Być może narażę się niektórym Internautom, ale trudno. Ci, co mnie znają, wiedzą jakie mam poglądy na temat tzw. myśliwych. Budzą moje politowanie, a często niesmak. Śmieszą ideologią dorabianą do trzebienia zajęcy i saren, podniecaniem się po ustrzeleniu dzika czy jelenia. Te całe „darzbóry”, piersióweczki i bigosy, rogi na ścianach i kapelusiki z piórkiem, to dla mnie, niestety, estetyczny badziew i obciach. Kompletnie nie mój klimat i nie mój świat. Nigdy na polowaniu nie byłem i być nie mam zamiaru, bo estetyki dla mnie nie ma w tym żadnej, a tradycji tym bardziej. Jedzie mi to gierkowskim PRL-em i nic na to nie poradzę, zwłaszcza, kiedy po twarzach widzę, że to nagonka zastąpiła myśliwych.
Nie przekonują mnie spoceni faceci, którzy nie ryzykując nic, ładują śrutem i ołowiem w przerażoną zwierzynę, kiedy przy pomocy skapcaniałej nagonki fedrują pola w poszukiwaniu resztek zajęcy, których zezwłoki dumnie potem ładują na kufry nissanów patroli czy też innych jeepów. Nie przekonują mnie zapewnienia, że państwo myśliwi dbają o równowagę biologiczną i ze wzruszeniem dokarmiają zwierzynę, co by mogła zimę przetrwać w stanie nienaruszonym, że najczęściej odstrzeliwują najsłabsze osobniki, a oszczędzają te najsilniejsze. Bywam często w lasie, zwłaszcza w Borach Tucholskich i zwierzyny w nadmiarze jakoś nigdy nie widziałem. No ale gdzież mi równać się mądrością myśliwych i gajowych.
Może nie pisałbym o tym, gdyby telewizja nie pokazała dzisiaj odstrzału łosia w miejskim parku w Ursusie, do którego w swojej naiwności czworonóg zawędrował. Nie on pierwszy i nie ostatni, tyle że ten miał pecha. Ściągnięty myśliwy dokonał prewencyjnego odstrzału, powodując kilkuminutową, przejmującą agonię pechowca. Ponoć zwierzę było agresywne. Świadkowie wprawdzie twierdzą, że łoś był nadzwyczaj łagodny i żadnej agresji nie przejawiał, ale ktoś tam wolał dmuchać na zimne i sprawę radykalnie załatwić. Nie pomyślano o środku usypiającym, bo po co tyle zachodu - przecież to tylko dzikie zwierzę.
I dlatego, że to „tylko” dzikie zwierzę, w żaden sposób nie mogę się przekonać do tzw. myśliwych. Nie dostrzegam żadnej, najmniejszej przyjemności w strzelaniu do zwierzyny, ani powodów do dumy z tego powodu. Nie widzę w polowaniach żadnej kulturotwórczej nuty, czy krzewienia tradycji, bo czasy na tego typu klimaty, moim skromnym zdaniem, dawno przeminęły. Dodam, że żadnym ekologiem, obrońcą zwierząt, funkcjonariuszem Greenpeace, czy też innym wytworem massmediów nie byłem i nie jestem. Owszem, zdarza mi się polować, jednak zamiast lunety sztucera, używam obiektywu 70-300 mm założonego na korpus mojego nikona, który jest równie skuteczny w trafianiu w cel, tyle że krwi przy tym nie upuszcza i trzewi nie demoluje, a „trafiony” stwór zamiast wyć i kręcić się z bólu, zadowolony pomyka dalej w knieję.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka