Opadnięte szczęki, spocone karki oraz kilogramy obgryzionych paznokci – tak mniej więcej wygląda krajobraz po irlandzkiej bitwie. Zaskoczenie, niedowierzanie i ledwie skrywana wściekłość. Irlandczycy pokazali przysłowiowego „wała” unijnym technokratom, czcicielom europejskiej urawniłowki i socjalizmu z brukselską twarzą. Na przekór hałaśliwej i nachalnej propagandzie, straszeniu i odsądzaniu od czci i wiary, pokazali charakter. Opowiedzieli się za wolnością, zdrowym rozsądkiem i przyszłością.
To cios dla unijnych elit, które uwierzyły, że są demiurgami, nad którymi nikt nie panuje, którym nikt się nie sprzeciwia i których się słucha. Tymczasem mały naród ośmieszył wielką Unię, pewną swoich racji, konstruującą buńczucznie europejskie superpaństwo ponad głowami narodów. Upada tym samym Traktat Lizboński, wzbudzający mnóstwo kontrowersji, który eurofanatycy przedstawiali, jako ósme cudo świata i wrota do raju dla tych, którzy go przyjmą. Irlandczycy nie przyjęli :).
Choć w wielu dziedzinach Unia Europejska może zadziwiać, to zachwyty nad jej obliczem, coraz częściej ustępują obawom, że może ona nie sprostać aspiracjom o potędze i dobrobycie, brnąc w soc-liberalne miazmaty. Te obawy wyartykułowali właśnie Irlandczycy, głosując na NIE, gdyż nigdzie w pragmatycznym do bólu świecie, nie występuje takie cudo polityczne - poza ewidentnie socjalistycznymi enklawami - w którym każdą, najmniejszą nawet dziedzinę aktywności gospodarczej, oplata się gąszczem przepisów i norm, czyniąc z wolnej konkurencji karykaturę. A czymś takim staje się Unia Europejska, która z roku na rok przybliża się do gospodarki nakazowo-rozdzielczej, obrastającej tłuszczem kuriozalnych norm i przepisów.
Siłą napędową Europy była zawsze jej różnorodność. Z niej wychodziły w świat odwaga poszukiwań, myśl techniczna i cywilizacyjna. Zasieki unijnego prawa, norm i standaryzacji, zaczynają pozbawiać ją pionierskiego charakteru, reglamentując wolną przedsiębiorczość i gospodarczą aktywność. Dzisiaj, trzeba to sobie jasno powiedzieć, Europa nie jest w stanie wywołać żadnego przełomu, ani intelektualnego, ani gospodarczego. Targana światowymi i wewnętrznymi kryzysami nie znalazła, póki co, panaceum na samą siebie, co udowodnili właśnie Irlandczycy. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby innym narodom europejskim pozwolono, wzorem Irlandczyków, głosować nad swoją przyszłością w referendum. Żałoba i sromota byłaby w Brukseli jeszcze większa. Ale co się odwlecze... Brawo Irlandczycy.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka