Zmarnowana szansa koalicji. Kto następny?
Koalicji już nie ma. Pewnie i sklecony rząd długo trwać nie będzie, a i dni trwania kadencji parlamentu zapewne są już policzone. Ludzie niezadowoleni, niektórzy rozgoryczeni, inni rozczarowani, jeszcze inni zniecierpliwienia. Zapewne najbardziej źli są ci, który w wybranej dla lata temu ekipie rządącej pokładali nadzieję.
Pamiętajmy, że w dość podobnej do dzisiejszej sytuacji znalazła się Polska po odzyskaniu niepodległości w 1918. Wówczas również byliśmy po latach niewoli, może nie tak strasznej jak komunizm i poprzedzająca jego panowanie II wojna światowa, ale również po czasie, kiedy nasza kultura, będąca podstawą tożsamości, była niszczona metodycznie i celowo. Dlatego trzeba było dużego wysiłku, by naprawić to, co było niszczone. Na chwilę choćby zwróćmy uwagę, jak do tej naprawy przed wojną zabierały się środowiska katolicko-narodowe.
Po zamachu majowym dokonanym przez Piłsudskiego dla środowisk narodowych stało się jasnym, że polityka polska od odzyskania niepodległości nie obrała sobie właściwego kierunku. Po latach niszczenia i zaborów okazało się, że właściwym polem działania nie jest wyłącznie bieżąca polityka, lecz raczej głęboka i systematyczna praca formacyjna. Roman Dmowski stwierdzał: „Od początku istnienia naszego obecnego państwa patrzyłem na organizację polityczną w istniejących dziś stronnictwach, jako na rzecz tymczasową, przeżytek stosunków przedwojennych. Zdawało mi się, że samo życie wykaże jej niezdrowy charakter, że ludzie rychło zrozumieją potrzebę oparcia jej na innych podstawach. (...) Życie coraz jaskrawiej wykazywało, że rozbicie na mnóstwo stronnictw coraz bardziej obezwładnia nasz naród, hamuje organizację i rozwój państwa. Zwracałem nieraz uwagę naszych polityków na ten niezdrowy stan rzeczy, mając nadzieję, że będzie możliwe w drodze zbliżenia poszczególnych stronnictw doprowadzić je do zlania się w większe całości. Niestety, rozwój szedł w kierunku przeciwnym... Bezwład polityczny społeczeństwa stawał się coraz większy. (...). Po zamachu majowym widać już było wyraźnie, że szerokie koła narodu czują się jak ciało bez głowy, że w kraju nie ma politycznego kierownictwa. Nikt nie wiedział do czego dążą żywioły rządzące, miało się nawet i ma się ciągle wrażenie, że one same niejasno zdają sobie sprawę z celów, jakim mają służyć...” (cyt. za T. Bielecki, W szkole Dmowskiego, ss.156-157)
Sytuacja tu przedstawiona jest bardzo podobna do dzisiejszej. To, co określa się mianem prawicy pozostaje w stanie rozdrobnienia, cechuje się brakiem woli do jedności. Z drugiej strony, obecnie rządzące ugrupowanie realizuje jak najgorzej swoją, proszę wybaczyć to uproszczenie – prawicowość. Na początku przynajmniej używało retoryki katolicko-narodowej, zapewne po to, by pozyskać tzw. elektorat. W miarę upływu czasu odkrywało swój charakter – ugrupowania opierającego swą doraźną siłę na negacji, na byciu przeciw – układom, komunistom, tym wszystkim, którzy z ociąganiem rozliczają się z przeszłością. Czystki wewnątrz koalicji rządzącej, a także w samej partii są dobitnym potwierdzeniem niebezpiecznego ekskluzywizmu moralnego – tylko my (wąska grupa „przyjaciół królika”) jesteśmy czyści – cała reszta to element potencjalnie niebezpieczny. Z tym, że przekonanie o bycie jedyną czystą siłą, które raz po raz znajduje swój wyraz w wypowiedziach i decyzjacz przywódców, ma wątłą podstawę w rzeczy. Wystarczy tu wspomnieć sprawę zapisów konstytucyjnych chroniących życie czy postawę w czasie negocjacji w Brukseli.
Świadczy to z jednej strony o słabości podstaw ideowych – ugrupowania o nazwach nawiązujących do tradycji katolicko-narodowych nie posiadają programu pozytywnego działania, a jeżeli, to w bardzo zalążkowej formie. Poczynania przedstawicieli tych ugrupowań bardziej oparte są na negacji lub emocjach niż na precyzyjnej analizie i stosownym, wypływającym z długomyślności, działaniu. Ponadto ustawiczne „bycie w opozycji” deprawuje, wykształca ogólną niemożność działania nawet ku prawdziwemu dobru – celowi. Zapewne dotyczy to ugrupowania braci Kaczyńskich – widać to niezwykle wyraźnie. Ich rewolucyjna czujność, zdolność do bezwzględnej demaskacji i zniszczenia wroga jest imponująca. Dla nich czas, kiedy byli „przeciw” jeszcze się nie skończył.
Roman Dmowski, kiedy odkrył słabość i niemoc partii prawicowych, rozpoczął budowanie Obozu Wielkiej Polski. Miał on być kuźnią dla przyszłych elit politycznych, ale poprzez ich kształcenie i formowanie; praca OWP obliczona była więc na lata. Oto główne hasła Obozu:
- walka z moralną płaskością i zmaterializowaniem współczesnego życia, kultu religii i patriotyzmu, wielkich źródeł siły moralnej Narodu;
- budowania ustroju hierarchii, mocnych władz i rządów w państwie przez tych, którzy są prawdziwym mózgiem i sercem Narodu;
- krzewienie tej prawdy, że jedyną gwarancją utrzymania silnego państwa, jest w Europie współczesnej słabej moralnie, podminowanej anarchią i komunizmem, zorganizowany, świadomy swego położenia – Naród. (por. dz. cyt., s. 161)
Nie chodzi o to, by reaktywować OWP, czy odtwarzać dziś praktyki Romana Dmowskiego, ale na metodę i zalecaną receptę warto zwrócić uwagę. Podobne hasła zresztą mogłyby się stać z powodzeniem hasłami obozu PiS. Ale tylko hasłami. Po pierwsze, w PiSi brak konsekwencji. A może inaczej: partia ta w nosie ma głoszony program, deklarowane przywiązanie do tradycji i patriotyzmu. Nawet jeśli jej przywódcy nie są obłudni, to są niedouczeni i mówiąc o patriotyzmie rzeczywiście myślą, że jego szczytem jest wysyłanie na rzeź młodych, zdolnych do poświęceń ludzi w czasie mniejszych i większych, narodowych, a jakże, powstań. To jeszcze można zrozumieć i złożyć na karb, jak nazwał to Adam Wielomski - daleko posuniętej "ascezy intelektualnej" przywódców PiSi. Ale widzieliśmy, jak partia ta odeszła od żarliwie i dobitnie deklarowanych podstaw programowych dla politycznie doraźnych celów w czasie tzw. sprawy konstytucyjnej. Dla niej ważniejszy jest koniunkturalizm polityczny i partyjna spójność od wierności głoszonemu wcześniej programowi.Tu już mamy poważny problem moralny. Owe zdrady nie dotyczyły przecież spraw drugorzędnych.I tak: można mieć swoje zdanie w czasie głosowania zmian w konstytucji, dotyczących ochrony życia, trzeba zaś trzymać linię partii w sprawie peronu we Włoszczowej.
Podstawą zorganizowania Narodu, podstawą jego tożsamości i suwerenności nie są partie polityczne, ale społeczeństwo, które stanowi ich zaplecze i jednocześnie jest zakorzenione w kulturze, zna własne dzieje, rozumie tę kulturę i te dziejei i identyfikujące się z nimi. Dopiero takie społeczeństwo jest w stanie wyłonić z siebie znaczącą siłę polityczną, zdolną w swych decyzjach realizować program pożyteczny dla Narodu i państwa, a nie tylko parti i to hic et nunc. Oczywiście, żeby taki stan społeczny wytworzyć potrzeba ogromnej pracy, i to pracy cichej, bez fajerwerków i uderzania w werble. Potrzeba pracy formacyjnej, intelektualnej, ogarniającej jak najszerszą część społeczeństwa, zwłaszcza część młodą. Trzeba ludzi, którzy będą zdolni rozpoznać prądy ideowe, które kształtują dzisiejszy świat, które wpływają na działania polityków i wielkich mocarstw. Ale nie tylko to jest dziś konieczne; ci sami ludzie muszą być zdolni do przeciwstawienia tym prądom pozytywnej i pociągającej zarazem koncepcji społecznego ładu, w którym szanuje się prawa Narodu, prawo stoi na straży rzeczywistego dobra człowieka, gdzie religia katolicka zajmuje w życiu społecznym należne sobie miejsce, a nowe pokolenia wychowuje się w oparciu o sprawdzone wzorce na ludzi szlachetnych, zdolnych do wielkich czynów, pracy i poświęceń. Tego wszystkiego nie dała nam odchodząca koalicja, mało tego, nawet nie próbowała, mimo wcześniejszych deklaracji, działać na rzecz budowania cywilizacyjnego ładu łacińskiego. Owszem, są jakieś pozytywne przykłady działań, które mimowolnie dały dobry rezultat: I tak, przy okazji promocji fatalnego dla historycznego trwania narodu i dla jego tożsamości powstania warszawskiego, akcja medialna na rzecz obchodów rocznicy i podejmowane przy tym inicjatywy zwracają uwagę młodego pokolenia na postawę rówieśników sprzed lat i tym samym wprowadzają do zasobu pojęć również te od dawna nieobecne –poświęcenie, służba, Ojczyzna. To jest pozytyw trudny do przecenienia, choć tak jak powiadam – wydarza się mimowolnie. Jednocześnie jednak wielu młodych ludzi woli szukać szans życiowych poza Polską; częściowo są zniechęcani przez zacietrzewienie i tępą retorykę i jeszcze bardziej zgrzebną, wątpliwą moralnie praktykę, w jakiej artykułowane i realizowane są racje rządzących, zwłaszcza braci Kaczyńskich.
Czy następny rząd i formacja będą lepsze? Wątpliwa rzecz. Tego, co najbardziej nam potrzeba, to odtworzenia niszczonych w czasie zaborów, w czasie wojny i komunizmu elit – ludzi zakorzenionych w cywilizacji łacińskiej, potrafiących korzystać z jej bogactwa, zdolnych do jego pomnażania.
Dopóty, dopóki to nie nastąpi będziemy oglądać zmieniające się co dwa lata czy co cztery lata trupy teatralne, grające nieudolnie wciąż to samo sztuczydło o dolach i niedolach nie wiadomo po co upragnionej demokracji.
Inne tematy w dziale Polityka