Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski
74
BLOG

Roman Giertych musi zostać! Koniecznie!

Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski Polityka Obserwuj notkę 5
 Przez ponad rok trwania kadencji Romana Giertycha w Ministerstwie Edukacji, z zaciekawieniem obserwowałem jego tam poczynania. Mało tego, zawsze, gdy młódź nieświadoma, że jest wykorzystywana przez cynicznych politykierów i speców od mieszania w umysłach, biegła pod ministerstwo i skandowała, że „Giertych musi odejść!” brałem stronę ministra. Choć w miarę upływu jego kadencji, z coraz mniejszym przekonaniem. Może nawet nie z mniejszym przekonaniem, ale na pewno z mniejszym zapałem. Bo obserwowałem, jak Roman Giertych marnuje szansę za szansą. Szansę na to, by szkołę odzyskać do wychowywania cnót i nauczania prawdy – bez jakiejkolwiek ideologii.             Gdy Roman Giertych obejmował urząd Ministra Edukacji Narodowej byłem pełen nadziei. Oto po raz pierwszy w powojennej historii Polski ministrem tego resortu zostaje osoba nie tylko nie związana z ideologią komunistyczną, ale – jak miałem prawo przypuszczać – świadoma wyjątkowości obecnego czasu, wyjątkowości sytuacji cywilizacji chrześcijańskiej, a co za tym idzie – Polski. Świadomość ta, myślałem, spowoduje mądre, roztropne, trafne decyzje i skłoni ministra i podległych mu urzędników różnych szczebli, do działań adekwatnych wobec sytuacji kulturowej. Przez to zaprzęgnie też do pracy nauczycieli. Tych, którzy swa prace traktuja powaznie, jako wyjatkowo ważną, bo odpowiadają przecież za nie tylko zawodowy, ale również duchowy kształt przyszłego życia swych podopiecznych.            Jeżeli chodzi o szkoły, to prawdą jest, że stały się one w ostatnich dziesięcioleciach placówkami, w których wdraża się, zarówno teoretycznie jak i praktycznie relatywizm kulturowy oraz utrwala najciemniejsze zdobycze postępowej myśli. (Nie tak dawno przeglądałem zeszyty licealistki, lekcje o średniowieczu – wciąż obowiązuje tam schemat „dominacji Kościoła, który nie dopuszczał wolności badań naukowych. Giordano Bruno zaś padł ofiarą żądnego dominacji kleru – poniósł śmieć za wolność przekonań). Być może są wyjątki od obowiązującej linii – ale pozostają one wyjątkami. W przytłaczającej większości jest, jak jest. Biedni nauczyciele, zagubieni na współczesnych areopagach idei, wpajają młodzieży, że oto wszystko jest umową i kwestią indywidualnej opcji: góra, dół, lewo prawo, prawda, fałsz, czarne, białe, piękne, szpetne, dobre, złe – wszystko jest dyskutowalne,  bo nie ma żadnych granic i kryteriów.            W takiej sytuacji można było oczekiwać od Romana Giertycha – ministra wywodzącego się z nurtu, który dotychczas do odpowiedzialności za edukację nie był dopuszczany, który jednak na polu edukacyjnym ma niepodważalne osiągnięcia – poważnego namysłu, debaty i rozwiązań dotyczących, nazwijmy to tak – filozofii szkoły, wychowania i nauczania.Do zrobienia jest ogromnie wiele. Bo gdy przegląda się programy studiów uczelni i wydziałów pedagogicznych, uderza w nich brak przedmiotu o nazwie antropologia filozoficzna albo antropologiczne podstawy pedagogiki czy czegoś w tym rodzaju, co pozwoliłoby adeptom trudnej sztuki wychowania zapoznać się z podstawami wiedzy o człowieku, a także spróbować odpowiedzieć na podstawowe pytania: kim jest człowiek? Co jest dla niego dobre, a co złe? Jaki jest sens jego życia? Po co wychowywać? Jaki jest cel tej trudnej sztuki – pedagogiki?Brak odpowiedzi na te pytania, unikanie nawet stawiania tego typu pytań we współczesnej debacie o szkole, jest brakiem nie do wybaczenia. Nie da się bowiem budować koncepcji pedagogicznych w oderwaniu od odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek. Tyle że czasem czyni się to, wybierając tę odpowiedź świadomie, w oparciu o mniej lub bardziej prawdziwe racje; czasem zaś buduje się pedagogikę bez żadnej refleksji wprost nad ludzką naturą, czyli nad jej celem – ulegając po prostu panującej w danym czasie intelektualnej modzie. Brak świadomego stawiania pytań fundamentalnych dla pedagogiki prowadzi do tego, że gubi się ona w gąszczu szczegółowych zaleceń, ucieka w profilaktyki, ale żadną miarą nie jest w stanie podjąć działań zmierzających do tego, by wychować człowieka “pięknego i dobrego”. To znamię bezrefleksyjności w odniesieniu do fundamentów odciśnięte jest silnie na współczesnych teoriach wychowawczych. Bezkrytycznie przyjmują one założenia antropologiczne zawarte w systemach filozoficznych i psychologicznych żywych zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku, a także w samym wieku XX. Sytuacja ta prowadzi do paradoksów, które uderzają nas w życiu codziennym: im więcej mamy pedagogów i psychologów, im gęstsza jest sieć poradni wychowawczych, im więcej mnoży się rozmaitych programów profilaktycznych albo “wychowania do” (tolerancji, demokracji, asertywności, akceptacji siebie etc.), tym więcej pojawia się rzeczywistych wychowawczych problemów, tym więcej osób z rozbitą psychiką, zagubionych, niezdolnych do życia. Dochodzi do tego, że brak opanowania dzieci i młodzieży staje się, skrywaną jeszcze, ale dotkliwą plagą, zagrażającą podstawom życia społecznego.Zdaje się, że minister Giertych podziela ten pogląd. Zamiast jednak debaty nad kształtem misji szkoły i fundamentami wychowania w szkole, mieliśmy bitwę o mundurki i komórki. Przeprowadzoną w sposób nieroztropny, metodą narzucania rozwiązań, bez proporcjonalnych uzasadnień. Wywołało to, podsycany niewątpliwie przez programowo nieżyczliwe Giertychowi media, sprzeciw. Tymczasem nie mundurki zmienią polską szkołę – walka o nie wyglądała trochę jak próba budowania domu od dymu z komina. Wprowadzenie mundurków i likwidacja komórek - obie rzecy słuszne i konieczne, zostały przeprowadzone chyba w najgorzy z mozliwych sposobów.Nie wykorzystana została pewna tendencja, charakterystyczna dla wieku młodzieńczego: Dynamizm, który oczekuje celów i wymagań. Młodzież wychowuje się nie przez zakazy i nakazy, ale stawianie wymagań, ukaywanie atrakcyjnosci dobra i cnoty.A propos cnoty - słowo to nie pojawiało się prawie wcale w dyskursie pedagogicznym ministra Romana. A moża było zacząć jego rechabilitację; ona i tak będzie musiała się odbyć.Tak samo rzecz się miała z wychowaniem patriotycznym. To prawda, że rodzice posyłający swe dzieci do państwowych szkół stracili już dawno zainteresowanie, czy szkoła wychowuje tę tak potrzebną cnotę – patriotyzm. Szkoła, jak żadna inna instytucja – jest do takiego wychowywania powołana. Jednakże nie osiągnie się tego, podobnie jak w wyżej opisanych przypadkach, rozporządzeniami i wprowadzaniem osobnego przedmiotu. Tak samo, jak nauka ornitologii nie jest nauką latania, tak samo nauczanie patriotyzmu nie jest jego wychowywaniem. Co nie znaczy, że odpowiedni dobór treści nauczania nie wpływa na kształtowanie tej cnoty – zwłaszcza na takich przedmiotach jak język polski, historia, geografia. Drogą do tego jest jednak odpowiednie przygotowanie nauczycieli (to całe ogromne zagadnienie!), a nie sztuczne wprowadzanie sztucznego przedmiotu o nazwie wychowanie patriotyczne. To także budziło zrozumiały sprzeciw i dawało amunicję tym, którzy boją się zdrowego wychowania ludzi miłujących swą ziemską Ojczyznę.Podobnie rzecz się miała z osławioną batalią o lektury. Zgadzam się w całej rozciągłości z ministrem, że Transatlantyk nie jest odpowiednią lekturą dla licealisty, że trzeba by zadbać raczej, by wyposażyć ucznia w pewien kanon, czyli miarę, pozwalającą krytycznie chłonąć tego typu kontrowersyjne dzieła. Do tego konieczna jest znajomość całego szeregu lektur, będących substancją naszej cywilizacji, sięgając aż do starożytności, poprzez średniowiecze, barok. Znajomość tych dzieł, w ich perspektywie znajomość naszej historii i kultury zapewniłaby dopiero korzystną dla rozwoju intelektualnego i w ogóle osobowego, dzieł Gombrowicza, które niewątpliwie też do kanonu kulturowego należą. Znowu, zabrakło uzasadnienia, zabrakło roztropności.Mimo szeregu zastrzeżeń twierdzę, że Roman Giertych musi zostać! Dorobiono mu w sposób, na który absolutnie nie zasługuje, gębę faszysty (to już ewidentna zła wola mediów), homofoba (dziś bardzo łatwo nim zostać, wystarczy uważać, że homoseksualizm jest złem,które trzeba leczyć i nad którym trzeba pracować, a nie je manifestować), antysemity (podobnie jak z homofobią - łatwo dziś zostać antysemitą).A robił on, przynajmniej próbował, mówiąć jak stary, śp. pamięci prof. tadeusz Kotarbiński - dobrą robotę Niech dokończy, co rozpoczął, albo co chciał rozpocząć. Inaczej znowu przyjdzie jakiś lewak albo technokrata – i wszystko, co dobrego, mimo wszystko, Roman zrobił lub próbował zrobić – zostanie zaprzepaszczone.  

arob@hot.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka