Poleciała pierwsza znacząca głowa w gabinecie Donalda Tuska. Z funkcji wiceministra obrony narodowej zrezygnował gen. Piotr Czerwiński, a minister obrony wystąpił do premiera o jego odwołanie. Powodem dymisji ma być postępowanie prokuratorskie, w którym przewija się nazwisko byłego już wiceministra. On sam tłumaczy to względami osobistymi. Nie wnikam. Sprawę wyjaśni prokuratura.
W całym tym zamieszaniu zdziwienie moje wywołał nie sam fakt wzięcia łapówki, bo to już u nas norma (o tempora! o mores!), ale taki oto pasus przytoczony przez „Gazetę Wyborczą”:
Nazwisko Czerwińskiego pojawiało się w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy organizowaniu przetargów. Jak podkreślała prokuratura, nie ma on postawionych zarzutów, ale jest materiał dowodowy wskazujący na ewentualną możliwość przekroczenia przez niego uprawnień dowódczych poprzez przyjęcie korzyści majątkowej w latach 2003-2004.
Hmm… Przekroczenie uprawnień dowódczych poprzez przyjęcie korzyści majątkowej. Ki czort? To wzięcie łapówki jest jednak przekroczeniem uprawnień dowódczych, a nie zwykłym łapownictwem? O co chodzi z tym słownym kalamburem? Tak dumam i dumam… i wychodzi mi, że łapówka to jednak łapówka, a nie przekroczenie uprawnień. Ale być może się mylę, czasy w końcu takie nijakie i mdłością zalatujące.
Inne tematy w dziale Polityka