Grim Sfirkow Grim Sfirkow
1857
BLOG

Plusy dodatnie i plusy ujemne Polski w UE

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Polityka Obserwuj notkę 8

W prasie mnożą się podsumowania naszej obecności w UE. Dzis w Programie Trzecim poseł Nowak (PO) stwierdził "Jestem optymistą, jeśli chodzi o integrację europejską, w związku z tym ja tych poważnych kosztów nie dostrzegam, bo absolutnie rachunek jest na plus. Nawet jeżeli w sensie dosłownym potraktujemy pana pytanie, to znaczy, ile Polska wkłada do kasy unijnej – bo przecież budżet Unii pochodzi ze składek państw członkowskich – to jednak stamtąd dużo więcej odzyskujemy. Zatem bilans Polski jest absolutnie na plus".

Poseł Nowak nie ważył się podsumowac plusów i minusów, dostrzegł same "plusy dodatnie". Ja zaś dbam, by "plusy nie przysłoniły mi minusów" i stąd poniższy tekst.

Opierając się na danych z dzisiejszej Rzeczpospolitej można wyciągnąć pewne wnioski. Otóż Polska otrzymała od 2005 70 mld PLN Nadwyżka wpłat nad wypłatami wynisiła w roku 2004 1 mld, zaś w 2007 - 4,7 mld. Eu  Na całym interesie zarobiliśmy więc jakieś 14 mld Eu (poprawka). Czyli z naszego własnego budżetu pochodzi 12 mld EU (poprawka), które Unia nam łaskawie podarowała.

W propagandzie prounijnej pokutuje przekonanie, że bez pieniędzy z UE Polska nie mogła by budować i remontować infrastruktury drogowej. Tymczasem wydatki na transport z pieniędzy unijnych wyniosły ok 20 mld PLN. Czyli spokojnie było to do udźwignięcia dla budżetu państwa w ramach pieniędzy obecnie wpłacanych do UE. Ciekawie wypada porównanie, że za wyłącznie "polskie" - czyli budżetowe - pieniądze, wybudowano znacznie, znacznie mniej dróg. Czyżby pieniądze unijne podlagały innym przepisom prawa co do przeprowadzania inwestycji (mniej biurokracji?), czy też może pieniądze które mogły trafić do budżetu na drogi, idą najpierw do UE i dopiero stamtąd wracają jako dar cywilizowanej Europy, dla nas, dzikusów?

"Na infrastrukturę wydaliśmy ponad połowę środków, które mieliśmy na lata 2004 – 2006. Mimo to nie udało nam się stworzyć spójnej sieci, np. transportowej. A naszą największą porażką jest niemoc w realizacji największych, strategicznych inwestycji – zwraca uwagę Grażyna Gęsicka, była minister rozwoju regionalnego". Skoro była Pani Minister od rozwoju przyznaje, że nam się "nie udało" mimo pieniędzy unijnych, to chyba trzeba postawić pytanie - co jest nie tak? Skoro to nie pieniądze są problemem, to co powoduje, że wciąż nie jeździmy po dobrych drogach, a jedyne lekarstwo rządu na wypadki na drogach, to fotoradary?

Unia miała zapewnić sparcie dla firm i wydano na to 5 mld PLN. Niestety, nie dowiadujemy się z artykułu na co konkretnie wydano te pieniądze. Cześć, wg. Rzeczpospolitej poszło na " fundusze pożyczkowe, poręczeniowe czy usługi doradcze", albo na "rozwój innowacyjności" w firmie Com Arch (cokolwiek oznacza innowacyjność u jednego z najwiekszych w Polsce dostawców rozwiązań informatycznych). Ile z tych pieniędzy trafiło do małych i średnich przedsiębiorstw? Jakie właściwie zatrudnienie wygenerowałyte pieniądze? Ile z tych 400 tys miejsc pracy, które miały powstać dzięki pieniądzom unijnym to miejsca pracy do obsługi administracyjnej pieniędzy unijnych i miejsca pracy w firmach doradzających przedsiębiorcom jak uzyskać pieniądze unijne? Ile z nich to miejsca pracy utworzone wyłącznie po to, by mieć pretekst do uzyskania pieniędzy unijnych? Ile z nich trafiło do rzeczywistej gospodarki, dostarczającej ludziom usług, których potrzebują?

Cześć pieniędzy poszła też na szkolenia   da pracowników podnoszących kwalifikacje i dla bezrobotnych. Zetknąłem się tylko z osobami, które uczestniczyły w kursach komputerowych dla nauczycieli. Mogę powiedzieć, że w ich przypadku były to pieniądze wyrzucone w błoto - nic się nie nauczyli, ale dostali papier do awansu zawodowego. Pytam więc  - jak realnie wydano te pieniądze na szkolenia? Jaki był ich przeczywisty rezultat? Ilu bezrobotnych po tych kursach zdobyło pracę? Ilu pracowników, którzy "podnieśli kwalifikacje" dostało podwyżkę, albo awans? Albo założyło własną działalność? Część pieniędzy jest pochłaniana bezpośrednio przez administrację. Ma to generować "więcej myslenia strategicznego, mniej biurokratycznych procedu". Ciekawe jak?

Dalej: w wyliczeniu Rzepy mamy: 20 mld na drogi, 5 mld dla firm i .. tyle. Nie dowiemy się na co poszła cała reszta pieniędzy, a to przecież 50 mld PLN! No to na co, pytam się? Chętnie bym sie też dowiedział, jakie są koszty wdrażania w Polsce prawa unijnego? Czy mają one jakiś związek z tym zagubionymi 50 mld?

Podsumowując: można przeczytać w gazetach, że w Unii jesteśmy na plus, bo tyle a tyle wiecej dostaliśmy od Unii, niż wpłaciliśmy, albo że tyle i tyle środków zostało wydanych na taki czy inny cel. Brak jest w tych tekstach reflekcji nad tym: jak zostały spożytkowane te pieniądze, na co w rzeczywistości zostały wydane i czy rezultat ich wydania jest rzeczywiscie zgodny z zamierzeniami. Brakuje mi też zupełnie podstawowej konstatacji: dlaczego te pieniądze nie mogą być wydane przez polski rząd, za to muszą najpierw iść do centrali UE i być dopiero rozdysponowane stamtąd? Czy nie mogły by zostać od razu w województwach? Czy tam nie wiedzą lepiej na co je wydawać, niż w Brukseli?

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka