Maciej Eckardt Maciej Eckardt
72
BLOG

Run PiS, Run!

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 5

Wyjątkowo ciekawy w lekturze okazał się weekendowy „Dziennik”, którego hitem miała być analiza polityczna Jana Marii Rokity na temat relacji UE-Rosja. Nie ona jednak w moim przekonaniu stanowi clou i cel tego numeru. Myślą przewodnią wydania magazynowego jest raczej postępujący upadek PiS-u, co znalazło swoje odzwierciedlenie w tekście Roberta Krasowskiego „Wataha dorzyna się sama”, rozmowie z Radkiem Sikorskim - „Dlaczego nie lubię watahy” oraz wywiadzie z Ludwikiem Dornem – „Nie jestem wydmuszką”. Taka kondensacja wyraźnie wskazuje, że „Dziennik” stał się psem przewodnikiem debaty nad kształtem polskiej centro-prawicy, której PiS – jak wynika z tez stawianych na łamach „Dziennika” – jest obumierającą osnową.

Przyznam szczerze, że z różnych względów właśnie ta problematyka najbardziej mnie zaciekawiła, aniżeli mocno przereklamowany tekst Rokity, któremu redakcja w reklamowych spotach starała się wmówić jakieś świeże spojrzenie na relacje Europa-Rosja, której to świeżości nijak znaleźć nie mogłem, poza jakimiś osiami, na których usadowił PiS i PO. Przyznam, że wymiękłem już po pierwszym akapicie, gdzie stopień wysublimowania i ekskluzywizmu myślowego Rokity po prostu mnie rozbroił:

„Odkąd zewnętrzna polityka państwa polskiego zaczęła zyskiwać samoświadomość swoich ambicji i celów, sedno jej dylematów daje się opisać za pomocą prostego układu współrzędnych. Oś pionowa tego układu obrazuje nasilenie woli integracji europejskiej. Oś pozioma – nasilenie woli powstrzymywania Rosji. Usytuowanie względem tych dwóch osi określa i będzie określać w drugiej dekadzie XXI wieku sposób rozumienia przez nas i przez otaczający świat zewnętrznej misji politycznej państwa polskiego. (…).

Samoświadomość jest fenomenem nowym w całej polityce polskiej. Zrodziła się z autorefleksji nad własnym przeznaczeniem, czyli ze zwątpienia w jego bezrefleksyjnie oczywisty wcześniej sens.”

Szkoda faceta, chciałoby się rzec. Co to znaczy wypaść poza nawias polityki i pogrążyć w samoświadomości swojego intelektu, zrodzonej – parafrazując samego autora – z autorefleksji nad własnym przeznaczeniem, czyli ze zwątpienia w jego bezrefleksyjnie oczywisty wcześniej sens. Ale zostawmy Rokitę na rzecz Dorna, który wypada znacznie bardziej świeżo, by nie powiedzieć obrazoburczo, kiedy bez ogródek wali:

„Dziś zespół kierowniczy PiS przypomina sułtana otoczonego przez dwór eunuchów. Pan Jarosław Kaczyński stworzył krąg zaufanych. By do niego trafić, trzeba zdać test na bycie łatwym, a potem jeszcze łatwiejszym”.

Cóż takiego musiało się stać, by „trzeci bliźniak” tak gwałtownie gryzie rękę, którą jeszcze niedawno dawał się głaskać. Jak daleko musiał posunąć się proces wzajemnego rozbratu, że w wieloletnia przyjaźń, polityczne braterstwo i znaczone ofiarami kombatanctwo, zakończą się na sali sądowej, na którą Dorn – jak zapowiada – zaciągnie Jarosława Kaczyńskiego.

Czy niechęć Kaczyńskiego do Dorna, to, jak mówi ten ostatni, kompilacja dwóch powodów:

„Pan Kaczyński nie może mi darować, że musiał mnie wyrzucić z MSWiA, przez co powołał na stanowisko pana Kaczmarka, co z kolei skończyło się przyspieszonymi wyborami i oddaniem władzy. Wszak najtrudniejsze do wybaczenia są krzywdy, które my wyrządziliśmy komuś innemu. I pan Jarosław Kaczyński nie może mi wybaczyć, że musiał mnie skrzywdzić”.

A może nie chodzi wcale o osobiste urazy, a bardziej o kryterium obiektywne, które Dorn tak ujmuje:

„Pan Jarosław Kaczyński głosi od pewnego czasu poglądy ekstrawaganckie, jak ten, że Komisja Europejska podniosła rękę na naród polski, a program IV Rzeczpospolitej to program budowy państwa równoległego, w którym obok niezlustrowanych uczelni są nasze uczelnie, w których wykładają profesorowie zlustrowani, jest prokuratura dotychczasowa, a obok nasza, równoległa, i tak dalej. Całkowicie nieadekwatnie do sytuacji radykalizuje elementy programu PiS sprzed 2005 r. Tekst pana Kaczyńskiego w “Dzienniku”, w którym wykłada, że Platforma Obywatelska i jej rząd prowadzą świadomą politykę dezintegracji narodu polskiego, odzwierciedla raczej rzeczywistość jego stanów emocjonalnych i ma niesłychanie luźny związek z rzeczywistością”.

Media od pewnego czasu „rozjeżdżają” PiS, które nie potrafi znaleźć na to stosownej recepty. Konflikt na linii Dorn-Kaczyński proces ten jedynie pogłębia, stanowiąc czynnik dezintegrujący, zwłaszcza w wymiarze wewnętrznym. Wzajemne ciąganie się przed sąd sztandarowych postaci partyjnych, przed którym będą odzierani z prywatności, uzasadniając „co mieli na myśli” mówiąc to i tamto, gdzie staną się zwierzyną łowną dla mediów, jest strzałem samobójczym.

Stąd zapowiedź Ludwika Dorna o realizacji przez niego takiego właśnie scenariusza uważam za wyjątkowo szkodliwe dla PiS-u. Nie pomoże to Dornowi (bo niby czego oczekuje? Satysfakcji? Tzw. „odszczekania” przez prezesa słów które go zabolały), który niebezpiecznie zmierza w kierunku pieniactwa, zaszkodzi ewidentnie partii, którą tworzył oraz dostarczy energii wszelkim ruchom odśrodkowym i kontestacyjnym w PiS-ie i jego obrębie, dla których każde naruszanie pozycji Jarosława Kaczyńskiego stanowi cenną amunicję.

Dla PiS-u nadchodzą trudne czasy, wymagające skupienia i gromadzenia sił. W przyszłym roku rozpoczyna się morderczy maraton wyborczy (wybory do euro parlamentu, rok później samorządowe, potem prezydenckie i parlamentarne), który da odpowiedź, czy PiS wyciągnął lekcję z losów AWS, LPR i Samoobrony. Czy stać będzie Prawo i Sprawiedliwość na wykrzesanie z siebie nowych horyzontów, wskazanie świeżego politycznego celu na tyle energetycznego, by przyciągnąć wyborców i politycznych sojuszników, których PiS, powiedzmy to szczerze, traktował ostatnimi czasy nieszczególnie miło.

PiS to wciąż projekt polityczny, którego zazdrości Jarosławowi Kaczyńskiemu wielu dawnych liderów tzw. prawicy, których dzisiaj już nie ma, bądź egzystują na marginesie. Nie bez powodu, bo politycznie najbardziej skuteczny okazał się właśnie Kaczyński, ten uparty, chłostany od lat przez nieprzychylne media i salony człowiek, który mówił rzeczy niepopularne i potrafił w odpowiednim czasie ubrać swoje koncepcje w formację polityczną, która przebojem wdarła się na najwyższe podium. Niestety, nie na długo, ale zawsze.

Nie jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości, co być może dla wielu będzie zaskoczeniem. Z rekomendacji PiS-u pełnię jedynie funkcję wicemarszałka województwa kujawsko-pomorskiego, w jedynej w kraju sejmikowej koalicji, w której zasiada PO, PSL, PiS i Samoobrona. Koalicji, która doskonale działa i która ma sukcesy. Koalicji, która nie bała się złamać monopolu PKP na przewozy regionalne, doskonale przygotować się do wdrażania funduszy unijnych, tworzyć fundusze wsparcia dla najbiedniejszych gmin, zlikwidować praktycznie do minimum zadłużenie w podległej samorządowi województwa służbie zdrowia, kreować odważne programy wojewódzkie w zakresie edukacji, sportu czy rewitalizacji zabytków, by sięgnąć po pierwsze z brzegu przykłady.

I z tej perspektywy, wojewódzkiej właśnie, jestem w stanie ocenić kondycję PiS-u przed zbliżającym się maratonem wyborczym. Jej ocenę, pozwólcie Państwo zachowam póki co dla siebie (niezorientowanym dopowiem tylko, że kilku ważnych posłów PiS podjęło niedawno próbę mojego odwołania, w czym – szczególnie jeden – nie ustaje), wskazując jedynie, że zostało bardzo mało czasu na odbudowanie zaufania wśród wyborców, którzy od PiS-u się odsunęli, a którzy wciąż są do pozyskania. Wymaga to jednak wzniesienia się poza ciasne myślenie partyjne i zrozumienia, że elektorat to nie jest wartość stała i niezmienna, dana raz na zawsze. Trzeba nieustannie o niego zabiegać, o ludzi, którzy reprezentują różne jego odłamy, wreszcie trzeba dać dowody jedności we własnych szeregach, by zabiegać w wyborach o jedność głosów właśnie.

PiS będzie skubany po dwóch stronach. Z jednej strony dziobać PiS będą środowiska centrowe, uosabiane  – oględnie rzecz ujmując – przez projekt Polska XXI, który choć wybitnie wirtualny na tym etapie, w ogólnym rozrachunku może mieć znaczenie dla wyniku PiS-u, jeśli zdecyduje się na definitywną kontestację i rozejście. Z drugiej strony odkrawać elektorat PiS-u zaczną środowiska eurosceptyczne, te które dały swego czasu 16 proc. poparcia dla LPR w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a także niektóre środowiska solidarnościwo-postawuesowskie, które dotychczas w PiS się nie wpisały, zapadając w polityczny letarg, z którego nieśmiało zaczynają się budzić.

Pierwszym testem dla PiS-u będą wybory do Parlamentu Europejskiego, bardzo ważne i prestiżowe, ale prawdziwą próbą będą wybory samorządowe, bo w nich najłatwiej o tworzenie skutecznych lokalnie niezależnych list, których nie da się zmajoryzować, zwłaszcza, że blokowania list już nie będzie. Na dół nie sięga władza spin doktorów, co powinno tym bardziej wyczulić PiS na tzw. głos ludu, który zaczyna mówić swoim głosem. I to jest właśnie wyzwanie dla Prawa i Sprawiedliwości, które wciąż ma potencjał, tyle że w dziwny sposób czasami marnotrawiony. I tego mi żal, bo czas ucieka i drugiej takiej szansy PiS jako PiS może już nie dostać.

I jakoś dziwnie jestem przekonany, że to nie Ludwik Dorn, z całym jego rozżaleniem i odreagowywaniem, jest największym wewnętrznym zagrożeniem dla PiS. Są nim raczej nomadowie polityczni, którzy obkolędowali wcześniej wszystkie polityczne zamtuzy, a dzisiaj jako stateczni członkowie PiS-u z troską pochylają się nad „upadkiem” i „wiarołomstwem” Dorna, w oczy świecąc Prezesowi, że jak tak można… No i racja, bo jak tak można, ale akurat nie oni to mówić powinni. W tym też kontekście, w żaden sposób nie mogę się zgodzić ze słowami Roberta Krasowskiego, który na łamach „Dziennika” konkluduje:

„PiS jest już tylko wydmuszką, wirtualnym bytem politycznym, który udaje życie dzięki budżetowej dotacji i talentom dwóch spin doktorów. Najbardziej uderzający w agonii tej partii jest jej styl i sens, a dokładniej mówiąc, brak tego sensu. Prawo i Sprawiedliwość porażkę ponosi nie w starciu z przeciwnikiem, z lewicą, z układem, z SLD. Kaczyński upada na własnym podwórku, umiera we własnym łóżku, nie tocząc żadnej wojny, upada, bo pod jego komendą nie chcą już służyć jego dawni żołnierze.”

Opinia o agonii Kaczyńskiego jest mocno przesadzona, bo „denat” ma się całkiem dobrze, jest zażywny i w sumie wciąż przeżywa najlepsze lata swojego politycznego żywota. Prawdą natomiast jest, że zaczyna mu brakować świeżości koncepcyjnej, co było dotychczas jego mocną stroną. Tuskowi udało się zepchnąć PiS na pozycję istotnej, ale mało ważnej w dialogu społecznym opozycji. Tutaj widzę duży problem, na rozwiązanie którego nie ma za dużo czasu. PiS musi wrócić do głównego nurtu dyskursu publicznego, być silnym i poważnym adwersarzem rządowych propozycji, na tyle jednak atrakcyjnym, by ludziom chciało się chcieć na nowo z PiS-em utożsamić.

Zadania Kaczyńskiemu nie ułatwiają jego ludzie w terenie. Pochłonięci wewnętrznymi wojenkami, dobijaniem się o pierwszeństwo w dostępie do Prezesa, nie zauważyli, że coś im się między palcami przesypało. Że od przegranych wyborów skołowany elektorat oczekiwał jedności w działaniu, mobilizowania – na przekór okolicznościom – struktur i sympatyków, inicjowania rozmów z ludźmi, pokazania klasy w porażce, wytłumaczenia wreszcie, że porażka wyborcza, to konieczny koszt przyszłego sprawowania władzy i budowy silnej RP. Nic takiego nie nastąpiło. Przynajmniej w województwie kujawsko-pomorskiem.

Ale na nic nie jest za późno. Wręcz przeciwnie, jest dobra okazja do mobilizacji, pokazania, że nekrologi i klepsydry PiS-u, które „życzliwi” zaczynają rozwieszać niczego jeszcze nie oznaczają. Ale trzeba pracy, zresetowania swojego myślenia o sojusznikach i sympatykach, powrotu do idei ruchu, gry skrzydłami, dostrzegania w człowieku wartości dodanej, a nie potencjalnego rywala, odrzucenia filozofii – czy aby dobrze mnie postrzegają w Warszawie i temu podporządkowywania poselskiej aktywności… Jest jeszcze czas. Inaczej ludzie sami sięgną po klej i klepsydry…

A tymczasem zmykam z aparatem w bory tucholskie, bo pogoda akurat sprzyjać zaczęła. Hmm… w tle lecą właśnie słowa refrenu jednej z piosenek Comy – „Zaprzepaszczone siły wielkiej armii”. Nomen omen? Może jednak nie. Dobra, zmykam już, szkoda dnia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka