Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska
1809
BLOG

Super udana prowokacja - historia ku przestrodze

Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska Polityka Obserwuj notkę 109

W poprzednim poście poruszyłam sprawę pana Dobreckiego z Konina. Ponieważ Kataryna, jako znakomita dokumentalistka od cytatów, zaraz wkleiła na moim blogu smakowity cytat z "Wyborczej", czuję się zmuszona opisać pokrótce sprawę. Robię to z pamięci więc mogą być drobne nieścisłości, ale nie co do meritum.

Otóż w Koninie toczyła się przed kilku  laty ostra dyskusja o ujawnianiu ubeków - tych którzy w stanie wojennym krzywdzili ludzi, a także ich konfidentów. Jedną z osób, która nieustępliwie penetrowała stare akta i opublikowała sporo materiałów, a w międzyczasie otrzymywała za to liczne pogróżki,  byl Krzysztof Dobrecki - działacz podziemnej "Solidarności" - dziennikarz.

Wsród "śmierdzących spraw" , które wyciągnął była sprawa jednej z ważnych postaci konińskiej opozycji, związanej i z salonem (warszawskim) i z Kościołem naraz, u której w stanie wojennym odbywaly się rozmaite spotkania, a która okazała sie konfidentką. Od wielu lat podejrzewała to zresztą czołowa działaczka konińskiej opozycji, osoba bardzo dzielna i kryształowego charakteru, wielokrotnie więziona - Ewa Bugno - Zalewska (dziś nieżyjąca). Dobrecki zaś znalazł akta. 

Awantura była arabska. Na łamach gazet centralnych różne ważne postacie, wśród nich osobą własną Stefan Bratkowski, zaręczali słowem i głową niewinność owej pani, choć nawet nie zerknęli do akt, ani też o Koninie większego pojęcia nie mieli (poza tym, że byli tam ze dwa razy 15 lat wcześniej, a pani o której mowa bardzo gościnnie ich przyjmowała). 

I oto zdarzyła się taka historia, że jeden z  warszawskich tabliodów postanowił przeprowadzić prowokację łapiąca pedofilów. Dziennikarz podał się za 14 letnią dziewczynkę i na jego post ktoś odpowiedział. Ten ktoś podawał się za Krzysztofa Dobreckiego. Jak potem ustaliło sledztwo, maile najprawdopodobniej wysyłano z "pracowego" konta Dobreckiego w lokalnej gazecie.  Tabloid powiadomił policję, a ta zorganizowała pułapkę. Co miała właściwie dać ta pułapka i jak wyglądała z pozoru, a jak naprawdę - o tym za chwilę.

Rzekoma dziewczynka umówiła się z rzekomym Dobreckim w hotelu w Poznaniu.  Prawdziwy Dobrecki pojawił się, zarezerwował pokój, a gdy dostał sms: "nie mogę wejść na górę,  czekam da dole"  (ten sms był potwierdzony w materiałach sledztwa) - zszedł. Tam czekała na niego policja. Został zatrzymany, a w tabloidzie pojawił się ogromny artykuł ozdobiony zdjęciem (przez pomyłkę) nie jego, a jego szefa z lokalnej gazety.

A teraz co mówi Dobrecki: twierdzi, że nigdy nie miał pojęcia o żadnej dziewczynce ani o żadnej korespondencji. Według niego, z propozycją dyskretnego spotkania zgłosił się do niego facet, który utrzymywał, że jest z ABW i ma dla niego bardzo interesujące materiały. Ponieważ Dobrecki sporo pracował w archiwum IPN w Poznaniu - pomyślał sobie, że pokój hotelowy będzie najdyskretniejszym miejscem. Twierdzi, że znalezioną u niego w przeszukaniu pokoju, butelkę wina rzeczywiście kupił - na wszelki wypadek dla przełamania lodów z ewentualnym informatorem. Natomiast o wibratorze - także podobno znalezionymw pokoju - twierdzi, że nie ma zielonego pojecia i najprawdopodobniej został mu podrzucony.

Komputer Dobreckiego w pracy został zabezpieczony przez policję. Podobnie wyniesiono wszystkie komputery od niego z domu. Cóż, na komputerze domowym niczego nie było, zaś komputer z pracy okazał sie całkowicie i fachowo zdemolowany, tak że nikt już niczego nie mógł odtworzyć.

W dodatku okazało się, że właściwie to NIE BYŁO PRZESTĘPSTWA i sprawą niestety nie zajmie się sąd.  Cała bowiem historia, w którą miał być zaangażowany Dobrecki była fikcją, a żadnej innej - prób nawiązania kontaktu z jakąkolwiek prawdziwą dziewczynką - nie znaleziono. Tak więc sprawa została UMORZONA. (pomyliłam się pisząc poprzednio o uniewinnieniu). Czy mozna sobie wyobrazić coś gorszego dla człowieka obsmarowanego?

Pozostały pytania: po pierwsze - co robiła policja w sprawie, w której nikt nigdy nie wykrył realnej próby przestępstwa, a która w całości była dziennikarską prowokacją? Jak wiemy z głośnych wydarzeń związanych z CBA - najpierw MUSI być przesłanka, że ktoś chce popełnić przestępstwo (czyli powinny byc jakieś dowody wskazujące na to, że Dobrecki uprzednio utrzymywał kontakty mailowe z dziećmi, próbował sie umawiać czy coś podobnego), by dalej w celu udowodnienia zastosować prowokację. Tu  żadnych uprzednich przesłanek nie było.

Po drugie - czemu sms wysłany przez prowokatorów do Dobreckiego nie był jaśniejszy. Na przykład czemu nie był podpisany. Wtedy byłoby jasne, że to właśnie do małej Pauli schodził, a nie do gościa z ABW.

Po trzecie: jak to się stało, że nie mając pojęcia o zainteresowaniu swoją osobą przez gazety i policję zdołał tak wyczyscić czy uszkodzić dysk twardy, że dane nie były do odzyskania. I to nie bedąc komputerowcem. Po co to miałby robić akurat w tym momencie?

No i po czwarte: czemu facetowi, co do którego były sygnały od Tabloidu o jego pedofilskich skłonnosciach - po prostu nie założono podsłuchu i podglądu na komputer, by złapać go przy próbie nawiązania kontaktu z prawdziwymi dziećmi? Skąd ten pośpiech z zatrzymywaniem, które przecież nie mogło się przeobrazić w kryminalny zarzut?

Efekt był taki: sprawa pozostała nie do rozplątania, a na Dobreckim na zawsze POŁOŻONY ZOSTAŁ CIEŃ pedofila. 

Ja uważam, że to była super udana prowokacja.  Najbardziej udaną jej częścią było to, ze udało wytrącić nieszczęśnikowi z ręki wszelkie sposoby obrony  - nawet obrony przed sądem.  Przekonują mnie wszystkie przesłanki wokół, a zwłaszcza niespotykane normalnie zaangażowanie policji w akcję dziennikarską tabloidu, w sytuacji, gdy nie było żadnych TWARDYCH dowodów, ani nawet poszlak. Wy czytelnicy uważajcie zaś tak, jak wam z treści wynika.

 

myślę że ludzka natura pozostaje podobna od wieków i ze wiedz o przeszłosci może nas wiele nauczyć. Jestem umiarkowanie konserwatywna w opiniach o kulturze i tradycji, zaś w miarę lewicowa (jeslli za lewicowy uznamy solidaryzm ) w pogladach społeczno - ekonomicznych. Bardzo szanuję pojęcie TOLERANCJI. Nie lewackiej "toleranci", która każe wręcz zachwycać się tym wszystkim do czego przeciętny Polak nie ma zaufania, ale prawdziwej, trudnej tolerancji oznaczającej szacunek dla drugiego człowieka i jego pogladów, nawet gdy nam sie nie podobają. Staram się oceniac ludzi po czynach a nie po przynależności do bandy. Wielka róznica.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka