Aleksandra Kwaśniewskiego wykreowano w latach 90. na postkomunistycznego monarchę. Stał się kwintesencją zakłamanego systemu III RP. Bez dyplomu, w rytm disco polo, w przyjaźni z dawnymi towarzyszami i nowymi elitami postsolidarnościowymi.
Czy monarcha Kwaśniewski przybędzie, by przywrócić panowanie lewicy? Czy lud wyjdzie na ulice i przywita go odśpiewaniem pieśni? Powrót na listy przebojów disco polo jest jednym ze znaków nostalgii za latami 90. Te zaś w Polsce były czasem największych sukcesów postkomunistów. Czy ta pieśń przywabi więc zdetronizowanego monarchę?
Yeti wywołał zamieszanie
Czasem mam pusto w lodówce – przyznał w zeszłym roku Lech Wałęsa. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że pusto w lodówce raczej nie ma Aleksander Kwaśniewski. „Gazeta Wyborcza”, a za nią inne media, zajęły się lustrowaniem majątku byłego prezydenta. Wyszło na jaw, że pracuje on dla Jana Kulczyka i zarabia w ten sposób 52 tys. zł – starczy nie tylko na kaszankę, ale także na tak lubiany przez lewicę kawior. Potem, że doradza despocie z Kazachstanu, zresztą w towarzystwie m.in. Tony’ego Blaira.
Dziwnym trafem śledztwo dziennikarskie gazety zbiegło się z dociekaniami, czy Aleksander Kwaśniewski wróci do czynnej polityki i utworzy własną listę do Parlamentu Europejskiego. „Lista Kwaśniewskiego jest jak Yeti. Wszyscy wiedzą, że jest, tylko nikt nie widział” – bagatelizował poseł PO Grzegorz Schetyna. Aleksander Smolar mówił zaś w radiu, że szanse Kwaśniewskiego na powrót do polityki dawno się wyczerpały, a jemu samemu już się nie chce.
Wbrew tym słowom informacje o możliwym sojuszu Aleksandra Kwaśniewskiego z Januszem Palikotem, a w niektórych wersjach także z SLD, wywołały spore zamieszanie. Prawdopodobnie były jednym z powodów, dla których PO i PiS porzuciły plany rozmów o powrocie do idei tworzenia list krajowych w wyborach. Wreszcie sondaże pokazywały, że lista z poparciem Kwaśniewskiego może zgarnąć sporo głosów. Według jednego z nich, jeśli będzie jedna wspólna lista lewicy pod patronatem byłego prezydenta, może ona liczyć na jedną czwartą głosów. Według innego sondażu połączenie sił Kwaśniewskiego i Ruchu Palikota (bez SLD) da 14 proc. poparcia. To oznacza, że nowa lista mogłaby stać się trzecią polską siłą w Parlamencie Europejskim, wprowadzić na brukselskie salony wielu palikotowców i dostarczyć paliwa na najbliższe lata.
Ten impuls jest dla sojuszu postkomunistów i palikotowców niezbędny. W sukcesy obu partii mało kto bowiem wierzy, a w polskich warunkach przekłada się to zawsze na spadki w sondażach. Politycy lewicy wiedzą dobrze, że nie można długo funkcjonować jako ugrupowanie marginalne, bez szans na zdobycie władzy lub przynajmniej zbliżenie się do niej. Zapewne zrozumieli także, iż eksperyment z tworzeniem nowej lewicy w Polsce zakończył się porażką. Nie da się osiągnąć dużego poparcia z hasłami społecznego postępu. A lewica – co za paradoks! – jest w Polsce oderwana od mas. W tym wszystkim może pomóc Kwaśniewski – wykreowany na celebrytę, podobnie jak jego małżonka – wspomnienie jego wyborczych sukcesów i wpływy wśród gospodarczych elit.
Rozmywanie przeszłości mirażami przyszłości
Aleksander Kwaśniewski zawsze miał wizje. „Uważam, że Bajtek może założyć firmę, która powtórzy karierę Apple’a” – mówił jako minister ds. młodzieży w 1987 r., i tak już mu zostało. Kwaśniewski, inaczej niż sugerują filozofowie azjatyccy, duchowo był zawsze w przyszłości. Ani nie walczył z demonami przeszłości, ani nie pochylał się specjalnie nad tym, co tu i teraz. To on odkrył tajemnicę mobilizowania do wyborów biernych grup społecznych, dla których zajadanie bezy widelczykiem jest szczytem wyrafinowania towarzyskiego. Czym jest bowiem ta lekcja stylu, której Kwaśniewscy od lat używają, jeśli nie właśnie lekarstwem na dość nędzną rzeczywistość, które przenosi nas w lepsze czasy. Te, które oczywiście nadejdą, jak Bajtek przepoczwarzający się w Apple’a. W rzeczywistości Kwaśniewski nie zapracował na sukces sam, ale wynieśli go do władzy funkcjonariusze dawnego systemu, licząc, że jego stosunkowo młoda twarz przyćmi ponurą przeszłość działaczy komunistycznych.
Ta futurystyka pozwoliła uniezależnić się politycznie od koniunktury gospodarczej i nieudolności rządów. Dzięki temu Kwaśniewski mógł zachowywać popularność, gdy rząd tracił poparcie. Mógł też robić niewiele, a to lubi najbardziej. Futurystyka uwolniła go także od wielu sporów ideowych i to dzięki temu postkomuniści mogli odnosić w Polsce tak duże sukcesy. Warunkiem wygranych lewicy było bowiem pozyskanie konserwatywnie usposobionych wyborców. Rozmyta i niedookreślona wizja przyszłości, skupienie się na fikcji, nie na problemach – to wszystko sprawiło, że po niedzielnej mszy można było spokojnie oddać głos na Kwaśniewskiego.
Docenili to kreatorzy rzeczywistości medialnej i z Kwaśniewskiego uczynili trampolinę do władzy. Aplikowali go ludowi jako lekarstwo na nieprzyjemne wspomnienia.
Dziś po tę markę próbuje sięgnąć Janusz Palikot, co jest najlepszym dowodem na to, że ideologiczna polaryzacja nie służy partiom lewicowym, lecz jedynie zaspokaja potrzeby postępowych elit. I to właśnie dla nich Kwaśniewski jest teraz zagrożeniem. Były one bowiem czasowo pogodzone z polskim konserwatyzmem, z czystego pragmatyzmu popierały Kwaśniewskiego i wspierają Tuska. Marzy im się jednak ktoś mocniejszy, kto przełamie tę niemoc lewicy do realizowania gwałtownych zmian obyczajowych. Wzięcie hałastry od Palikota pod parasol Kwaśniewskiego odsuwa realizację tego celu w nieokreśloną przyszłość. W czasy, gdy nieistniejący już Bajtek stanie się polskim Applem.
Do prowadzenia interesów wystarczy im Tusk. Do ideologicznych wojen potrzebują zaś takiego Palikota, jakim jest teraz.
Lewica rzuca marihuanę
Koniec Ruchu Palikota w jego obecnym kształcie, jako partii gejów i marihuany, musi przerażać i siać trwogę. Elektoratem Kwaśniewskiego nie będą bowiem wyzwoleni młodzieńcy, a przynajmniej nie ci będą dominować. Przekaz i działanie nowego ruchu musiałyby zostać dostosowane do niechętnych dyskusjom ideologicznym mas – tej jednej czwartej społeczeństwa, która postkomunie zapewnia sukces, ale oddala od wizji nowej lewicy. A wtedy już nie będzie w parlamencie grupy, która stoi w awangardzie postępu.
Kwaśniewskiego przestraszyły się zatem dwie polityczne grupy. Platforma i liberalne elity. To wyborcy PO zasilaliby w jakiejś mierze nową formację, odbierając w ten sposób głosy partii rządzącej. Stąd zarzucenie pomysłu listy krajowej, w której liczy się lider, i jeden Kwaśniewski, zdobywając miliony głosów w całej Polsce, pociągnąłby za sobą mniej popularnych towarzyszy. Być może także ostatnia batalia o związki partnerskie miała na celu zablokowanie powstania nowej formacji lewicowej. Batalia rozegrana zresztą wyjątkowo sprawnie. Dzięki niej swoją reprezentację w PO znajdują zarówno ludzie o lewicowej wizji obyczajów, jak i konserwatyści. W takiej sytuacji Kwaśniewski jest mało atrakcyjny. Ale Kwaśniewskiego boją się także ci, którzy chcieliby przyspieszyć ewolucję prawa i obyczajów w Polsce. Czy ich obawy są słuszne?
Na ocenę tego za wcześnie. Warto jednak uwzględnić dwa sceptyczne argumenty. Po pierwsze, popularność osobista polityka nie zawsze przekłada się na głosy wyborców. Doświadczył tego w przeszłości Jacek Kuroń. Dziś Kwaśniewski jest politycznym emerytem, tak go postrzega większość ludzi, a jego powrót niekoniecznie musi przynieść sukces. Popularny w wielu grupach wyborców Edward Gierek, gdyby żył i gdyby startował, też by pewnie wielkiego zwycięstwa nie odniósł.
Po drugie, czy Kwaśniewski naprawdę tego chce? Bo że go ciągnie do adrenaliny i chce podtrzymać własną popularność, to pewne. To właśnie na micie demiurga politycznego opiera się jego obecna pozycja w świecie biznesu i przywódców Trzeciego Świata. Ale jeśli zostałby europosłem, musiałby znacząco obniżyć swój standard życia. Wielu wydaje się to szokujące, ale taka jest prawda. Straciłby też status byłej głowy państwa, jakim dziś się cieszy. Zdjęcie Kwaśniewskiego ze słuchawkami na sali obrad europarlamentu wyparłoby z czasem obraz prezydenta pozdrawiającego tłumy.
Tego, że naprawdę chce i że naprawdę powróci, nie możemy więc być pewni. Gdyby jednak startował, to zapewne po to, by spłacić długi honorowe. By na nowo otworzyć drogę do władzy tym grupom, które wcześniej wyniosły go na piedestał.
Mateusz Matyszkowicz
JESTEŚMY LUDŹMI IV RP
Budowniczowie III RP
HOŁD RUSKI
9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło.
Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны.
Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил
Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka