Jeszcze w ramach reminiscancji po pobycie na Festiwalu Wikingów i Słowian na Wolinie, napisze wrażenia z występu na Sesji Naukowej Ambasadora Królestwa Danii. Ambasador - człowiek raczej jak na dyplomatę młody i nie umiejący po polsku (ciekawe czy nasz ambasado w Danii mówi po duńsku?) otworzył drugi dzień Sesji Naukowej historii Ludów Morza Bałtyckiego. Zaczął od zwykłych w tych okolicznościach grzeczności, typu "bardzo mi przyjemnie", "nie spodziewałem sie tak wspaniałej imprezy" - to o festiwalu, i że w ogóle Polska to wspaniały kraj. Wszystko pracowicie tłumaczył pracownik (albo student) Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Potem przeszedł do mniej ogólnych konkretów (parafrazując wiecie kogo) i zaczął mówić o strategii dla krajów Morza Bałtyckiego jaka powstaje pod auspicjami Unii Europejskiej. Ambasador nie wdawał się w szczegóły, ogólnie powiedział, że chodzi nie tylko o gospodarkę, transport, ale także model życia (w domyśle chyba skandynawski). Może to dowodzić, że ambasador nie do końca rozumie kraj, w jakim reprezentuje Danię, ale ok: każdy uważa, że jego model życia jest najlepszy i wyobraża sobie, że można go wszędzie wprowadzić.
Ale najlepsze było na koniec: abmasador, "nie chcąc przedłużać" wg. swoich słów, wdał się w 15 minutowy wykład na temat zagrożeń płynących z globalnego ocieplenia. Czujecie państwo? Ambasador małego kraju za swoje najważniejsze chyba zadanie uznał propagowanie zagrożenia globalnego ocieplenia, na które ani jego kraj nie ma większego wpływu, ani Polska. Skwitował to stwierdzeniem: "my nie możemy czegoś z tym zrobić, my musimy coś z tym zrobić!". Jego wykład był bez śladu jakiejś krytycznej refleksji na temat tego, czy aby na pewno globalne ocieplenie jest zagrożeniem w stu procentach rzeczywistym. W dodatku: Królestwo Danii to także Grenlandia, która mogła by przecież znów być terenem zdatnym do zamieszkania, jak w czasach wikingów, właśnie dzięki ociepleniu klimatu! Dla ambasadora Danii było to bez znaczenia w świetle zagrożenia dla całego, światowego systemu klimatycznego.
W czasie tego wykłady nurtowało mnie pytanie: czy on wierzy w to co mówi? Czy on mówi to, bo takie ma zalecenie jako ambasador Danii, bo taka jest oficjalna polityka jego rządu? Czy może jeszcze inaczej: na Zachodzie wszyscy tak są głęboko przekonani o ociepleniu klimatu i jego katastrofalnych skutkach i o tym, że coś "musimy" z tym zrobić, że wyszło mu to ot tak po prostu, mówi to za każdym razem kiedy publicznie występuje? Naprawdę zastanawiające. Najciekawsze jest to, że ewentualne korzyści z globalnego ocieplenia dla krajów korony duńskiej są dla ambasadora tych krajów zupełnie nieciekawe. A my się zastanawiamy w Polsce, skąd się biorą u nas ludzie w elitach władzy, którzy interes naszego kraju mają w nosie i przekładają ponad niego wartości europejskie i światowo- humanistyczne. Widocznie jest to choroba europejska.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka