Trudno nie dostrzec, że Kościół, nawet w kraju tak katolickim ma wielkie problemy wewnętrzne i wizerunkowe. Problemy zawinione przez siebie. Powiedzmy sobie szczerze - Kościół kroczy od katastrofy po katastrofę, potyka się o własne nogi i wali w głowę styliskiem od grabi.
Kościół pozwala, by niewielkie zawirowania przeradzały się w lawinę zmiatającą wszystko po drodze, nie potrafi ujrzeć kolejnej zawinionej przez siebie katastrofy, a gdy próbuje zaradzić nieszczęściom pogrąża się jeszcze bardziej.
Ot chociażby ostatnie zawirowania z szeregowym księdzem Lemańskim. W wielu miejscach pracy powstają drobne konflikty, dlaczego nie miałyby wybuchać bąbelkami i w Kościele? Tymczasem Kościół pozwala, by katastrofa rozwijała się, przygląda się jej bezradnie, a gdy przystępuje do kontrakcji zwraca przeciw sobie dużą część opinii publicznej. Wina prasy?
A przecież tak nie powinno być.
Wyliczmy aktywa.
Kościół ma doskonały produkt, który w zasadzie sam się sprzedaje i to bez wielkich nakładów innowacyjnych od dwóch tysięcy lat. Wyobraźmy sobie, że podobnie sprzedaje się archaiczny model samochodu, bez konieczności wywalania miliardów na nowe konstrukcje i dizajn.
Kościół ma doskonałą organizację sprzedaży, nawet największe globalne sieciówki nie mogą z nią konkurować, MacDonaldsy i H&M.
Kościół ma znakomity w większości staff, w 100% proffessional and devoted.
Kościół ma najwierniejszych klientów - choć to akurat w ostanich latach zaczyna się zmieniać i widać wyraźny trend spadkowy na dojrzałych rynkach. Nie wiadomo czy ten spadek starych klientów równoważony jest pozyskiwaniem nowych, ale nawet gdyby tak było, to wiadomo, że o stałego klienta trzeba dbać i chuchać, bo stały klient to skarb, a koszty inicjalne pozyskania nowego klienta są bardzo wysokie.
Odradzałbym podejmownie nieprzemyślanych prób dywersyfikacji i wprowadzanie na rynek nowych produktów - zobaczmy, jaki los spotkał Pocztę Polska, która zamiast skoncentrować się na ulepszaniu oferty i wychodzeniu naprzeciw oczekiwaniom swoich klientów próbuje ich mamić i kusić jakimś dolnosegmentowym badziewiem. Można by jednak ostrożnie pomyśleć o stworzeniu segmentu extra-premium dla klientów bardziej wymagających i zasobniejszych. Dlaczego np nie otworzyć klasztorów dla pragnących czasowego wycofania i spokoju i gotowych za to zapłacić przedstawicieli upper middle class i upper class?
Weszcie można by też pomyśleć o specjalnej ofercie dla, nie żartuję, ateistów. To wymagałoby jednak rezygnacji z negatywnej kampanii promocyjnej, którą stosuje Kościół. W ogóle odradzam stosowanie kampanii negatywnych odstraszających presumtywnych klientów, spoza kręgu najwierniejszych.
Największe problemy lat ostatnich to jednak problemy wizerunkowe. Pisałem powyżej o nieudanych kontaktach z massmediami, przynoszącymi więcej szkody, niż pożytku. Wyjściem nie jest odmowa uczestnictwa w massmediach "wrogich" i zamykanie się w bezpiecznym rezerwacie mediów "przyjaznych" - bo i tak nie zapobiegnie się negatywnym oddźwiękom a straci możliwość repliki - i koniecznie repliki przyjaznej, nawet, gdy dusza wyje, by "przeciwnikom przywalić.
Zresztą, czy Kościół jest na facebooku?
Sama zmiana wizerunku nie wystarczy, potrzebne są zmiany merytoryczne - organizacyjne, ekonomiczne, personalne. Ten cały celibat - to niesłychane obciążenie dla Kościoła. Naprawdę marka, rofil tego wymaga, by się odróżnić od innych aktorów na rynku?
Kościołowi potrzebna jest profesjonalna, zewnętrzna pomoc. Jeśli istnieje zainteresowanie gotowi jesteśmy sformułować odpowiednio skrojoną ofertę. Nasza firma, Whole Universe Consulting Inc, chętnie podejmie się zadania.
Prosimy o kontakt na adres baal.zebub@wuci.hll.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo