Artur Górski Artur Górski
128
BLOG

Jałowym krytykom znad klawiatury w odpowiedzi

Artur Górski Artur Górski Polityka Obserwuj notkę 5

Postanowiłem zająć stanowisko, ponieważ na portalu konserwatyzm.pl jestem poddawany regularnej krytyce „z prawej strony” za moją przynależność do Prawa i Sprawiedliwości, za działalność parlamentarną, a ostatnio za postulat godnego upamiętnienia ś.p. Prezydenta RP Prof. Lecha Kaczyńskiego. Nie chcę oceniać poziomu tej krytyki i języka, jakim jest często prowadzona. Nie będę poddawał ocenie zacietrzewienia dyskutantów i negatywnych emocji, które często są źródłem tej krytyki, a które – niestety – przysłaniają rzeczywistość. Muszę jednak przypomnieć o kilku niezbitych faktach, o których moi krytycy zdają się zapominać.

1. Możemy krytykować demokrację, a nawet potępiać „dyktaturę większości”, która zabija wartości w życiu publicznym. Możemy negować obecny system partyjny, który preferuje większe partie polityczne i „zamraża” obecny okład parlamentarny z rolą Prawa i Sprawiedliwości jako wiodącej partii opozycyjnej. Niemniej żyjemy w systemie demokratycznym, w tym codziennym kłamstwie demokracji medialnej i albo odwracamy się do tego systemu plecami wmawiając sobie i innym, że ta sprawa nas nie dotyczy (konsekwentnie możemy nawet nie brać udziału w wyborach), albo jednak staramy się mieć choćby minimalny wpływ na konsekwencje funkcjonowania tego systemu, w którym przecież żyjemy.


Ja wybieram opcję aktywną, wariant zaangażowania, a nie jałowego krytykanctwa znad klawiatury komputera w zaciszu domowym. Uważam także, że lepsza jest stabilizacja i polaryzacja na obecnej scenie politycznej, z działającymi na niej 3-4 partiami, niż system anarchii, w którym funkcjonuje kilkanaście podmiotów politycznych. Zawsze bliższy mi był system dwubiegunowości w polityce, tak czytelny w Stanach Zjednoczonych, czy do niedawna w Wielkiej Brytanii. Myślę, że wielu moim konserwatywnym oponentom też jest bliższy i gdyby na miejscu Prawa i Sprawiedliwości była klasyczna partia konserwatywna, nie mieli by nic przeciwko 5 proc. progom czy nawet akceptowaliby dotacje z budżetu państwa, na które dziś nie bez pewnej słuszności pomstują.

2. Możemy krytykować partię Prawo i Sprawiedliwość za jej niekonsekwencje programowe, błędy polityczne i błędne strategie, a nawet za działania mające znamię zdrady wartości konserwatywnych, bo takie wrażenie też można odnieść stojąc na pozycjach tradycyjnej prawicy. Nie możemy jednak zapominać o kilku oczywistych faktach:
 

A. Wszystkie partie funkcjonują w konkretnej polskiej rzeczywistości, która jest w znacznej mierze zdeterminowana przez układ międzynarodowy. Każdy polityk w tej rzeczywistości pojawił się w pewnym określonym momencie –wielu już po referendum akcesyjnym, w którym obywatele zdecydowali o wejściu Polski do Unii Europejskiej. Polska obecność w UE i unijna polityka w znacznej mierze okreslają nasze życie polityczne i prace legislacyjne w Sejmie. I tego nie zmienimy, dopóki jesteśmy członkiem Wspólnoty. Ten fakt znacząco wpływa także na politykę Prawa i Sprawiedliwości, która to partia w swoich działaniach stara się uwzględniać interes narodowy i zabiega o pozycję Polski w świecie, choć ma niewielkie pole manewru w tej sprawie.
 

B. Partia Prawo i Sprawiedliwość jest określana często na portalu konserwatyzm.pl jako jeden z członów „bandy czworga”, która okupuje Sejm i polską scenę polityczną. Owszem, partia ta jest częścią tego systemu, bo gdyby nie była, to by jej po prostu nie było, ale jest też partią, która najmocniej krytykuje establishment i obecny układ polityczny, który – powinni mieć tego świadomość także moi oponenci – jest efektem zmowy elit lewicowo-liberalnych, czy też – jak określają niektórzy – etosowo-postkomunistycznych. PiS do tego modelu ze swoją „polską zaściankowością”, z której jesteśmy dumni, wcale nie pasuje i dlatego jest tak mocno krytykowane przez media „reżimowe”. Owszem, możemy się spierać o poziom antysystemowości PiS, która przecież jest bytem realnie funkcjonującym w tej rzeczywistości, a zatem w systemie, choć bytem nie rozpieszczanym z przyczyn oczywistych.
 

C. Prawo i Sprawiedliwość jest notorycznie określana jako partia lewicowa, a mi się zarzuca, że jestem w partii lewicowej. Jest to duże, niesprawiedliwe uproszczenie, a samo określenie w odniesieniu do PiS jest bardzo nieprecyzyjne. Owszem, można znaleźć w programie i projektach legislacyjnych PiS akcenty lewicowe, jak najbardziej są w partii politycy, którzy deklarują swoje lewicowo-liberalne poglądy. Ale są także tacy – piszący te słowa na to dowodem – którzy publicznie deklarują poglądy prawicowo-konserwatywne i wolnorynkowe. A w programie PiS i projekcie Konstytucji, jak również w polityce naszego rządu można odnaleźć elementy prawicowe, których jednak konserwatywni krytycy PiS w ogóle nie chcą dostrzec.
Owszem, z punktu widzenia doktryny konserwatywnej, patrząc przez pryzmat idei prawicowych dokładnie opisanych w książkach, PiS wymyka się klasyfikacji, ale na pewno nie może być uważana za partię prawicową. I do miana takiej nigdy nie pretendowała. Pragnę przy tym zauważyć kilka faktów:
 

a/ Wbrew temu, że dwie główne partie polityczne są określane potocznie jako centro-prawicowe (niewątpliwie są na prawo od SLD), generalnie scena polityczna w Polsce, a tym bardziej w Unii Europejskiej przechyla się na lewo. Jest to ogólna tendencja, odpowiadająca zmianie poglądów społeczeństw, które są coraz bardziej liberalne w sferze wartości i roszczeniowe socjalnie. I każda partia musi to wziąć pod uwagę, bo każda partia, jeśli chce przeżyć na scenie politycznej w systemie demokratycznym, musi być w jakimś stopniu populistyczna. Jeśli nie jest choćby częściowo populistyczna (z określeniem pewnych nieprzekraczalnych granic, które świadczą o jej ideowo-politycznej tożsamości), odpada z gry ze śladowym poparciem najwierniejszego elektoratu i na tym pozaparlamentarnym marginesie może tkwić przez lata, czego dowodem żywot Unii Polityki Realnej.
 

b/ Wszystkie partie prawicowe, odwołujące się do niszowych elektoratów, znajdują się na marginesie sceny politycznej. Nowoczesne partie muszą szukać poparcia różnych segmentów elektoratu. Jest znanym i powszechnym zjawiskiem w Europie, a także w naszym kraju – nie oceniam w tej chwili, czy dobrym czy złym – że partie wpisują do swych programów często sprzeczne postulaty: lewica sięga po postulaty prawicowe, a partie uważane za prawicowe sięgają po programowe elementy lewicy (tę rolę odgrywa w PO poseł Palikot ze swoją deklarowaną miłością do wszystkiego co lewicowe). Tylko skupienie wokół partii różnych środowisk, o często nawet sprzecznych poglądach na różne sprawy, tylko działanie mające na celu przyciągnięcie różnych części elektoratu, daje partii teoretyczną szansę na wygranie wyborów i przejęcie władzy. Dziś siłą rzeczy nowoczesne partie muszą być eklektyczne i taki właśnie jest PiS.
 

D. Na portalu konserwatyzm.pl często stawia się PiS zarzut, że zawłaszczyła scenę prawicową i wyeliminowała inne partie, a dziś nie pozwala im się rozwinąć. Nic bardziej błędnego. Żadna partia nie jest w stanie zawłaszczyć sceny politycznej na prawicy, gdyż o tym decydują wyborcy. Jak pokazuje kilka ostatnich elekcji, nie ma w społeczeństwie polskim zapotrzebowania na formację prawicowo-konserwatywną czy narodowo-katolicką. Zarzuty stawiane PiS, że jest za silna i zbyt ekspansywna przypominają mi zarzuty stawiane zaborcom Polski, że byli za silni i nazbyt zaborczy, skoro podzielili się naszym krajem (a przecież była to wina samych Polaków, którzy tak osłabili Rzeczypospolitą). Jest rzeczą oczywistą, że Prawo i Sprawiedliwość działa w swoim interesie, a nie w interesie innych partii. Jest także sprawą oczywistą, że PiS zajmuje dziś scenę polityczną po jej prawej stronie, gdyż inne partie, które m.in. chciały wyrosnąć na ciele PiS (a nawet na jej trupie, jak Prawica RP), okazały się słabe i niewydolne. Politycy prawicowi, którzy mają ambicje przywódcze, mogą mieć pretensje tylko do siebie, że nie są tak wybitni i charyzmatyczni, jak Jarosław Kaczyński, co uczciwie przyznają nawet jego oponenci. Zatem obecnie wszelkie dywagacje o prawicy w Polsce są dość jałowe wobec faktu, że nie ma dziś alternatywy dla Prawa i Sprawiedliwości. I tej alternatywy nie widać na horyzoncie. Odnoszę wrażenie, że często wściekła krytyka PiS ze strony marginesowych prawicowych polityków i publicystów to wyraz bezradności wobec wciąż dużego poparcia społecznego dla tej partii, pomimo jej wewnętrznych zawirowań.
 

3. Kwestia mojej działalności parlamentarnej często była brana na widelec na portalu konserwatyzm.pl. Owszem, moja praca nie jest widowiskowa, nie powoduje fajerwerków, ale zarzut, że nic nie robię, jest całkowicie fałszywy. Moi krytycy zapominają, że jako poseł działam w większym zespole, a nie jako wolny strzelec. W obszarze legislacji zajmuję się kilkoma przypisanymi mi działkami (główne to: administracja i służba cywilna, informatyzacja, szkolnictwo wyższe i nauka) i mam poczucie, że w trakcie prac komisyjnych realnie wpływam na kształt ustaw.
 

A. Stawia mi się zarzut, że nie zgłaszałem projektów ustaw „katolickich”. Dostrzegając przeregulowanie prawa, nie jestem zwolennikiem mnożenia ustaw, a poza tym nie widzę za bardzo szans na przepchnięcie projektów „katolickich” ustaw przez obecny Sejm. Inną rzeczą jest fakt, że generalnie nie było atmosfery do składania takich projektów, a składanie jakichkolwiek projektów „prawicowych” dla samej manifestacji prawicowości mnie nie interesuje. W tym celu wystarcza, że zabieram głos w Sejmie i słowem bronię wartości prawicowo-konserwatywnych.
 

Niemniej postawienie na czele Klubu Parlamentarnego PiS Mariusza Błaszczaka, polityka mojego pokolenia i mojego dobrego kolegi, człowieka ideowego i otwartego na prawicowe inicjatywy, stwarza dobre warunki do podjęcia dwóch inicjatyw legislacyjnych, jednej w obszarze podatkowym, a drugiej w obszarze moralności publicznej. Jeśli okaże się, że mogę liczyć na kolegów posłów-konserwatystów, to w najbliższych miesiącach złożymy w Sejmie stosowne projekty ustaw. Moi dotychczasowi krytycy sami będą mogli ocenić, czy są to projekty „prawicowe” i czy mają one szansę na uchwalenie.
 

B. Nawet najcięższa praca w Sejmie nie przynosi głosów poparcia. Takie poparcie daje częsta obecność w mediach, a także – na mniejszą skalę – praca z wyborcami w terenie (promocję wyborczą daje praktycznie tylko pierwsze miejsce na liście, a dalej to już jest ruletka). Ponieważ nie jestem posłem „flagowym” PiS z racji moich skrajnych (niszowych) poglądów konserwatywnych, nie pełnię eksponowanych funkcji w partii i klubie, a ponieważ ich nie pełnię, nie jestem obecny w mediach. Muszę zatem walczyć o każdy głos w terenie i proszę mi wierzyć, że robię to niemal każdego dnia, przyjmując rzesze interesantów, wykonując liczne interwencje poselskie, organizując dla ludzi różne spotkania tematyczne (niebawem w jednym z takich spotkań wezmą udział redaktorzy Michalkiewicz i Ziemkiewicz).
 

C. Ponadto jako poseł jestem członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Sejmu i Senatu RP i Sejmu Republiki Litewskiej, wiceprzewodniczącym Polsko-Litewskiej Grupy Parlamentarnej, członkiem Polsko-Ukraińskiej Grupy Parlamentarnej i Przewodniczącym Zespołu Parlamentarnego na rzecz Przyjaznego Sąsiedztwa na Wschodzie. Jestem także członkiem Rady Służby Cywilnej, a zatem jednym z dwóch posłów opozycji (drugim jest poseł SLD), którzy są oficjalnymi doradcami premiera Donalda Tuska…
 

4. Ostatnio na portalu konserwatyzm.pl zostałem poddany krytyce za chęć godnego upamiętnienia tragicznej śmierci Prezydenta RP Prof. Lecha Kaczyńskiego. Zarzucono mi, że postuluję przestawianie pomników i chcę pomnika dla polityka, który zdaniem moich oponentów na pomnik nie zasłużył.
 

A. Pragnę przypomnieć, że w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” nie domagałem się przenosin pomnika księcia Poniatowskiego, by zrobić miejsce pod pomnik upamiętniający katastrofę smoleńską i śmierć pary prezydenckiej. Powiedziałem tylko, że wyobrażam sobie taką sytuację po wygraniu kolejnych wyborów prezydenckich przez kandydata PiS. Osobiście nie mam namaszczenia do pomnika ks. Poniatowskiego (w rzymskim stroju). Ponadto mam świadomość, że wcześniej stał on już w Łazienkach Królewskich, a w II Rzeczypospolitej najpierw na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie, a później przed Pałacem Saskim.
 

B. Można dyskutować, czy jakiś polityk zasłużył na pomnik po swojej śmierci. Polacy uznali, że de Gaulle zasłużył i stoi jego pomnik w Warszawie. Stoją też pomniki Piłsudskiego, Paderewskiego, Witosa i Dmowskiego, choć na lewicy było wielu przeciwników postawienia pomnika politykowi Narodowej Demokracji, któremu zarzucano antysemityzm. Hiszpanie uznali, że gen. Franco na pomniki nie zasłużył i wszystkie zburzyli, podobnie jak w Polsce zniknęły pomniki wielu działaczy komunistycznych. Lech Kaczyński przed śmiercią miał swoich przeciwników i zwolenników, a po śmierci przeciwników i zwolenników ma pomysł jego godnego upamiętnienia. Zatem samo zjawisko mnie nie dziwi. Dziwi mnie co innego.
 Lech Kaczyński nie miał poglądów prawicowych, ale nie ma wątpliwości, że był człowiekiem osobiście bardzo uczciwym i wielkim patriotą. Kilkakrotnie byłem krytykiem jego poczynań, a raz sam zostałem publicznie zganiony przez Prezydenta RP. Nigdy nie miałem z Lechem Kaczyńskim osobistych relacji, ale w poprzedniej kadencji Sejmu objął swoim patronatem organizowaną przeze mnie konferencję naukową w Sejmie, poświęconą zagadnieniom głowy państwa. List, który na tę konferencję skierował z ducha był bardzo konserwatywny.
 

Zawsze miałem też świadomość, że jako Prezydent RP ma niewielkie kompetencje, ale widziałem, że ma swoją wizję prezydentury, którą konsekwentnie starał się realizować. Nie ma wątpliwości, że chciał, aby Polska była liderem w Europie Środkowo-Wschodniej, aby nie stała się państwem wasalnym wobec Niemiec lub Rosji. To jemu zawdzięczamy weto na wielu szkodliwych ustawach (choć pewnie na kilku innych tego weta zabrakło), a także wyłączenie Polski spod obowiązywania Karty Praw Podstawowych. Owszem, podpisał Traktat Lizboński, ale zwlekał z tym tak długo, jak tylko w jego mniemaniu mógł zwlekać. W każdym razie w jego działaniu można dopatrzeć się kwestii pozytywnych i negatywnych, jak w działaniu każdego polityka i prezydenta. Moim zdaniem był najlepszym z dotychczasowych Prezydentów RP po 1989 r.
 

C. Dziwi mnie tak napastliwa postawa moich prawicowych oponentów na portalu konserwatyzm.pl w odniesieniu do głowy państwa polskiego, prezydenta, który zginął tragicznie wykonując swoje obowiązki państwowe. Już przez sam ten fakt należy mu się godne upamiętnienie. Często prezydenci przegrywają wybory, bardzo rzadko giną w tak dramatycznych, nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Ta katastrofa stała się katastrofą ogólnonarodową i co do tego nie ma wątpliwości. Dlatego powinna być upamiętniona nie przez jakąś filigranową tablicę, tylko przez solidny pomnik w reprezentacyjnym miejscu. Moim zdaniem miejsce przed Pałacem Prezydenckim jest najbardziej reprezentacyjne.
 

D. Dziwi mnie, że osoby uważające się za konserwatystów nie szanują głowy państwa, a można odnieść wrażenie, że bliższy jest im prezydent postkomunistyczny, realizator stanu wojennego, który ma krew Polaków na rękach, niż prezydent-patriota, który nie zostawił sojuszniczej Gruzji na pastwę zaborczego mocarstwa rosyjskiego. Głowie państwa, piastującej swoją władzę legalnie, należy się szacunek przez sam fakt, że jest głową państwa. Powinni to rozumieć wszyscy konserwatyści. Z tego samego powodu, choć Bronisław Komorowski nie jest moim prezydentem, to jednak wziąłem udział w uroczystości jego zaprzysiężenia w Sejmie. Bo co prezydent, to prezydent (pomijam tu komunistycznego watażkę gen. Jaruzelskiego). Jeżeli moi drodzy oponenci nie będą potrafili szanować pamięci po zmarłym tragicznie prezydencie, nie będą szanowali żadnego żyjącego prezydenta. A to będzie oznaczało, że nie są konserwatystami, tylko zwyczajnymi internetowymi trollami, podszywającymi się pod prawicowość. A teraz możecie się na mnie rzucić, by mnie rozszarpać w swoich na wpół anonimowych komentarzach…
 

Artur Górski

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka