzeba, usuwać ze swoich szeregów. Do tego nie są potrzebni świeccy, choć ich głos powinien być uważnie słuchany.
Nie muszę słuchać hierarchów, jeśli plotą androny w sprawach politycznych, nie muszę się z nimi zgadzać w kwestiach nauki, sztuki czy kultury. Ale jako katolik zgadzać się z nimi muszę w sprawach wiary i moralności, a także struktury personalnej i wewnętrznej Kościoła. Mają prawo meblować ją po swojemu. Trudno. Też wolałbym, żeby w moim Kościele byli tylko biskupi, których lubię. Ale tak nie jest i nigdy nie będzie. Przyjmuję ich wszystkich z dobrodziejstwem inwentarza. Są moimi biskupami. Mogę z nimi polemizować, krytykować ich i nie zgadzać się z nimi w wielu sprawach, ale pluć na nich nie mam zamiaru.
Boli mnie i irytuje zachowanie wielu księży i zakonników. Drażni ich głupota i umiłowanie dóbr doczesnych. Ale patrzę na Kościół przede wszystkim z perspektywy dwóch tysięcy lat, jako na coś fenomelnalnego, jedynego, oryginalnego i niepowtarzalnego. Będę więc stosować wobec mojego Kościoła inną skalę ocen, pamiętając o grzechach go toczących. Winny jestem mojemu Kościołowi dać siłę i wsparcie, a nie połajanki. Ma on wystarczająco wielu wrogów, bym miał go osłabiać podkręcaniem wojny teczek z mikrofilmami, egzaltowaniem się upadkiem jednego czy drugiego księdza, jednoznacznym wyrokowaniem z perspektywy dnia dzisiejszego w sparawach nieostrych i niezwykle złożonych relacji państwo-kościół, jakie miały miejsce w czasach PRL-u. Nie tak widzę swoją powinność. Kościół jest miejscem, w którym każdy ma swoją rolę do spełnienia. Mądrze o tym mówił w jednej ze swoich homilii ks. biskup Wiktor Skworc:
Kościół to nie jest zespól ludzi, coś na kształt stowarzyszenia czy partii. Kościół, jak uczy nas św. Paweł, jest żywym organizmem Chrystusa, jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. I my to Ciało tworzymy i mamy w tym Ciele swoje określone zadania. Dobrze wiemy z historii i ze współczesności, że w Ciele Mistycznym Chrystusa dochodzi do pewnych napięć. Św. Paweł wyraźnie o tym mówił. Po doświadczeniach XX wieków istnienia Kościoła powinniśmy sobie uświadomić, że w Kościele nie powinno dochodzić do napięć wynikających „z nieznajomości zadań, z wymieszania zadań i posług”.
Nie powinno zatem dochodzić do klerykalizacji laikatu i do laicyzacji kleru, co nieraz grozi. Nie powinniśmy przejmować swoich ról, bo każdy ma w Kościele swoją określone zdanie do spełnienia. Mówił nam o tym bardzo jasno św. Paweł, a dokumenty Kościoła powtarzają tę naukę. Nie należy zatem ani klerykalizować laikatu, ani też nie dopuszczać do tego, by kler się laicyzował (w sensie przejmowania zadań laikatu). W Kościele bowiem, w Mistycznym Ciele Chrystusa każdy ma swoje właściwe sobie zadanie do spełnienia. Wspólnym natomiast zadaniem wszystkich do Kościoła należących jest objawianie największego daru Ducha Świętego: miłości. To jest nasze wspólne zadanie, byśmy ujawniali w Kościele i poprzez Kościół największy dar Ducha Świętego - dar miłości.
Trochę patetycznie to zabrzmiało, ale coś na rzeczy jest.
Inne tematy w dziale Polityka