Redakcja KP uraczyła nas tekstem wyjaśniającym jak należy rozmawiać z Ciemnogrodzianami, którym nie podoba się pomysł parytetów kobiet na listach wyboracych. Ciekawa ta koncepcja budzi historyczne skojarzenia.
Pierwsze skojarzenie, to oczywiście "punkty za pochodzenie" w PRL. Argumenty "za" były nastepujące: wyrównuje się szanse młodzieży, która pochodzi z rodzin robotniczo - chłopskich czym realizuje się postulat równości, oraz - pozyskuje się do środowiska akademickiego element klasowo porządany. Inteligencja, jak wiadomo, była w PRL zawsze podejrzana, więc trzeba było jej szeregi wietrzyć świerzym zaciągiem, nie obciażonym przedwojenną tradycją.
Argumenty pań Duni i Środa są zbieżne. Pierwszy to realizacja postulatu równości : ("dotychczasowy system dyskryminuje kobiety, naruszając zasadę równości. Kwoty, przeciwnie, są skutecznym narzędziem urzeczywistniania równości", " bez kwot wolność wyboru jest ograniczona", "Dotychczasowy schemat wyboru oparty jest na stereotypach, według których to mężczyźni bardziej nadają się do polityki, więc tradycyjnie eliminuje się kobiety. System kwotowy zwiększa więc wolność wyboru: o kobiety właśnie".). Widzimy tutaj typową marksistowską jedność przeciwieństw, stosowanie przymusu udziału kobiet ma zwiększyć wolność wyboru. Czy te Panie mają problem z logicznym myśleniem? A jeśli ja chcę głosować na samych facetów? Przecież moja wolność jest w ten sposób ograniczona. A co z mężczyznami, którzy z powodu kwoty nigdy do parlamentu się nie dostaną? Przecież to wszystko ich kosztem.
Pomijam tu już wszelkie problemy, jakie wynikają z potrzeby zorganizowania jakichś figurantek na listy wyborcze. Zwracam uwagę, że obecne "dyskryminujące" prawo wyborcze nic o płci nie wspomina. Walka więc dotyczy nie niesprawiedliwego prawa, ale stereotypów. Pod tym wszystkim jest przekonanie, że kultura, stereotypy, tradycja, to konstrukty całkowicie dowolne, nie związane z żadnym racjonalnym projektem, a więc bezużyteczne.
Drugi powód, chyba ważniejszy, klasowy. Kobiety po prostu są lepsze, niż klasowo niepewni mężczyźni, zakażeni patriarchalnymi stereotypami "Jak pokazały badania COBS (czerwiec 2009) kobiety cieszą się większym zaufaniem ze względu na pracowitość, odpowiedzialność, troskę o innych, umiejętności negocjacyjne. Im więcej kobiet w polityce tym mniej awantur, ambicji i rywalizacji.", "Jest mitem przekonanie, że kobiety nie garną się do polityki. Kobiety chcą być aktywnie politycznie i jeśli będą, to z pewnością zadbają o wprowadzenie mechanizmów wspierających łączenie ról publicznych z wychowawczymi.". Mamy tu wyartykułowane przekonanie, że polityka "kobieca" była by lepsza niż męska, że to mężczyźni mają ambicję , a kobiety to już nie i oczywiście wcale się nie awanturują. Tak jakby w momencie pojawienia się kobiet wszelkie socjologiczne i obiektywne przyczyny rywalizacji i kłótni miały zniknąć. Autorki jednak nie wyjaśniają dlaczego i jak.
W wypowiedziach pań pojawiaja się też argumenty psychodeliczno - humorystyczne: "Polityka jest zajęciem, które łatwiej pogodzić z wychowaniem dzieci niż na przykład praca a fabryce czy w opiece zdrowotnej. Wystarczy urządzić w parlamencie żłobek i przedszkole".
Ciekawe przy tym, że obie panie wywodzą się ze środowiska potępiającego polski antysemityzm i jako koronny przykład takich haniebnych praktyk wymieniają numerus clausus na przedwojennych uczelniach polskich. Numerus clausus to drugie, oczywiste skojarzenie. Zwolennicy ograniczenia liczby żydowskich studentów na najbardziej opłacalnych kierunkach studiów posługiwali się bardzo podobnymi, emancypacyjnymi argumentami. Numerus clausus miał spowodować, że wykluczona młodzież z prowincji pochodzenia polskiego będzie miała szansę zdobyć wykształcenie. Miejsca blokowała jej młodzież żydowska, która z powodu niesprawiedliwych stereotypów zajmowała znacznie większy procent miejsc na uczelniach, niż było jej procentowo w społeczeństwie. Przecież to stereotyp, że Żydzi są mądrzejsi od Polaków, prawda? Nie od rzeczy był też argument klasowy: Polacy, jako bardziej związani z własnym krajem stworzą elitę bardziej patriotyczną, niż Żydzi.
Tak więc widzimy: ideologia Falangi + ideologia PRL = współczesny lewicowy feminizm spod znaku parytetów.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka