Zgodnie z przewidywaniami Dmitrij Miedwiediew został nowym prezydentem Federacji Rosyjskiej. Z tej okazji przez media przetoczyła się fala komentarzy i wydziwiania, że wybory nie były wyborami, tylko farsą, bo kandydat został wcześniej namaszczony, a opozycja nie miała nic do powiedzenia. Trąbiono, że Rosja pogrąża się w samodzierżawiu, a nawet totalitaryzmie, i że o demokracji za naszą wschodnią granicą możemy zapomnieć.
Przyznam się, że z lekkim rozbawieniem wczytywałem się w te komentarze, bo to oznacza, że większość komentatorów lub próbujących za takich uchodzić, Rosji po prostu nie rozumie. Stosując zachodnie wzorce i standardy, czcząc własne urojenia i mniemania, większość z nich nie zauważa lub nie chce zauważyć, że takich standardów od Rosji oczekiwać nie należy. Próba skłonienia rosyjskiego niedźwiedzia, by tańczył w rytm bębenka praw człowieka jest nieporozumieniem, gdyż cywilizacyjnie niedźwiedź ten nie jest na to przygotowany, bo taka jest jego natura, z którą jest mu dobrze.
Można się na taką sytuację obruszać i pałać świętym oburzeniem, wespół z Sacharowem, Niemcowem czy Chodorkowskim, niemniej to święte oburzenie w żaden sposób nie zmieni tego, że Rosja dziarsko idzie własną drogą, rzadko styczną z tym, co uosabiają europejskie i eusroatlantyckie salony. Dlatego mocno rozbawiło mnie śmiertelnie poważne pytanie pani red. Pochanke w TVN24 skierowane do ekspertów - Czy nowy prezydent Dmitrij Miedwiediew ma jakiś program dla Rosji i jej mieszkańców? Wolne żarty. A niby jaki program ma mieć? Ten program od zawsze jest ten sam i można go sprowadzić do słownej zbitki – władza wszystkim, jednostka niczym. Tyle, że w Rosji sens tej zbitki ma zgoła inną konotację, niż nam się to wydaje.
Doskonale ujął to wybitny polski historyk Stanisław Kutrzeba w niezwykle interesującej książce napisanej w 1916 roku „Przeciwieństwa i źródła polskiej i rosyjskiej kultury”, pisząc: „Nie było w Rosyi miejsca na zasadę prawa, zastępowała ją inna zasada: władzy, władzy bezwzględnej, której wszyscy ulegać muszą i powinni, władzy, dla której czcią przeniknięte całe społeczeństwo: to „samodzierżawie”. Nie było tu sejmu z prawami takiemi, jak na Zachodzie, nie rozwinął się zgoła samorząd, którego nawet miasta nie zaznały, poddane pod zwykły zarząd urzędników cara, a ludność wiejska, pozbawiona przez wieki praw wszelkich do ziemi, która „gminną” była, odbieraną co czas jakiś chłopom, na dusze była sprzedawana jeszcze w XIX. Stuleciu”.
Warto w tym kontekście sięgnąć także do innych znakomitych opracowań traktujących o Rosji, ot chociażby do Feliksa Konecznego i jego „Dziejów Rosyi” czy interesującego szkicu Wacława Sobieskiego „Król a car, Studyja historyczne” (Lwów, 1912), w którym autor wykłada antytezę dwóch władców - Iwana Groźnego i Zygmunta Augusta, celnie zauważając: „A włada ten car – Iwan Groźny – grozą, jaką sieje, grozą, która za składową część władzy monarszej uważają współcześni, którą wielbią nawet późniejsi. Jakże inny współczesny mu król polski Zygmunt August, który, gdy na sejmie do szlachty przemawia, czapeczkę zdejmuje”.
Dlatego znając wszystkie uwarunkowania historyczne, cywilizacyjne i mentalne naszego wschodniego sąsiada, nie należy popadać w jakąkolwiek egzaltację na jego punkcie, tylko przyjmować go takim, jakim jest. Z całym bagażem jego kompleksów (czy my ich nie mamy?), wyrachowanej i skalkulowanej brutalności, twardości i przemożnej chęci dorównania najlepszym, chociażby w dziedzinie zbrojeń. Na to nie możemy się obrażać, bo oznaczałoby to, że się obrażamy na fakty. A te powinniśmy raczej umiejętnie katalogować i w oparciu o gruntowną wiedzę konsekwentnie grać swoje.
Na nic zdadzą się pomruki Rady Europy wydziwiającej nad nieprawidłowościami wyborczymi, które, owszem były, ale nie na tyle silne, by zmieć preferencje Rosjan, którzy bez mrugnięcia oka opowiedzieli się Miedwiediewem. I to musimy uznać, czy się nam to podoba czy też nie. Tak jak uznają to Stany Zjednoczone i poszczególne kraje Unii Europejskiej. Bo w polityce nie ma, jak stwierdził Winston Churchill, wiecznych przyjaciół, są tylko wieczne interesy. A te z Rosją mamy, bez względu na tragiczny balast historyczny. Pytanie tylko czy potrafimy je właściwie definiować, bo co do tego miewam czasami wątpliwości.
Dlatego słuszna skądinąd polityka historyczna, w przypadku wplatania jej w relacje dyplomatyczne z Rosją, nie przynosi spodziewanych efektów z prostego powodu - mamy inną wrażliwość i standardy. Próba wymuszania na Rosjanach np. uznania zbrodni katyńskiej za ludobójstwo jest wprawdzie działaniem szlachetnym, ale obiektywnie niewykonalnym, bo Rosjanie tej zbrodni jako ludobójstwo nie traktują i traktować nie będą. Ich wrażliwość po prostu nie jest kompatybilna z naszą, a i skala tej zbrodni nie jest dla nich niczym nadzwyczajnym. Dlatego bardziej skupiłbym się na konsekwentnej polityce informacyjnej biegnącej obok oficjalnej ścieżki dyplomatycznej, wykorzystując wszelkie dostępne kanały komunikacji społecznej, aniżeli na epatowaniu naszym narodowym bólem kogoś, kto tego bólu nigdy nie zrozumie, choć go zadał.
Rosja ma nowego prezydenta, który nie odstąpi na krok od polityki realizowanej dotychczas przez Władimira Putina. Nie zmieni się jego nastawienie do Polski, choć może w relacjach z nami pokaże bardziej mimiczną twarz niż jego poprzednik. Konsekwentnie będzie budował sieć gazociągów omijających Polskę i niepokorne kraje dawnego bloku wschodniego. Będzie umacniał strategiczny sojusz Rosji z Niemcami, z pomocą których będzie realizował rosyjskie aspiracje w Europie. Konsekwentnie będzie wspierał politykę kapitałowego zaangażowania rosyjskich firm na terenie Unii Europejskiej, a zazdrośnie strzegł dostępu obcego kapitału do własnego sektora energetycznego. Nadwyrężać będzie solidarność europejską, zwłaszcza energetyczną, na złamanie której Rosja nie znalazła jeszcze skutecznego sposobu, pomimo polityki opluskiwania i podpisywania umów bilateralnych w tym zakresie z wybranymi krajami UE. To wszystko wiemy, co sprawia, że dla nas Rosja wciąż jest do bólu przewidywalna.
Dla Rosji Polska to duża niewygoda, której na dłuższą metę jednak nie może omijać i nie zauważać z przyczyn czysto geopolitycznych. Polityka konfrontacji, dająca Rosji często złośliwą satysfakcję w relacjach z Polską, w konsekwencji skazana jest na porażkę. Nie będzie się bowiem wpisywać w tendencję współpracy i kooperacji, jaka obowiązuje we współczesnym świecie, co wynika z czysto pragmatycznego punktu widzenia wnoszonego przez prądy globalizacyjne, od których nie sposób uciec. Pytanie tylko, na ile pragmatyzm w relacjach Polski z Rosją i Rosji z Polską, jest w stanie schłodzić nazbyt wysoką temperaturę wzajemnych stosunków, tak by od stanu permanentnej maligny przejść przynajmniej do łagodnego stanu podgorączkowego. Temu służyć mogłoby beznamiętne określenie punktów stycznych we wzajemnych relacjach, wyekstrahowanych od kontekstów historycznych, które przy minimum dobrej woli dadzą się przecież określić.
Zmiana na stanowisku prezydenta Rosji jest dobrą okazją do wykazania przez stronę polską inicjatywy w tym zakresie. Może warto już na wstępie dać nowemu prezydentowi okazję do zaprezentowania swojego stanowiska w sprawach polskich, zmuszając go do tego jakąś niejątrzącą inicjatywą. Niezręcznie byłoby mu zaczynać prezydenturę od konfrontacji ze swoim z ważnym, jakby nie patrzeć, zachodnim sąsiadem. Wydaje mi się, że piłka jest po naszej stronie. Wyciągnięta przez Polskę u zarania prezydentury Miedwiediewa dłoń w kierunku nowego prezydenta da nam sposobność wykazania na arenie międzynarodowej, że to nasze intencje są czyste i że tak naprawdę od Rosji teraz zależy nowa jakość we wzajemnych relacjach, które, co nie jest bez znaczenia, są także sprawą Unii Europejskiej. Pozostaje tylko pytanie o wolę. Czy ona jest po naszej stronie, czy jej nie ma.
www.eckardt.pl
www.stukot.pl
Inne tematy w dziale Polityka