Lesnodorski Lesnodorski
864
BLOG

Treny wołyńskie w Radymnie. Rekonstrukcja.

Lesnodorski Lesnodorski Polityka Obserwuj notkę 10

Radymno jest niewielką miejscowością, w której centrum stoi wysoki kościół z wieżą widoczną od strony zalewu, gdzie w kilka dni wybudowano osiem małych chat z zagrodami, studnią oraz kapliczką. Zapowiedź rekonstrukcji historycznej, w trakcie której miał być pokazany atak i spalenie wioski przez ukraińskich nacjonalistów, wywołała negatywne reakcje w niektórych środowiskach, również wśród historyków.

Organizatorów tego przedsięwzięcia, reprezentujących Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej X D.O.K. szczególnie wzburzyła wypowiedź prof. Andrzeja Paczkowskiego dla „Gazety Wyborczej”, który stwierdził, że próba odtworzenia rzezi wołyńskiej ma taki sam sens, jak… rekonstrukcja palenia ludzi w piecach krematoryjnych. „Nie wyobrażam sobie tego i nie widzę sensu” – podkreślał.

Tragedia wołyńska, której upamiętnienia w ostatnim czasie domagał się Ogólnopolski Komitet Obchodów 70. Rocznicy Banderowskiego Ludobójstwa na Kresach Wschodnich RP w latach 1939-1945 postulując ustanowienie przez Sejm RP, 11 lipca, Dniem Męczeństwa Kresowian, była przez dziesięciolecia przemilczana. Fakt ten szczególnie trudno zrozumieć osobom, których rodziny ucierpiały z rąk ukraińskich nacjonalistów (liczbę ofiar określa się dzisiaj na 100 – 118 tysięcy).

Należy do nich kompozytor Krzesimir Dębski, którego Oratorim Wołyńskie stanowiła ilustrację do rekonstrukcji w Radymnie, autor pięknej muzyki do filmu „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana. – Podczas rzezi zginął w Kisielinie mój dziadek oraz babcia, Ukrainka. Mieszkańcy, którzy schronili się w miejscowym kościele, byli obrzucani granatami, wybuch jednego z nich poranił nogę ojcu (została amputowana w szpitalu w Łokaczach) – mówi Krzesimir Dębski. - W takich właśnie okolicznościach poznali się rodzice, którzy ocalili swe życie dzięki zorganizowanej w późniejszym okresie samoobronie. Czy jest to rodzaj rodzinnej traumy? Z pewnością. Mogę powiedzieć, że przez dłuższy czas byłem uprzedzony do Ukraińców, gdyż w swych lakonicznych opowieściach mama nie mówiła nam, że padli ofiarą nacjonalistów. Mieszkaliśmy później w różnych miejscowościach. Urodziłem się Wałbrzychu, lecz do dziś nie czuję się związany z żadnym z miast. W tym sensie jestem nadal Wołyniakiem.

Strażnikiem pamięci, którego aktywność przyczyniła się do wydobycia na światło dzienne wielu faktów związanych z wydarzeniami na Wołyniu, jest ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Kapłan ten przywiózł do Radymna czwarte już wydanie swej książki „Przemilczane ludobójstwo na Kresach” (2008). – Spór o prawdę historyczną dotyczy dziś wielu przemilczanych lub reinterpretowanych wydarzeń – podkreśla. – W moim przypadku zainteresowania Wołyniem podyktowane jest historią rodzinną. Jan Zaleski, mój świętej pamięci ojciec, pochodził z Korościatyna k. Monasterzysk, gdzie bandy UPA wymordowały ponad 150 osób. Jedną z ofiar była 6-miesięczna kuzynka ojca Stasia Łuczny, roztrzaskana o ścianę wraz z kołyską.

Trudno mi zrozumieć dlaczego sprawę tragedii przemilczano już w wolnej Polsce, nie powstał też o niej żaden film, ani spektakl. Paradoksalnie temat ten podejmowano w PRL-u, realizując filmy „Ogniomistrz Kaleń” czy „Zerwany most”. W tej sprawie zwracałem się do posłów PO oraz PiS. Polemizowałem też ze Lechem Kaczyńskim, co przychodziło mi wyjątkowo trudno. Szczytem wszystkiego jest ostatnie oświadczenie Związku Ukraińców w Polsce, który wzywa polskie władze i samorządy „powołane do czuwania nad bezpieczeństwem publicznym”, aby nie dopuściły do rekonstrukcji. Zastanawiam się, czego właściwie chcą ci ludzie, nasłać na nas odwody policji? To nie te czasy, i nie ta epoka.

 

Rekonstrukcja rozpoczęła się od scen ilustrujących życie na sielskiej, wołyńskiej wsi. W obejściach widać było bawiące się dzieci i kobiety zajęte pracami gospodarskimi - trzepaniem pościeli, przędzeniem lnu. Ktoś zbierał skoszoną trawę. Furą powracali mężczyźni z pól. Środkiem wioski spacerowały młode dziewczyny. Atak banderowców uzbrojonych w broń palną, kosy, sierpy oraz siekiery nastąpił po zmroku. Zbiec udało się tylko nielicznym mieszkańcom wioski, ostrzeżonym przez sąsiadów. Napastnicy w finale splądrowali i podpalili kilka domów.

Poruszające 40-minutowe widowisko, któremu towarzyszyła muzyka Krzesimira Dębskiego i pieśni o tematyce pasyjnej, przerywały odgłosy strzałów, także z broni maszynowej. – Uświadomiłem sobie potworną grozę tej sytuacji – mówił poruszony nim Andrzej Jakubczyk z Przeworska, który oglądał je z rodziną. – Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek z nas miał doświadczyć podobnej tragedii.Żyjemy w dziwnej Polsce – mówił w Radymnie dr Andrzej Zapałowski, prezes Oddziału Przemyskiego Polskiego Towarzystwa Historycznego. – Niedaleko stąd, w Hruszowicach, stoi postawiony nielegalnie pomnik kureni UPA. Kilkanaście kilometrów na południe od Radymna, w Wiązownicy, nie znajdziemy natomiast żadnego upamiętnienia śmierci 120 osób oraz spalenia wsi.

Uczestniczący w uroczystościach Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli, jedna z pierwszych osób jakie wsparły ideę rekonstrukcji, zadeklarował budowę monumentu poświęconego pamięci Ukraińców, którzy przyczynili się do ocalenia swych sąsiadów. W inscenizacji brało udział ponad 200 statystów z różnych stron Polski. W finale wszyscy oni, głębokim ukłonem, złożyli podziękowanie widzom. – Przez wiele wieków żyliśmy w zgodzie z Ukraińcami, a także z przedstawicielami innych narodowości – uważa Wiesław Pirożek, burmistrz Radymna. - I zapewne nie byłoby tej tragedii, gdyby nie wroga ideologia. Nasza rekonstrukcja miała wzruszyć serca i poruszyć umysły, aby nigdy więcej taki dramat się nie rozegrał.

FOT. AL

Zobacz galerię zdjęć:

Lesnodorski
O mnie Lesnodorski

Tylko prawda jest ciekawa. Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii. Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka