Wbrew opiniom niektórych kolegów, którzy uznali wynik wyborów prezydenckich za bardzo dobry, tę bitwę przegraliśmy, a nie wygraliśmy. Nie udało się obronić instytucji głowy państwa przed Platformą Obywatelską. Za chwilę nikt nie będzie pamiętał, iloma procentami głosów wygrał Bronisław Komorowski, ale wyłącznie, że został wolą większości wyniesiony na urząd Prezydenta RP. Liczą się tylko fakty, a faktem jest, że wyborcy po raz kolejny dali się zmanipulować lewicowo-liberalnym mediom, że ponownie politycy PO uwiedli ich kłamliwym „językiem miłości i zgody”, że nie udało się w trakcie kampanii odbudować powszechnego zaufania do Jarosława Kaczyńskiego, a wielu wyborców bardziej chciało widzieć na urzędzie Prezydenta RP człowieka miernego niż wybitnego, rozlazłego niż energicznego. Wybitnego i energicznego polityka ludzie często się boją.
Bitwę przegraliśmy, ale nie ponieśliśmy klęski – i to jest fakt niezaprzeczalny. Schodzimy z pola bitwy pokonani, ale nie rozgromieni. Zachowaliśmy zdolność do dalszej walki, a wśród naszych wyborców wiarę w przyszłe zwycięstwo. Ci wszyscy, którzy uważają, że to początek końca PiS, są w całkowitym błędzie. Owszem, ludzie są zawiedzeni, bo pokładali ogromne nadzieje na zwycięstwo, ale nie są załamani, bo mają świadomość, że arytmetyka była nieubłagana i potrzeba było cudu, by wygrać tę bitwę. A cudu zabrakło. Jakie pozytywy przyniosły te zmagania dla PiS?
Po katastrofie smoleńskiej i w trakcie kampanii wyborczej struktury naszej partii zostały odnowione, a stan osobowy partii niemal podwojony. Również faktem stała się wielka zdolność mobilizacji naszych wyborców, przećwiczona zbieraniem podpisów pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego, a następnie potwierdzona zaciętą walką wyborczą o każdy głos, o miliony głosów. Jesteśmy armią gotową do dalszej walki, do odzyskiwania Polski ze szpon Platformy Obywatelskiej. I będziemy konsekwentnie odbijać Polskę, uwalniać ją od tych „współczesnych barbarzyńców” gmina po gminie, miasto po mieście. Niech przykładem będzie Lublin, gdzie zwyciężył Jarosław Kaczyński, a porażkę poniósł tandem Komorowski-Palikot.
Nasi przeciwnicy wiedzą, że wciąż jesteśmy groźni dla ich absolutnego panowania, że nie będziemy przyglądać się z założonymi rękami na dalsze zawłaszczanie państwa oraz roztrwanianie dóbr materialnych i duchowych. Wiedzą, że dzień po wyborach prezydenckich zakasaliśmy rękawy i już przygotowujemy się do wyborów samorządowych. Zrobią wszystko, aby nas osłabić. Przejmą media, abyśmy nie mogli docierać z naszym przesłaniem do wyborców, a jednocześnie wykorzystają je do prowadzenia totalnej propagandy. Nas będą pokazywać jako „siłę destrukcyjną” i „samo zło”, a siebie jako „wybawicieli, którzy niosą zgodę, dobrobyt i powszechną szczęśliwość”. Podobnie PZPR w PRL-u pokazywała anarchię „Solidarności” i siebie jako „przewodnią siłę narodu”.
Wyniki tych wyborów pokazały, że coraz więcej osób ma oczy otwarte na rzeczywistość i potrafi korzystać samodzielnie ze swojego rozumu. Eksperci są zgodni – to były ostatnie wygrane wybory przez Platformę Obywatelską. I jeśli nawet otrzymają doby wynik w wyborach samorządowych w województwach zachodnich i nadmorskich, a także w największych miastach Polski, to najbliższe wybory parlamentarne przegrają. Zgubi ich pycha, brak szacunku dla ludzi, a także pazerność na władzę i jej profity. Znamy ich i wiemy, jacy są obłudni, bezczelni i bezwzględni.
Ale PiS musi także wyciągnąć wnioski z tej porażki w celu wewnętrznej konsolidacji i trwałego przyciągnięcia tych wyborców prawicowych, którzy głosowali na Kaczyńskiego jako na „mniejsze zło”, albo nawet w ostatniej chwili nie poszli na wybory lub oddali nieważne głosy, choć w poglądach są blisko PiS. Zabieganie o lewicowy elektorat, odkomunizowanie Józefa Oleksego czy pochwała Edwarda Gierka, bez pokazania „prawej nogi” i wysłania czytelnych sygnałów o przesłaniu katolicko-konserwatywnym zrobiło złe wrażenie na prawicowym elektoracie. Nasi konserwatywni wyborcy oczekują nie tylko werbalnego patriotyzmu, ale także głębokiej ideowości, która będzie nas odróżniała od zblazowanej ideowo PO.
Nasz tradycyjny elektorat oczekuje, że PiS przedstawi mu prawicową ofertę programową, a także wystawi takich polityków konserwatywnych, którzy będą wiarygodni. Jarosław Kaczyński powinien odbudować swój wizerunek polityka centro-prawicowego, powracając do prawicowej retoryki i podejmując prawicowe inicjatywy, zarówno w sprawach światopoglądowych, jak również w kwestiach gospodarczych.
Myślę, że należy rozpocząć od kwestii, w której Prezes PiS zajął jednoznaczne stanowisko w liście skierowanym do Waldemara Pawlaka. Mam na myśli postulat likwidacji, a przynajmniej ograniczenie tzw. podatku Belki. Jeśli nawet PiS jako partia nie zdecyduje się na taką inicjatywę legislacyjną, to znajdzie się grupa 15 posłów prawicowych, którzy na jesieni złożą stosowny projekt ustawy. Oczekuję, że te i inne inicjatywy legislacyjne spowodują, że w kolejnych wyborach parlamentarnych na kandydatów PiS zagłosuje także większość dzisiejszych wyborców Janusza Korwin-Mikkego i Marka Jurka. Wierzę, że PiS wróci w swe naturalne prawicowe koleiny, a w nasze szeregi powrócą politycy prawicy, którzy od nas z różnych powodów odeszli.
Mam nadzieję, że szefem Klubu lub kandydatem na wicemarszałka Sejmu zostanie poseł reprezentujący partyjną prawicę, choć zapewne o umiarkowanym odcieniu. Będzie to sygnał, że PiS pozostaje partią wielonurtową, w której nurt prawicowy nie jest marginalizowany. Nasi klubowi koledzy powinni bowiem zrozumieć, że bez równowagi między poszczególnymi nurtami ideowo-politycznymi nie da się prowadzić polityki otwarcia na wszystkie segmenty elektoratu, a część wyborców można stracić. Nie chcę byśmy tracili prawicowych wyborców, wolę, by z nadzieją i zapałem głosowali na PiS, a nie traktowali nas jako „mniejsze zło”.
Artur Górski
Inne tematy w dziale Polityka