Eksperci uważają, że opinia publiczna jest całkowicie sterowalna. Wystarczy ją tylko okłamać. W zasadzie - niby tak. Czasem jednak nie biorą pod uwagę jak niezamierzenie głupkowate efekty można przy tym osiągnąć. Zwłaszcza kiedy pracuje się w tombaku, z którego złota zrobić nie sposób.
Albowiem z pluszowego tygryska nie zrobisz drapieżnika, nagły ożenek nie uczyni męża a bródka nie doda powagi, gumowe usta rozciągane od ucha do ucha wyglądają niemiło.
Kokieteryjne opowieści o przyjmowaniu różnych osobowości (w zależności od języka w jakim akurat się myśli) brzmią dość niepokojąco, a co dopiero kiedy taki człowiek-konstrukt nie wie, że cztery lata temu był posłem i nie pamięta jakie poglądy wtedy posiadał. Czy to jakaś następna osobowość? Właściwa dla jego myślenia po polsku?
Można by szydzić i drwić, podejrzewać nawet o niesprawność umysłową biednych kandydatów, ale co sądzić o fachowcach, którzy rzeźbią w tym tombaku? Albo co sądzić o zleceniodawcach, którzy wierzą w moc tych swoich pożal się Boże ekspertów?
Chociaż - może to nawet dobrze, że są jacy są. I kłamią sobie.