Maciej Eckardt Maciej Eckardt
69
BLOG

Antysemityzmem przez łeb

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 8
Prof. Jerzy Robert Nowak należy do płodnych publicystów. Od lat skrupulatnie zbiera i kataloguje wszelkie publikacje dotyczące antysemityzmu, antypolskości, ataków na Kościół, czy stosunków polsko-żydowskich. Powstają z tego książki i broszury nader chętnie czytane przez licznych słuchaczy Radia Maryja (choć nie tylko), którzy tłumnie przychodzą na spotkania z autorem, zawzięcie z nim dyskutując, dzieląc się z nim swoimi przemyśleniami i informacjami. Przemyśleniami zgoła politycznie niepoprawnymi, dalekimi od wytyczonej przez salony wizji Polski spolegliwej i kajającej się.

Nic dziwnego zatem, że Jerzy Robert Nowak wziął na publicystyczny „kanał” ostatnią wypocinę Jana Tomasz Grossa „Strach”. Tradycyjnie nie zostawił na Grossie suchej nitki, tak jak nie zostawił jej na nim przy okazji słynnych „Sąsiadów”, traktujących o zajściach w Jedwabnem. W obu przypadkach Nowak obnaża, delikatnie mówiąc, „nieścisłości” Grossa, konkludując, że mamy do czynienia z nieukiem i hochsztaplerem, który wypływa na kontrowersyjnych tematach przy wsparciu medialnym tych, którzy z polskością byli zawsze na bakier. Można za to Nowaka lubić lub nie, ale nie sposób mu odmówić determinacji i drobiazgowości, którą punktuje oponentów. Zawsze ma pod ręką stosowny cytat i źródło, co sprawia, że trzeba być do dyskusji z nim przygotowanym, czego wielu, nie bez przyczyny, unika.

Dlatego w sposób oczywisty Nowaka, który wziął na „kanał” Grossa i stosunki polsko-żydowskie, angażując w to tłumy czytelników, na „kanał” wzięła „Gazeta Wyborcza”. Zaniepokojona tymi tłumami (ponad tysiąc osób na spotkaniach) posłała za Nowakiem swoich umyślnych, by pilnie notowali wygłaszane przezeń bezeceństwa i okropności. Chodzi rzecz jasna o „antysemityzm”, na egzegezę i wyłączność którego „Wyborcza” ma patent i pozwolenie, gdyż z antysemityzmem walczy już od czasów Komunistycznej Partii Polski, a że w międzyczasie pod innymi szyldami, to już inna sprawa, choć nie bez znaczenia. Tak predyscynowana, uznała Nowaka za „naczelnego antysemitę Radia Maryja”, na co ten odparował zwięźle i krótko - złożę pozew za fałszywe i dezinformujące przedstawienie moich wystąpień w Krakowie. Zapowiada się zatem ciekawie.

Dla „Wyborczej” Nowak to klasyczny antysemita, którego nie powinno się nigdzie wpuszczać, a już na pewno nie do kościołów i na katolickie uczelnie. Nie może być bowiem tak, by ktoś w sposób nie uzgodniony z „GW” śmiał podważać oczywiste ustalenia Jana Tomasza Grossa, a także – o antysemityzmie! – walić na odlew w te środowiska żydowskie, które z upokarzania Polski uczyniły sens swego istnienia. A Nowak wali w nie aż huczy, wywołując nieskrępowaną dyskusję o Polakach i Żydach, którą konfratrzy Michnika od dawna próbują kanalizować, tyle że ze skutkiem marnym.

Nie wszyscy jednak są w stanie oprzeć się presji imperium Agory. Ot, chociażby rektor Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej “Ignatianum”, w murach której miało odbyć się spotkanie z Nowakiem (przyszły takie tłumy, że spotkanie trzeba było przenieść do pobliskiego kościoła), opierając się na „obiektywnej” relacji prasowej „Gazety Wyborczej”, wysmarował niezwykłej urody samokrytykę: 

„(…) Ignatianum odcina się zdecydowanie od zawierających akcenty antysemickie wypowiedzi, które padły w świątyni. Jednocześnie ubolewamy, że wykorzystano naszą dobrą wolę i brak przezorności do przeprowadzenia spotkania, które przerodziło się w wiec i które dotknęło wielu ludzi w Polsce i poza jej granicami.”

Na tym oczywiście nie koniec, gdyż dalej samokrytyka idzie równie gładko i potoczyście, jak na ducha „Znaku” i „Obłudnika Powszechnego” przystało:

„Jako uczelnia kościelna w swojej działalności kierujemy się duchem poszanowania wobec wszystkich ludzi, również inaczej myślących i inaczej wierzących. Opowiadamy się za pluralizmem poglądów. Szukamy prawdy. Szukamy tego, co łączy ludzi, społeczności i narody, a nie tego, co dzieli i co konsekwentnie przeciwne jest duchowi Ewangelii. Dlatego opowiadamy się za dialogiem międzyreligijnym, utożsamiając się z Kościołem Soboru Watykańskiego II oraz Kościołem Jana Pawła II i Benedykta XVI. Przy Uczelni działa Centrum Kultury i Dialogu, które prowadzi swoją działalność w tym duchu. Jesteśmy przeciwni wszelkim formom nietolerancji, ksenofobii, a tym bardziej antysemityzmu. Uważamy Żydów za naszych “starszych braci w wierze”.

Przyznam, że takiego dziwolągu dawno nie czytałem. Ostatnie zdanie wprost powala swoją oryginalnością, o ile w ten sposób można określić te hekolitry wazeliny, jakie się tu wylewają. Dalej jest równie interesująco, bo ks. prof. dr hab. Ludwika Grzebień (SJ), odkładając na bok całą jezuicką tradycję i logikę, popadł w sprzeczność samą w sobie:

„Ignatianum udostępnia bez przeszkód sale władzom samorządowym miasta Krakowa i województwa małopolskiego, organizacjom i stowarzyszeniom społecznym, które organizują spotkania bez ingerencji władz Uczelni. W ten sposób Uczelnia staje się miejscem autentycznego spotkania różnych ugrupowań. Nadal będziemy to czynić.

Nauczeni przykrym doświadczeniem, będziemy jednak odmawiać udostępniania sal partiom politycznym oraz ugrupowaniom ideologicznym, bo jesteśmy i chcemy być ponad partyjni. Nie mamy ambicji politycznych. Chcemy formować studentów do rzetelnej i roztropnej troski o dobro wspólne, wznoszącej się ponad podziały. Chcemy formować “ludzi dla innych”, w myśl pedagogiki ignacjańskiej. Ta formuła “dla innych” nie wyklucza nikogo.”

Powiało przerażeniem. Jeśli tak wygląda pedagogika ignacjańska, to nie powinien nikogo już chyba dziwić upadek znaczenia zakonu Jezuitów, a i pewnie sam św. Ignacy Loyola w grobie się przewraca, widząc jak przebiega dzisiejszy dialog jego współbraci z innowiercami i współczesnym światem.  Nie dziwota zatem, że absolwenci katolickich uczelni, w tym zwłaszcza Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej “Ignatianum”, coraz częściej przypominają bohaterów sitcomów, sformatowanych intelektualnie tak, że nie wiadomo, czy mają jakiekolwiek właściwości i poglądy. No bo skoro są „dla innych” nie wykluczając nikogo, to jakiekolwiek własne poglądy przy takiej filozofii nadzwyczaj trudno utrzymać.

Tymczasem akcja rozpętana przez organ Michnika zatoczyła znane międzynarodowe koło. Po otrzymaniu stosownego meldunku, kociokwik i ujadanie wszczęła hałaśliwa Liga Przeciw Zniesławieniom z USA, która – „wezwała Kościół katolicki w Polsce do potępienia niedawnego spotkania w krakowskiej bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa, które miało charakter antysemicki.”. Nie bez kozery, bo ADL czujnie aż zza oceanu dostrzegła, powołując się na „polską prasę”, że reklamowały je plakaty z hasłem: “Żydki nie będą ciągle na nas pluły” (napis ten ktoś naskrobał długopisem, ale kto by się tym za oceanem przejmował), oraz że jego uczestnicy “wygłaszali zażarcie antysemickie przemówienia”.   

To oczywiście spowodowało konkluzję Abrahama Foxmana, dyrektora ADL, który stwierdził: “Jesteśmy głęboko poruszeni doniesieniami, że antysemickie spotkanie miało miejsce w krakowskim kościele. Takie nastroje są niepokojącym przypomnieniem, że antysemityzm żyje i ma się dobrze w Polsce i że pamięć i lekcje Holocaustu, wciąż żywe dla ocalonych z wojny, zanikają dla zwykłych Polaków”. Dopowiedzieć warto, że Foxmana, oprócz „Gazety Wyborczej”, podkręcił izraelski dziennik „Haarec”, uprzejmie donosząc, że „to jeszcze nie był pogrom, ale było blisko”. Ot, żydowski punkt widzenia.

I właśnie nad tym żydowskim punktem widzenia warto się pochylić. Interesująco czyni to ks. Waldemar Chrostowski, wybitny biblista, wytrawny znawca judaizmu, człowiek który odegrał niepoślednią rolę w animowaniu dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. W wywiadzie dla „Naszego Dziennika”, bez zbędnej ornamentyki opisuje swoje myśli i doświadczenia z tym związane. Nie sposób się z nim nie zgodzić:

„Myślę, że na całą sprawę trzeba spojrzeć szerzej i głębiej. Po pierwsze, musimy wiedzieć, że Żydzi są bardzo zainteresowani przeszłością, choć niekoniecznie historią w obiektywnym tego słowa znaczeniu. Zainteresowanie to jest tak dawne jak naród żydowski. Jego rezultatem jest prowadzenie bardzo przemyślanej polityki historycznej, w której wcale nie chodzi o odtwarzanie i wiarygodne badanie tego, co się naprawdę wydarzyło, ale o przegląd dziejów podejmowany z perspektywy specyficznie żydowskiej po to, by uzasadniać i konsolidować żydowską tożsamość. Ta perspektywa wcale nie pokrywa się ze spojrzeniem na przeszłość sąsiadów nie-Żydów, bo jest wprost wypadkową tożsamości żydowskiej, której sedno polega na tym, że w każdych warunkach odcina się od swojego otoczenia.”

„(…) Po drugie, co wynika z tego, o czym powiedziałem, znacząca część żydowskiego podejścia do przeszłości ma charakter antychrześcijański, a w szczególności antykatolicki. Jest to wypadkowa dwóch tysięcy lat odcinania się Synagogi od Kościoła, izolacji i wrogości oraz stereotypów i uprzedzeń. Obiektywny historyk powie, że ta wrogość i uprzedzenia były wzajemne. Jednak po stronie żydowskiej miały one inny charakter niż po stronie chrześcijańskiej, mianowicie były o wiele bardziej zawoalowane i dlatego przeniknęły głębiej do żydowskiego sposobu postrzegania świata. Od drugiej połowy XIX w., kiedy rozpoczęła się duża emigracja Żydów z naszej części Europy do USA, doszedł nowy element, a mianowicie antypolskość, która z czasem przybierała na sile. Polskę zaczęto przedstawiać tak jak biblijny Egipt, co się wzmogło po II wojnie światowej. Książka J.T. Grossa nie tylko odzwierciedla te nastroje, lecz wręcz je tworzy. Antypolskość przenoszona wraz z emigrującymi Żydami na grunt amerykański była i pozostaje nadal zupełnie bezkarna, a w niektórych kręgach, jako składnik swoiście pojmowanej poprawności, jest obowiązkowa.”

„(…) Do lat 90. XX w. specyficznie żydowski punkt widzenia był propagowany przede wszystkim w środowisku żydowskim i udostępniany np. przez żydowskie periodyki. Wiadomo było, że prezentują one żydowski punkt widzenia, który nas boli i denerwuje, lecz istnieje i trzeba się z nim liczyć. Od kilkunastu lat w Polsce, a zapewne także w innych krajach, specyficznie żydowskie poglądy są przemycane na nasz grunt przez wydawnictwa i ośrodki, które uchodzą za polskie, a nawet katolickie. I to jest problem! Taka sytuacja wprowadza i powoduje zamęt. Nieszczęście polega na tym, że ośrodki te wręcz żądają lub wymuszają, by specyficznie żydowski sposób myślenia i widzenia przeszłości był nie tylko przyjmowany, ale wręcz propagowany przez nas wszystkich, także przez Kościół. Gdy ta strategia okazuje się skuteczna, stajemy się narzędziami wdrażania żydowskiej polityki historycznej.”

„(…) Od początku lat 90., gdy powstała Międzynarodowa Rada Państwowego Muzeum w Oświęcimiu, brałem czynny udział w jej pracach. Starano się w niej szanować wrażliwość polską i żydowską oraz rzetelnie dyskutować o trudnych problemach. Zmieniło się to w połowie lat 90., gdy do Rady został dokooptowany Władysław Bartoszewski, który na jej posiedzeniach reprezentował w zasadzie żydowski punkt widzenia. Po krótkim czasie został jej przewodniczącym. Na jednym z posiedzeń w grudniu 1998 r. postawił pytanie, czy jest sens, by Rada istniała nadal w swoim dotychczasowym kształcie. Odpowiedziałem, że może należy postawić pytanie inaczej: czy jest sens, by to on jej przewodniczył? Po tym wydarzeniu przez kilkanaście miesięcy nie odbyło się żadne posiedzenie Rady, a kiedy zostało zwołane w 2000 r., moje miejsce zajął… ks. Michał Czajkowski. Problem polega na tym, że wciąż odbywa się spektakl, w którym procedury demokratyczne są zastępowane gerontokracją, a ma ona to do siebie, że jest bezkarna.”

(…) Aktualnie nie ma dialogu polsko-żydowskiego. Często zastanawiam się, czy kiedykolwiek istniał, chociaż podejmowano kontakty i rozmowy części Polaków z niektórymi Żydami. Były one ciekawe i obiecujące, a kilka dobrych rzeczy udało się wspólnie zrobić. Jednak ów dialog się skończył, zanim się na dobre zaczął. (…) Ponieważ włączyli się w niego ci, którzy za wszelką cenę chcą się Żydom podobać i reprezentują racje oraz wrażliwość wyłącznie żydowską, nie kierując analogicznych inicjatyw w drugą stronę ani nie troszcząc się o to, by Żydzi poznawali racje i wrażliwość polską. Stali się oni główną przeszkodą dla dialogu. Już w połowie lat 90. mówiłem, że problemem nie są relacje polsko-żydowskie czy chrześcijańsko-judaistyczne. Problemem są relacje wewnątrzpolskie, wewnątrzchrześcijańskie, również wewnątrzkościelne.

Spotykałem Żydów, i to wpływowych, którzy wykazywali zrozumienie dla polskiej i chrześcijańskiej perspektywy i wrażliwości. Ale nic z tego nie wynikało, bo dialog blokowali ci, dla których jest on niewygodny. Powody były różne, jak więzy rodzinne, emocjonalne, lecz także korzystanie ze stypendiów, funduszy, sponsorowanych wyjazdów itp. Chodziło po prostu o zmonopolizowanie dialogu i kontaktów ze stroną żydowską. Ile razy próbowaliśmy, by dialog miał charakter reprezentatywny i przynosił owoce, okazywało się, że pojawia się liczebnie mała, ale krzykliwa i wpływowa grupa, która uniemożliwiała uczciwą dyskusję. Dialog został włożony do lodówki w 2001 r., po publikacji poprzedniej książki Grossa opatrzonej tytułem “Sąsiedzi”. Wraz z nią próbowano zaszczepić Polakom różne fobie i urazy, wobec czego, na szczęście, okazaliśmy się odporni. Cały atak był precyzyjnie przygotowany, przemyślany i zmasowany. Po opublikowaniu “Strachu” spojrzenie na wspólną przeszłość zostało przeniesione z lodówki do zamrażarki.”

Całość tej niezwykle interesującej rozmowy zobacz tutaj.

www.eckardt.pl
www.stukot.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka