Maciej Eckardt Maciej Eckardt
40
BLOG

Gdańsk wzięty Głodziem

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 14
Od początku kwietnia „Gazeta Wyborcza” pieje o kataklizmie, który nadciąga nad Gdańsk. Kataklizmowi na imię Sławoj Leszek Głódź. Nadciągający “kataklizm” spowodował zaniepokojenie w zastygłym światku wzajemnej adoracji gdańskiej diecezji, wykrochmalonej wzajemnymi "ochami" i "achami" celebrities. Zbliżający się „kataklizm”, jak się okazało, jest radiomaryjny i ludowy, a na dodatek nie uzgodniony z kim trzeba. Ba, jest znacznie gorzej niż sądzono – „kataklizm” już spodobał się księdzu Jankowskiemu, który - jak powszechnie wiadomo - jest kataklizmem samym w sobie, a to oznacza, że nawała może się z tego zrobić nielicha.

Na ratunek pospieszył oczywiście sam Lech Wałęsa, ceniony gdańszczanin, patron miejscowego lotniska, który niczym z rewolweru wypalił, że jeśli metropolitą zostanie abp Głódź, będzie to nieszczęście dla tej diecezji, bo pod względem charakterologicznym zupełnie nie pasuje do tej diecezji. Byłoby to dla nas nieszczęście, pokaranie - dodał. Wprawdzie Wałęsa nie rozwinął wątku, na czym owo nieszczęście miałoby polegać, ale czytając prasę postępową, której cenną błyskotką ostatnimi czasy stał się dawny prezydent, owym nieszczęściem jest fakt, że Sławoj Leszek Głódź w Episkopacie Polski należy do grona eurosceptyków, wielokrotnie występował jako obrońca i zwolennik stylu reprezentowanego przez Radio Maryja. Jednym słowem, „obciach” jak cholera.

Z akcją uświadamiającą pospieszył znany jeździec firmowy „Polityki”, primo voto „Tygodnik Powszechny” Adam Szostkiewicz, który o polskim Kościele wie wszystko, pisząc na swoim blogu w te oto słowa: Głódź jest - prócz abp. Michalika - najwyżej postawionym hierarchą wyraźnie życzliwym “Partii Radia Maryja”. Ks. Jankowski podobno już odzyskał animusz. Zamiana Gocłowskiego na Głodzia to byłoby kolejne potwierdzenie, że trzy lata po śmierci Jana Pawła II Kościół hierarchiczny w Polsce odchodzi od Wojtyły w stronę Rydzyka. A jeśli kardynał Dziwisz poparł Głodzia, to oznacza to, że tak zwany Kościół łagiewnicki jako lepsza alterantywa względem “Kościoła toruńskiego” to klisze pozbawione dziś wszelkiej treści. W sumie to znów złe wieści dla tego odłamu polskich katolików, którzy odnajdują się w ideach soboru streszczonych w haśle Kościoła i katolicyzmu otwartego.

Tak oto, zupełnie przy okazji, dowiedzieliśmy się, że słynny podział polskiego Kościoła na „toruński” i „łagiewnicki”, wysmażony pod auspicjami “Tygodnika Powszechnego” w celu szczucia na siebie polskich biskupów, okazał się naciąganą fantasmagorią, bo skoro pod ramię zgodnym krokiem idą purpuraci Głódź i Dziwisz, to o jakim podziale wśród hierarchów my mówimy? Bo skoro nagle okazało się, że „Kościół łagiewnicki”, obiekt westchnień wyfraczonych intelektualnie katolików, to ledwie klisza pozbawiona wszelkiej treści, to nieuchronnie mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną, by nie rzec schizofreniczną, nad którą powinny pochylić się w tempie ekspresowym wszelkie rodzime loże i salony, wsparte siłą rozumu „Tygodnika Powszechnego”, który jak wiadomo „łagiewnicki” jest na wskroś. No bo coś z tym fantem teraz zrobić trzeba.

W tak zwanym międzyczasie cały postępowy laikat miast i wsi diecezji gdańskiej podpuszczony przez „Wyborczą” przez kilka dni szykował stosowny list do Watykanu z sugestią, co by im Głodzia nie przysyłać, bo - w środowiskach intelektualnych powszechna jest opinia, że arcybiskup Głódź to zła kandydatura. Oczywiście odwagi “laikatowi” starczyło jedynie na anonimowe kłapanie do „Wyborczej”, która bez zbędnych ceregieli wywaliła, co myśli o sprawie, pisząc w podtytule piórem Katarzyny Wiśniewskiej - “Abp Sławoj Leszek Głódź na Gdańsk? To znak, że Episkopat stawia na Kościół o rysach o. Rydzyka i ks. Jankowskiego. Szkoda”. Ano szkoda, wzdycha dzisiaj za “Wyborczą” cały „Kościół łagiewnicki”.

Oczywiście cała sprawa nie nabrałaby stosownej wagi, gdyby głosu nie zabrał Matuzalem i zarazem guru postępowego katolicyzmu Jan Turnau z „Gazety Wyborczej”. Zniesmaczony faktem, że Episkopat śmiał wydać oświadczenie wskazujące, że w naszym kraju pojawiają się próby podważania usankcjonowanej od lat praktyki wyboru biskupów diecezjalnych przez naciski, także za pomocą środków społecznego przekazu, włączając w to również media publiczne, dał do zrozumienia, że nie mieści się to w wizji Kościoła otwartego, w którym główną rolę powinien odgrywać laikat. Wyłuszczył to w odredakcyjnym komentarzu, zawodząc: Wciąż okazuje się, że jestem naiwny. Wydawało mi się, że w sprawie swojego przyszłego biskupa laikat ma coś do gadania. Nie świeccy wybierają go sobie dzisiaj, jak to gdzieniegdzie bywało kiedyś, ale mogą służyć radą Stolicy Apostolskiej.

Ano Stolica Apostolska różnego gadania wysłuchała, donosów się naczytała, sprawę omówiła i decyzję podjęła. Jaka to decyzja, tego jeszcze nie wiemy, ale sądząc po reakcji wiadomych mediów, “Kościół łagiewnicki” może znaleźć się w odwrocie, jako nazbyt sekciarski ruch katolików postępowych, roszczący sobie prawo do meblowania polskiego Kościoła, napominania i wskazywania z punktu widzenia swojej ortodoksji właściwych hierarchów, godnych udźwignięcia dorobku Jana Pawła II, którego myśl podlegać powinna jedynie egzegezie „łagiewnickiej”. Widać Watykan tak daleko posuniętego ekskluzywizmu nie podzielił i zrobił swoje. Pytanie tylko, co? W odróżnieniu od katolików „łagiewnickich”, katolicy zwyczajni czekają na tę decyzję w spokoju, w myśl zasady – Roma locuta, causa finta.

Aliści przy okazji "Wyborcza" narobiła niezłej "siary" odchodzącemu, sympatycznemu skądinąd arcybiskupowi Gocłowskiemu, trąbiąc na całą Polskę, że ten nie radził sobie z finansami diecezji, bo jak inaczej zinterpretować taki oto pasus z organu Michnika – „od kilku dni proboszczowie archidiecezji gdańskiej przyjeżdżają do kasy kurii w Oliwie i wpłacają zaległe podatki kościelne - jak mówią, by nie dać pretekstu do usunięcia z parafii. - A zaległości są ogromne, z kilku lat - dodają rozmówcy “Gazety”. - Ściągalność podatków kościelnych w archidiecezji była na poziomie 20 proc. Miesięcznie kuria powinna dostawać od proboszczów blisko milion złotych, a dostawała dwieście tysięcy”. Tak oto „Gazeta Wyborcza” zakapowała swojego z takim pietyzmem wyhołubionego arcybiskupa, mimowolnie wskazując, że decyzja o jego ”planowym” odejściu może mieć zgoła inny podtekst.

Tak czy inaczej, Watykan zrobił swoje, nie zważając na „międlenie” i przewracanie oczami „łagiewnickich”, a to dobra wiadomość. Dobrze też, że Episkopat wskazał swoim oświadczeniem, czym w Kościele jest posłuszeństwo papieżowi i jego decyzjom. Pokazał też, że mówi jednym głosem, ani „toruńskim”, ani „łagiewnickim”. Mówi jasno, prosto i czytelnie, otaczając swoją życzliwością także „łagiewnickich”, dając im przy okazji celnego pstryka w zadufany nos, na co ze wszech miar zasłużyli.

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka