Siedzę przy klawiaturze i piszę kolejny dodatek do moich notatek o rotorach. Idzie mi to powoli ale jednak idzie. Nie czynię tego tak dla widzimisię ani z woli zabłyśnięcia przed kimkolwiek. Czuję, że tak chce Bóg, a ja jestem Jego narzędziem. Więc tulę uszy po sobie i ciągnę pług za sobą czyniąc bruzdy w twardej ziemi. A ziemia faktycznie dawno nieorana, nieprzyjazna.
Moje biurko wygląda znów jak złomowisko, choć trzy dni temu robiłem tzw. porządek (patrz fotka u góry). Akurat piszę o koneksjach. Ciekawe, że koneksje można mieć w życiu i w matematyce. I w jednym i w drugim są niezmiernie ważne. Moje koneksje są na wiązkach głównych. Ciężko mi decydować o czym napisać a co opuścić. Chciałoby się napisać „wszystko”, ale wtedy nie napisze się nic. Więc muszę wybierać. Tak sobie siedzę w tym chaosie i wybieram.
Laura, która akurat zrobiła przerwę w czytaniu „Mark and Elijah-Elisha Narrative” ,
kolejna książka ze sterty przedstawionej na obrazku w poprzedniej notce - woła do mnie i pyta czy przeczytałem artykuł Smolina o „kwantowej dziwności” w New Scientist, bo ona przeczytała i jej się spodobało. Co roku się odgraża, że to ostatni raz, że to śmiecie nic nie warte i propaganda, ale jednak co roku odnawia prenumeratę i to i owo dla rozrywki czyta. Ja przedtem na artykuł tylko zerknąłem i dałem spokój. Ale teraz, wezwany do tablicy, nie mogę się obyć zwykłym „ eeh tam, głupoty”. Więc zabieram się do czytania. Lee Smolin, z Perimeter Institute, wygląda faktycznie jak nawiedzony fizyk. Nazwisko znane, jeszcze jak. Oni tam wiedzą jak się zabierać za reklamę i za „Public Relations”.
No więc zaglądam do środka: Quantum weirdness isn't real – we've just got space and time all wrong
W końcu podstawy mechaniki kwantowej, moja działka. W tym pracowałem przez lata, nagrody dostawałem. No, nie z tych noblowych, ale taka nagroda Humboldta jest nie do pogardzenia. Nawet niemiecki prezydent ściskał mi rękę w Bonn na przyjęciu. To pamiętam. Zatem wymigać się nie mogę. Z pierwszego rzutu okiem na artykuł, już przy posiłku w południe, wiem, że 50% tego co Smolin napisał to prawdziwa prawda. A pozostałe 50% …. no cóż?
Że kwanty dziwne są? Prawda. Że czas i przestrzeń trzeba gruntownie zmienić? Też prawda. W jakimś sensie. Ale zaraz na początku artykułu pisze o mechanice kwantowej to co się zawsze w przyzwoitych gazetach pisze:
„So far, essentially all its predictions have been confirmed by experiments.”
„Jak dotąd w zasadzie wszystkie jej przewidywania zostały potwierdzone eksperymentami.”
Ciekawe jest to „w zasadzie”. To znaczy nie całkiem wszystkie? Jesli choć jedno z jej przewidywań jest sprzeczne z eksperymentem, znaczy teoria jest fatalna. Tak to już jest. Pisałem całkiem niedawno o tym jak to z teorii kwantów wynika warrtość stałej kosmologicznej 1000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
razy większa niż ta obserwowana po[przez pomiary. Może o to Smolinowi chodziło, gdy pisał, że „w zasadzie” mechanika kwantowa się zgadza z doświadczeniem, poza tymi przypadkami gdy się katastroficznie nie zgadza. Może o to? A może o coś innego, bo o takich fatalnych potknięciach lepiej szybko zapominać. Inaczej spać w nocy trudno.
Pisze dalej Smolin o mechanice kwantowej, że
„It has two different laws to describe how things and events evolve.”
Czyli, że ma dwa różne prawa ewolucji, ciągłe równanie Schrodingera, i dyskretne stochastyczne skoki odpowiadające za zdarzenia. No dobrze pisze, ja też tak pisałem i za to właśnie mi prezydent rękę ściskał.
Ale zaraz potem Smolin idzie tak gdzie idą inni, czyli za stadem. Fizyka ma otwarty wielki-ogromny problem: musimy skwantować grawitację.
A jak skwantujemy, to potem wszystko będzie z górki.
A dlaczego "musimy"? Tego nie mówi, bo jest dobrze wychowany i obraca się we właściwych towarzystwach.
„The most obvious one is how to develop a quantum theory of gravity. Gravity is the only one of nature’s four fundamental forces not to have a quantum-mechanical description. ”
No i on Smolin, i jego współpracownicy, mają NAPRAWDĘ wspaniałą nową ideę jak to zrobić. Bo struny i „loop quantu gravity” - to są idee konkurencji, niewarte pisania o nich.
Trzeba wszystko oprzeć na „zdarzeniach”. I już będzie dobrze. Tylko zdarzenia trzeba przyprawić zasadą holograficzną. Marina Cortês świetnie taką zupę robi: „The Universe as a Process of Unique Events„
Dobrnąłem do końca artykułu. Odpowiedziałem Laurze, że 50 % tego co Smolin napisał to prawda. Pokiwała głową ze zrozumieniem; „znaczy fake news?”.