Dwadzieścia siedem lat temu czerwoni towarzysze spod znaku PZPR wprowadzili stan wojenny. Przygnieceni własną niemocą, odrzuceni przez większość narodu, nie znaleźli innego sposobu na utrzymanie się przy władzy, niż wariant siłowy. Wyprowadzili na ulice czołgi, powyłączali telewizję i telefony, powsadzali do więzień działaczy Solidarności, rozgonili tych, którzy przeciw nim się buntowali. Złamali wszelki opór, a tam, gdzie on występował, np. w kopalni „Wujek”, najzwyczajniej w świecie otworzyli ogień z karabinów.
Odetchnęli wówczas czerwoni kacykowie, ciężko wystraszeni społecznym oporem i nieposłuszeństwem. Nienawykli do wolności, wychowani na marksistowsko-leninowskim bełkocie, czerwoni talibowie spod znaku Kiszczaka, Jaruzelskiego, Barcikowskiego, Kani i Rakowskiego, w żaden sposób w swoich pezetperowskich głowach, nie mogli sobie wyobrazić sytuacji, w której kierownicza rola ich matki partii oraz dozgonna przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, mogłyby być przez kogoś kwestionowane i poddawane w wątpliwość. Przesiąknięci serwilizmem i porażającą bojaźnią przed Wielkim Bratem, spałowali własny naród, bo tylko to im tak naprawdę wychodziło.
Padli osiem lat później. Nie byli w stanie sprostać wyzwaniom współczesnego świata. Kałmuckie myślenie i mentalność, infantylizm ideowy, a także gospodarcza jałowość, doprowadziły czerwoną „rasę panów” tam, gdzie powinni byli trafić dziesiątki lat wcześniej, czyli na śmietnik historii. Zmuszeni okolicznościami (bo przecież nie sami z siebie) postanowili delikatnie uchylić okno wolności, na tyle, by skanalizować społeczne oczekiwania, ale tak, by zostało po staremu. Nie przewidzieli jednak, że uchylając okno wolności wywołają przeciąg, który wyrwie je „czerwonym” razem z futryną i parapetami. Padli wówczas, aż huknęło, ale nie wyginęli.
Litościwy naród dał im przeżyć, a nawet się odrodzić w lekko zmienionej postaci. Nie powiesił ich zamiast liści, jak straszyli siebie nawzajem. Ba, dał im nawet na moment władzę, by pokazali, czy się czegoś w demokracji nauczyli. Dał im tę władzę wprawdzie na darmo, ale nie nadaremno – towarzysze pokazali, że jedyne, co potrafią zrobić, to zastąpić socjalizm demokratyczny socjalizmem rywinowym lub starachowickim. Padli wówczas po raz drugi i do dzisiaj się nie podnieśli. Stanowią polityczną osobliwość, zwaną nie wiedzieć czemu „lewica”, bo lewicy jest tam tyle, co kot napłakał. To zrozumiałe, bo kiedy w 1945 roku się instalowali, przezornie polską przedwojenną lewicę wytłukli. Nie było zatem komu po 1989 roku tej prawdziwej, historycznej lewicy odrodzić.
Rok temu rozważałem na swoim blogu, czy gen. Jaruzelski wprowadzając stan wojenny, mógł zdobyć się na niezależność myślenia, odruch wolności i pójść drogą zupełnie inną od tej, którą w konsekwencji wybrał. Czy był w stanie zrezygnować z gospodarki planowej na rzecz rynkowej? Zainteresowanych odsyłam do wpisu, który wówczas popełniłem.
Tych, którzy nie chodzą wcześnie spać, zapraszam dzisiaj punktualnie o północy pod tablicę Solidarności, wmurowaną w ścianę kościoła Świętego Ducha przy Rynku Staromiejskim w Toruniu. Będzie marszałek województwa oraz ci, dla których tamten czas, to nie jest nic nie znacząca kartka w kalendarzu. Pamiętajmy, że jeszcze dwadzieścia lat temu panoszyła się w Polsce „komuna”, cenzura, tajniacy i nieznani sprawcy. Zaledwie dwadzieścia lat temu…
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka