Maciej Eckardt Maciej Eckardt
39
BLOG

Faulując swoich

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 8

“Rzecz w tym, jaki i kiedy może się rozładować zła energia nagromadzona wokół PiS. Albowiem jedno jest pewne – dziś jest jej tak dużo, że bez takiego rozładowania wyjście z impasu jest mało możliwe” – wieszczy w „Dzienniku” Jan Rokita, prognozując dotkliwą porażkę PiS-u w wyborach do Europarlamentu. Jej konsekwencja zrodzi – jak sugeruje – konieczność  postawienia fundamentalnego pytania: “Jak mimo tej porażki zachować cień realnych szans brata na prezydencką reelekcję? Albo: kim dotychczasowego prezydenta zastąpić, gdyby za sprawą koła nieprzyjaznej Fortuny stracił tak szanse, jaki i wolę walki?”

Wielu komentatorów i polityków, zwłaszcza po prawej stronie, odtrąbiło początek końca PiS-u. Świadczyć o tym mają odejścia posłów, spadające sondaże, medialna nagonka, cięcie po partyjnych skrzydłach i indywidualnościach oraz predyspozycje – a w zasadzie ich brak – prezesa Jarosława Kaczyńskiego do jakiejkolwiek współpracy. Głosów tych nie należy lekceważyć, bo oddają one nastroje tej części elektoratu, na zlekceważenie której PiS nie może sobie w żadnym razie pozwolić. Dlatego warto pochylić się nad tekstem Rokity „Czarne chmury nad partią Kaczyńskiego”, bo uważnie wychwytuje on mankamenty partii, która znalazła się na najlepszej drodze do stania się partią trwale opozycyjną. Tyle, tytułem wprowadzenia.

Ostatnie odejścia posłów, a także niezadowolenie części lokalnych struktur PiS, dały asumpt do przypomnienia o swoim politycznym istnieniu formacjom skrajnym, które na prawej flance postanowiły rozszarpać PiS-owi bok, który swoim postępowaniem partia Kaczyńskiego nadmiernie odsłoniła. Pozyskanie dla pro-unijnej międzynarodówki Libertas poseł Anny Sobeckiej miało być politycznym rytualnym cięciem, którym zmyślni kapłani z Libertas postanowili zadać PiS-owi cios śmiertelny, składając jego broczący korpus na ołtarzu politycznej zemsty. A nie od dziś wiadomo, że polityczna zemsta należy, niczym miód, do tych najsłodszych.

Zamysł był prosty (i najprawdopodobniej wciąż jeszcze jest) – namówić  posłankę kojarzoną z Radiem Maryja na start z egzotycznej listy, a następnie o odpowiedniej porze wypuścić „fakt” prasowy (najlepiej po godz. 21.00, by nie było możliwości sprostowania – gazety będą już w druku, a tylko z papierowych wydań wiedzę czerpie tradycyjny elektorat), że oto Anna Sobecka opuszcza PiS i startuje z Libertas. Zidiociałe media, nie znając kulisów manipulacji, chwycą podrasowanego hita, i na serio będą informować, że posłanka Radia Maryja kopnęła w kuper Kaczora i wsparła swoją osobą ganleyowską międzynarodówkę, której program sprowadzający się do zawołania: “Unia TAK! Wypaczenia NIE!”, ma tyle wspólnego z Anną Sobecką, co koń z koniokradem.

Pomysł to nie nowy, bo w podobny sposób z listy AWS na listę LPR, przeflancował onegdaj panią poseł Roman Giertych, dobijając tym samym formację Mariana Krzaklewskiego. Wówczas to LPR uzyskała 7 proc. wynik i weszła na sejmowe salony. Był to wprawdzie inny czas, ale dawnym działaczom LPR marzy się powtórka z rozrywki. W ogóle mamy do czynienia z dziwnym zjawiskiem, bo chociaż Libertas w sondażach nie istnieje, a Liga wciąż tak (1- 4 proc.), to jednak uparcie lansowany jest pomysł Ganleya. Wygląda to na zręczną taktykę zasysania potencjalnej konkurencji przez LPR i zawłaszczania przestrzeni politycznej przed ostateczną rozgrywką wyborczą, kiedy to na prawicowym przedpolu hasają jeszcze harcownicy – nie wszyscy zresztą dostrzegający to, że są tylko harcownikami.

Można sobie bowiem wyobrazić, że na krótko przed upływem rejestracji list wyborczych (do wtorku wszak jeszcze dużo czasu), jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikają wszystkie Libertasy, Naprzód Polsko i PSL-e Piast, a na prawej flance zostaje tylko zaprawiona w bojach Liga Polskich Rodzin. Zero konkurencji (nie wiadomo przecież czy UPR, Samoobrona i Prawica RP zarejestrują listy w całej Polsce), czyste przedpole i pozornie jedyna alternatywa dla Prawa i Sprawiedliwości, to dla marzącej o zmartwychwstaniu LPR sytuacja nie do pogardzenia. Dlatego takiego wariantu wykluczyć nie można, bo jakąż wartość ma obco brzmiący komitet Libertas, którego istnienie zauważają jedynie najbardziej zatwardziali obserwatorzy sceny politycznej? Wartością, choć mocno zdefraudowaną i roztrwonioną, wciąż pozostaje LPR, bo gdzieś tam tkwi w świadomości prawicowego elektoratu, choć mocno przysypana kurzem niepamięci. I ten kurz właśnie jest strzepywany.

Błędem Jarosława Kaczyńskiego był brak rozmowy z Anną Sobecką, nad którą usilnie od wielu tygodni pracowała konkurencja z LPR. Gdzieś znikł zmysł polityczny wytrawnego polityka, który potrafił z wyprzedzeniem zauważyć potencjalne zagrożenia dla swojej formacji. Być może zabrakło czasu, a być może „dwór” skutecznie postarał się, by panią poseł zmarginalizować, wydając ją tym samym na „żer” konkurencji. A ta zrobiła, to co zrobiła – od razu ożeniła kluczową poseł PiS z Libertas, stwarzając poważny problem dla partii Kaczyńskiego. W świat poszedł bowiem sygnał, że kolejny znaczący parlamentarzysta odżegnuje się od PiS. Znaczący o tyle, że stoi za nim zdyscyplinowany i wierny elektorat. I chociaż Anna Sobecka nie wystartuje w tych wyborach, to jednak swoim ruchem pokazała, że źle się dzieje w PiS-ie.

Oglądając dzisiaj telewizję, zwłaszcza TVN24, nadziwić się nie mogłem, jak poważni posłowie PiS-u, dają się wypuszczać redaktorom w temacie Anny Sobeckiej. Doświadczony, wydawałoby się, poseł Paweł Poncyliusz, na niesprawdzoną wieść, że Anna Sobecka startuje z Libertas, pozwolił sobie na niesmaczne zdystansowanie się od niej, zarzucając jej brak odwagi w osobistym zakomunikowaniu tej decyzji Jarosławowi Kaczyńskiemu. Media od razu to pochwyciły, jeszcze mocniej grillując temat, odsłaniając przy okazji stosunki międzyludzkie panujące w klubie Jarosława Kaczyńskiego. Problem w tym, że Annie Sobeckiej nie brakowało odwagi, a jedynie możliwości dostania się do Prezesa w sprawach dla PiS-u ważnych. I tu jest pies pogrzebany, bo odejście z klubu PiS Anny Sobeckiej oraz kilku innych posłów kojarzonych z RM, będzie rzeczywistym początkiem końca tej formacji.

Cała ta sytuacja jest żółtą kartką dla PiS. Nie da się bowiem uprawiać polityki faulując swoich posłów, którzy wnieśli wkład w rozwój tej formacji. Można Anny Sobeckiej nie lubić, można się z nią nie zgadzać, ale nie można jej lekceważyć. Ma ona swoje miejsce w szerokim nurcie prawicowym, ma określoną wrażliwość i paletę stałych poglądów, np. dotyczących obrony życia. Jest jednym z najaktywniejszych posłów, czego nie da się powiedzieć o jej kolegach z okręgu. W jej biurze poselskim są ciągłe kolejki i nie zdarza się, by kogoś nie przyjęła lub zostawiła bez pomocy. Często bywa oryginalna w swoich wystąpieniach, ale czyni to przynajmniej bez obłudy i jest w tym autentyczna. To jej wartość, którą dostrzegają wyborcy, czyniąc ją za każdym razem posłem. Dzisiaj dała PiS-owi chyba ostatni sygnał, że czas zmienić metody postępowania. Ciekawe, czy PiS po raz kolejny to lekceważy?

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka