Wigilia. Magiczny czas, przede wszystkim dla dzieci. Wielkimi z przejęcia oczami chłoną ją wszystkimi zmysłami. To czas dla nich wyjątkowy. Mama krzątająca się w kuchni, tata ubierający choinkę, rodzeństwo trwające w radosnym oczekiwaniu, dziadkowie promieniujący szczęściem wśród wnuków, ciotki pomagające mamie… Rozchodzące się zapachy potraw, dobiegający dźwięk kolęd. Pierwsza gwiazdka. Wieczerza. Opłatek, życzenia, łzy i radość. Święty Mikołaj z prezentami. Kolędy. Wspomnienia. Prawdziwa wspólnota. Łańcuch pokoleń. Rodzina.
W tym czasie, gdzieś w innym miejscu, też słychać dźwięk kolęd. Jest choinka, zapach potraw, prezenty, podniosły nastrój… Miejsce pełne dzieci, tyle że… bez mamy i taty. One również czekają niecierpliwie na ten jedyny wieczór w roku. Niektóre z nich od lat przykute do łóżek, z poskręcanymi ciałkami, karmione sondą, przykryte kołderkami, nieruchome. Trawione bólem, nieodłącznym towarzyszem ich życia. Inne, mieszkające pod tym samym dachem, nie leżą - baraszkują na materacach. Mają więcej szczęścia. Choć także obarczone zdeformowanymi ciałkami, mogą się jednak poruszać, choćby na samych rączkach, skoro nóżkom nie dane było się rozwinąć. Z zadziwiającą zręcznością wdrapują się na ręce i kurczowo trzymają tego, który je na te ręce wziął. Eksplodują wówczas całym swoim maleńkim jestestwem, podświadomie udowadniają, że są w stanie dać z sobie moc miłości i że nie sprawiają przykrości.
Są głodne kontaktu i miłości. Przejęte sytuacją opowiadają o wszystkim co je spotkało i o czym marzą. Chcą by je zanieść do okna, z którego widać na podwórku pięknie oświetloną choinkę. W międzyczasie się przytulają, najpierw nieśmiało, a potem coraz mocniej. Promienieją, że ktoś poświęca im uwagę i czas, rozmawia z nimi i uśmiecha się do nich. Długo celebrują moment rozstania, bo nie chcą schodzić z rąk. Inne, na wózkach, nie mogą dostać się na ręce. Czekają niepewnie, czy do nich się ktoś schyli, pogłaszcze i porozmawia. Drżą z radości, jeśli tak się stanie. Pogłaskane odwzajemniają się uśmiechem i radosnymi iskierkami w smutnych na co dzień oczach.
W pomieszczeniu obok w łóżeczkach leżą brzdące, które nie mogą się poruszać. Obserwują zza kratek łóżka inne dzieci. Mają niewyobrażalnie smutne oczy, którymi wodzą za innymi dziećmi. Choć tego nie powiedzą, chciałyby do nich, choćby na materace. To nic, że nie mogą się ruszyć, w ich oczkach widać, że chcą być z innymi, po prostu być. Głaszcząc je, odpowiadają ledwie wyczuwalnym drżeniem i ruchem oczu. Ich świat zamknięty jest w kleszczach fizycznego bezruchu. Nie znają innego, ale go przeczuwają. Mają świadomość innego świata, ale pogodziły się z własnym. Chcą niewiele – obecności i miłości.
Kilka pokoi dalej jest wyjątkowo smutno. Tutaj leżą dzieci w stanach terminalnych. Bez ruchu i świadomości, z podłączoną aparaturą, przeszywane ledwie widocznymi spazmami. Jest tu bardzo cicho, jak to w przedsionku nieskończoności. Powaga miejsca i stanu dzieciaczków nie pozwala na wypowiadanie jakichkolwiek słów. Jedynie łzy napełniają oczy, a gdzieś w środku odbija się echem wielki krzyk – dlaczego? Dlaczego właśnie one?!! Tu życie nabiera zupełnie innej perspektywy. Czuć tchnienie czegoś, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, tchnienie niezwykłego Majestatu, który podświadomie mówi nam, że nic nie dzieje się bez przyczyny… choć tak trudno to zrozumieć i przyjąć do wiadomości.
Dom z dzieciaczkami prowadzą siostry. Posługują im z niespotykaną miłością i oddaniem. Oddział, na którym przebywają maluchy nazywają oddziałem Aniołków. Są do Aniołków przywiązane miłością bezwarunkową, która nie zna zniecierpliwienia czy beznadziei. Mają w sobie wiele uśmiechu i entuzjazmu, którymi obdarzają brzdące. Ich dzień zaczyna się bardzo wcześnie wspólną modlitwą w przylegającym do ośrodka kościele. Taką samą modlitwą siostry kończą dzień, choć nie kończą swojego czuwania. W ośrodku oprócz malców przebywają też osoby starsze i samotne, a także młodzież z dysfunkcją intelektualną. Im też trzeba dać wiele miłości i ciepła.
Kiedy więc zasiądziemy do wigilijnego stołu, kiedy zrzucimy już z siebie wszystkie całoroczne troski, kiedy spojrzymy na nasze zdrowe i uśmiechnięte dzieci, pomyślmy choć przez chwilę, że gdzieś tam, hen… w miejscach rozsianych po Polsce wylewają się właśnie pokłady niezwykłej miłości. Że są tam dzieci, którym do ich kruchego życia potrzeba jedynie łagodnego tembru czyjegoś głosu, delikatnego dotyku ciepłej dłoni, uśmiechu i obecności. Że na inne życie nie mają szans, bo tak się złożyło. Że nigdy nie usiądą do wigilijnego stołu, bo są na zawsze „przykute” do swoich łóżeczek. Że dźwigają na swoich małych ciałkach wielki krzyż, większy niż jesteśmy w stanie to zrozumieć. Niepojęta tajemnica.
Wigilia wśród nich, to niezwykłe doświadczenie. Jak żadne inne. Niemierzalne żadną skalą wartości. Dziękuję Bogu za to niezwykłe doświadczenie sprzed roku. Dziękuję Mu, że i w tym roku będzie mi ono dane.
Inne tematy w dziale Polityka