Maciej Eckardt Maciej Eckardt
55
BLOG

O PiS-ie i zombie słów kilka

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 29

W kraju, w którym ponad 90 proc. ludzi przyznaje się do katolicyzmu wydawać by się mogło, że samodzielnie rządzić powinna prawica. Żaden inny nurt polityczny tak jasno i ekspansywnie nie wplata w program polityczny dekalogu jak właśnie ona. Czyni to zarówno prawica penetrująca obszary politycznego centrum, jak i ta, o której powiada się, że na prawo od niej jest już tylko ściana. A i to nie oddaje w całości prawicowego kolorytu, bo są środowiska, które z najwyższym samozaparciem fedrują ową ścianę, licząc że to za nią jest prawicowe eldorado.

Mamy na prawicy i Boga, i honor, i ojczyznę. Mamy wzniosłe słowa, patriotyczne uniesienia, capstrzyki, święta niepodległości, rocznice, flagi i sztandary. Mamy politykę historyczną, IPN i muzeum Powstania Warszawskiego. Mamy pielgrzymki najwyższych jej dostojników do miejsc kultu, najświętszych i najwznioślejszych. Mamy bojowników o życie nienarodzonych i miejsce religii w przestrzeni publicznej, szermierzy praw wierzących, rugowanych i wyśmiewanych przez salonowe „autorytety”. Wydawać by się mogło, że racja i siła moralna jest po stronie prawicy. Nic, tylko samodzielnie rządzić, wszak - Si Deus pro nobis… chciałoby się zawołać.

Paradoksalnie, chociaż nie rządzi prawica, to nie rządzi również lewica. Rządzi Platforma Obywatelska, która jest politycznym supermarketem z nieustająco trwającymi promocjami, w którym każdy znajduje coś dla siebie, gdzie umiejętnie pożeniono post z karnawałem, co przekłada się na komfortowe poparcie społeczne, jakiego dawno nie notowała żadna siła polityczna. Na jej tle prawica przypomina społemowski supersam z naburmuszoną panią ekspedientką w wyświechtanym kitlu, ale za to pewną swoich racji, uważnie lustrującą każdego klienta siłą swojego społemowskiego autorytetu.

Po okresie fascynacji spin doktorami, PR-owską ofensywą i byciem na fali, przychodzi prawicy lizać gorzkie owoce porażki i zastanawiać się, co zrobić, by na powrót gorzkie stało się słodkim. Na to niestety się nie zanosi. I to nie z powodu nieurodzaju na prawicy, ale wręcz przeciwnie – pękatych spichrzów, z których co rusz wyskakują ambitni działacze, pretendujący do bycia psami przewodnikami polskiej prawicy. Każdy z czarnym podniebieniem, zjeżoną sierścią, zaprawiony w obszczekiwaniu i młócce o polityczną kość. 

Tymczasem, czy się to komuś podoba czy nie, psem przewodnikiem na prawicy wciąż jest Prawo i Sprawiedliwość, mocno obite, ale jednak. Wprawdzie nie jest to już ten sam brytan co dawniej, niemniej to PiS ma na prawicy najlepszą budę, największą michę, najdalej „obsikany” teren oraz watahę zaprawionych w bojach azorów. Ma też PiS swojego przewodnika, obszczekiwanego wprawdzie wprost i zza węgła, ale go ma. To sprawia, że stado się trzyma razem i nie widać, by miało się to zmienić, pomimo licznych skomleń i jęków nad takim stanem rzeczy.

Problemem PiS-u nie jest konkurencja, bo ta póki co nie istnieje. Trudno za taką uznać dzisiaj Kazimierzy Ujazdowskiego i Marcinkiewicza, choć lekceważyć ich z pewnością nie można, zwłaszcza, że ich siłą są media. Konkurencją taką nie jest też Prawica RP Marka Jurka, ani LPR Romana Giertycha. Obie leżą na deskach po ciężkim nokaucie, a dźwięk niektórych nazwisk tam funkcjonujących wciąż działa na ludzi, jak płachta na byka. Problemem PiS-u jest sprawa znacznie poważniejsza - zakłócenie komunikacji z własnym, jak i potencjalnym elektoratem.

Nasiliło się to przed jak i po głosowaniach w parlamencie nad Traktatem Lizbońskim, które pokazało PiS, jako partię niejednolitą, w której autorytet Jarosława Kaczyńskiego doznał uszczerbku. Tak przedstawiały to media i komentatorzy. Nie jest to prawda, bo przy tych głosowaniach nie obowiązywała dyscyplina klubowa, co było posunięciem słusznym, gdyż tylko taki ruch ratował spoistość klubu i nie łamał sumień. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, gdyż na prawicy, także w PiS-ie, są zwolennicy tego traktatu, jak i jego przeciwnicy. To normalne, choć PiS nie znalazło skutecznej recepty, by tak to przedstawić. Zrobiły to za niego media ze skutkiem wiadomym.

Sprawą istotną w związku z tym jest pytanie, jak dalej układać na prawicy wzajemne relacje, by nie wykopać na nowo rowów, które na długie lata zaowocują festiwalem wzajemnych oskarżeń, epitetów i połajanek, bo to, jak wiemy, prawicy zawsze najlepiej wychodziło. Warto to pytanie stawiać, zwłaszcza, że zwabione polityczną krwią różne polityczne zombie, próbują zerwać się z katafalku, do którego przygwoździł je osinowym kołkiem prawicowy elektorat, by na PiS zrzucić własne bankructwo i roztrwonienie katolicko-narodowego kapitału.

Tocząc pianę o Traktacie, który i tak będzie podpisany, zombie nie mają żadnego pomysłu, jak funkcjonować pod jego prerogatywami, jak skonstruować własną taktykę na lata ograniczonej suwerenności i dyktatu unijnej biurokracji i to w sytuacji, kiedy naród się na to godzi i jest mu z tym dobrze. Żadnego pozytywistycznego scenariusza, jedynie negacja i epatowanie dziką nienawiścią, która męczy i dystansuje każdego bardziej wyrobionego wyborcę, który ma dość jałowej krytyki i odreagowywania porażek nieudacznych polityków. Ale zombie to nie przeszkadza.

Nie przeszkadza również to, kiedy prowokując wyniszczającą jatkę na prawicy, zaprzęgają do tego Dekalog, Pana Boga i Jana Pawła II. Dla taniego efekciarstwa i poklasku zombie szafują największymi świętościami, drapują się na zaufanych Pana Boga, byle wdeptać w ziemię politycznego rywala, by zniszczyć jego godność i przypiąć łatkę wroga Polski i Polaków. Sięgają po sacrum dla partykularnych interesów, łżą w żywe oczy, byle osiągnąć cel – ożyć i wejść do świata żywych polityków. Póki co potrząsają na katafalku jedynie sznurem, do którego mieli przypięty kiedyś złoty róg. Na szczęście już go nie mają i niech tak pozostanie.

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka