Grim Sfirkow Grim Sfirkow
458
BLOG

Faszystowskie pytania o św. Stanisława

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

 

Bloger Ryuuk, znany na salonie krzewiciel "prawdy" o Kościele Katolicki, w jednym ze swoich wpisów postanowił zająć się tematem św. Stanisława. Sam tytuł notki "Jak ze zdrajcy zrobić świętego i patrona Polski" pokazuje, że postanowił podejść do tematu od razu z tezą, bynajmniej nie próbując ukazać niuansów sprawy. A przecież jest o czym dyskutować! Między historykami dyskusja na temat św. Stanisława ciągnęła się z różną intensywnością ponad sto lat. Ponieważ Ryuuk niedwuznacznie zasugerował, abym na jego blogu nie pisał - nazwał mnie przy tym zwolennikiem Hitlera - postanowiłem napisać o św. Stanisławie z "faszystowskiego" punktu widzenia u siebie.
Ryuuk wyszedł z tezą spopularyzowaną przez Tadeusza Wojciechowskiego w "Szkicach historycznych XI wieku", pracy jak na swoją epokę nowatorskiej i wybitnej. Teza ta brzmiała - biskup Stanisław był zdrajcą króla, dążył do jego obalenia na korzyść króla niemieckiego, Henryka IV. Teza ta ma jedną fatalną wadę: w źródłach nie ma śladu, który by wskazywał na jej prawdziwość: nie pisał o tym ani Gall Anonim, ani Kadłubek. Hipotezy Wojciechowskiego, choć efektowne, zostały oparte na analizie ogólnej ówczesnej sytuacji (konflikt papiestwa z cesarstwem) i na zasadzie "cui bono" - kto odniósł z wydarzeń korzyść? Istotnie, polityka Władysława Hermana była diametralnie odmienna od polityki Bolesława Szczodrego, ale to tak naprawdę nic nam nie mówi o tych wydarzeniach, ani o istocie konfliktu.
Co więc właściwie wiemy? Gall napisał tylko tyle:
 
"Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo byłoby o tym mówić; tyle wszakże można powiedzieć, że sam będąc pomazańcem nie powinien był [drugiego] pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie. Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków. My zaś ani nie usprawiedliwiamy biskupa-zdrajcy, ani nie zalecamy króla, który tak szpetnie dochodził swych praw - lecz pozostawmy te sprawy, a opowiedzmy, jak przyjęto go na Węgrzech".
 
Tyle napisał anonimowymnich w 30 lat po wydarzeniach. Kronikarz nie mógł zbyt wiele napisać, choć wedle jego samych słów było by o czym. Widocznie wydarzenia były zbyt świeże, by o nich mówić. Trzeba się domyślać, że nie były wygodne dla dworu. Wszak Bolesław był stryjem panującego wówczas księcia. Wypominanie z jednej strony przewinienia osoby panującej, jak i najprawdopodobniej buntu, który potem nastąpił i w efekcie wygnania, dla żadnej władzy nie mogło być na rękę. A jakaś przewina samego króla jest niewątpliwa. Sam Gall zostawił przecież anegdoty charakteryzujące impulsywny i pyszny charakter króla - o jego bardzo butnych wystąpieniach wobec władców sojuszniczych na Węgrzech i na Rusi, a także o szaleńczej szczodrości. mozna odnieść wrażenie, że nie był władcą przesadnie przewidywalnym i łagodnym dla poddanych.
Skoro Gall nie wyjaśnia ani na czym polegała zdrada, ani grzech biskupa, trzeba spróbować wyciągnąć informację z relacji późniejszej - z kroniki Wincentego Kadłubka. Przez wiele lat była to kronika niedoceniana jako źródło informacji, uważana za przepełnioną retoryką i bajecznymi zmyśleniami. Rzeczywiście, najprawdopodobniej wydarzenia, z punktu widzenia Kadłubka sprzed 150 lat, narosły materiałem fabularnym czy anegdotycznym. Niemniej twierdzenie, że cała historia u Kadłubka została zmyślona i ułożona pod uczynienie biskupa Stanisława świętym nie ma żadnych podstaw. Przez 150 lat tradycja o wydarzeniach tak istotnych dla krakowskiego duchowieństwa na pewno została przechowana i przekazywana kolejnym pokoleniom. Oto w jakiej postaci przedstawił ją mistrz Wincenty:
 
"A [król] z takim zapamiętaniem prowadził wojnę, iż rzadko przebywał na zamku, ciągle w obozie, rzadko w ojczyźnie, wciąż wśród nieprzyjaciół. Ten stan rzeczy , ile przyniósł państwu korzyści, tyle sprowadził niebezpieczeństw, ile dawał sposobności do uczciwej zaprawy, tyle zrodził wstrętnej pychy. Gdy bowiem król bardzo długo przebywał to w krajach ruskich, to prawie że poza siedzibami Partów, słudzy nakłaniają żony i córki panów do ulegania ich chuciom: jedne znużone wyczekiwaniem mężów, inne doprowadzone do rozpaczy, niektóre przemocą dają się porwać w objęcia czeladzi. Ta zajmuje domostwa, umacnia obwałowania, nie tylko wzbrania panom powrotu, lecz zgoła wojnę wydaje powracającym. Za to osobliwe zuchwalstwo panowie wydali z trudem poskromionych na osobliwe męki. Również i niewiasty, które własnowolnie uległy sługom, poniosły z rozkazania zasłużone kary, gdyż poważyły się na okropny i niesłychany występek, którego nie da się porównać z żadną zbrodnią. [... - Tu następuje zwykłe w tej części kroniki przywołanie antycznych odniesień do omawianych wydarzeń.]
Bolesław bowiem poniechawszy umiłowania prawości, wojnę prowadzoną z nieprzyjaciółmi zwrócił przeciwko swoim. Zmyśla, że oni nie mszczą na ludzie swoich krzywd, lecz w osobie króla na królewski nastają majestat. Albowiem, czymże króle będzie, gdy lud się oddali? Mówi, że nie podobają mu się żonaci, gdyż więcej obchodzi ich sprawa niewiast niż względem władcy uległość. Żali się, iż nie tyle opuścili go oni wśród wrogów, ile dobrowolnie na pastwę wrogów wydali. Domaga się przeto głowy dostojników, a tych, których dosięgnąć nie może, dosięga podstępnie. Nawet niewiasty, którym mężowie przebaczyli, z tak wielką prześladował potwornością, że nie wzdragał się od przystawienia do ich piersi szczeniąt, po odtrąceniu niemowląt nad którymi nawet wróg się ulitował! Bo dołożył do tego, iż tępić a nie chronić należy gorszący nierząd.
A gdy prześwięty biskup krakowski Stanisław nie mógł odwieźć go od tego okrucieństwa, najpierw grozi mu zagładą królestwa, wreszcie wyciąga ku niemu miecz klątwy". Dalej następuje opis mordu na biskupie.
 
Podsumujmy więc informacje Kadłubka: król stwierdził, że został opuszczony przez część rycerzy, którzy na wieść (?) o buncie wśród poddanych i o zdradzie żon, zawrócili do kraju zaprowadzić porządek we włościach i w życiu rodzinnym. Ich żony miały ich zdradzić ze sługami. Cześć żon poniosło karę, a część uzyskało przebaczenie małżonków. Król mścił się na rycerzach, którzy go opuścili, a także na ich małżonkach. Kronikarz wspomina o tejemniczym dla nas procederze przystawiania do piersi szczeniąt, co interpretuje się różnorako. W grę wchodzi zabicie dzieci, albo jakiś rytuał prawa zwyczajowego, będący publiczną karą za cudzołóstwo (?). Biskup miał stanowczo wstawić się za prześladowanymi i to sprowadziło na niego gniew króla.
Ile w tym retoryki, ile konfabulacji o partej na wzorach antycznych, a ile rzeczywistej tradycji - trudno zgadnąć. Na podstawie zachowanych źródeł właściwie nic więcej nie da się powiedzieć z pewnością, można co najwyżej snuć hipotezy. Gdyby przyjąć, że w ogólnych zarysach tradycja przekazała co się stało, a Kadłubek tylko wypełnił ją retoryką i antycznymi "przypisami", to najogólniej wydarzenia wyglądały tak: konflikt rozpoczął się pomiędzy królem a jego dostojnikami. Dotyczył spraw wewnętrznych, jakichś zajść. Biskup stanął po stronie rycerzy przeciw królowi i tak wyglądała jego zdrada.
Czy powodem konfliktu mogła być kwestia niewiernych żon? Istotnie, mógł być to punkt sporny pomiędzy domagającym się wypełnienia tradycyjnego prawa króla, a domagającym się złagodzenia brutalnego prawa biskupem. Nie byłby to pierwszy święty, który wzmagał się z przepisami prawa zwyczajowego, bardzo bezwzględnego dla kobiet. Św. Wojciech, w czasie gdy był biskupem Pragi, również wstawił się za posądzoną o cudzołóstwo kobietą i udzielił jej azylu. Miał nawet zamiar - by ją ratować - samemu przyznać się do cudzołóstwa z nią i wydać się na śmierć zamiast niej. Jednak miejsce jej ukrycia zostało zdradzone i została pochwycona przez rodzinę męża, która domagała się jej śmierci. Została zabita, jak napisał żywotopisarz św. Wojciecha, przez sługę, bo jej mąż nie chciał tego zrobić.
Relacja ta współgra z opowieścią Thietmara o bezlitosnym obchodzeniu się z cudzołożnikami i cudzołożnicami w kraju Mieszka i publicznym ich karaniu - mężczyzn przez przybicie w miejscu publicznym za jądra i danie im wyboru - śmierć na miejscu, albo odcięcie narzędzia zbrodni. Kobiety miały być karane okaleczeniem sromu i przybiciem odkrojonego kawałka nad drzwiami domostwa ku hańbie (zastanawiam się, czy ta wiadomość nie była raczej echem jakiegoś obyczaju inicjacji kobiet, polegającego na jakiejś formie obrzezania, którą później zinterpretowano jako karę? Wszak Thietmar opowiada o dawnym już w jego czasach obyczaju Słowian).
Nie tylko tradycyjne prawo Słowian bardzo surowo obchodziło się z niewiernymi żonami - już Tacyt wspomina o publicznym karaniu niewiernej żony u Germanów, przez obcięcie włosów i wypędzienie bitej ze wsi. O takim samym obyczaju u kontynentalnych Sasów wspominał kilkaset lat później św. Bonifacy. "Kontynantalnych", bo sam Bonifacy żył wśród Anglosasów. Zarówno dla niego, jak i dla Thietmara, obyczaj ten był z jednej strony dowodem na pierwotną prawość dzikich pogan. Z drugiej strony te obyczaje uważali za zbyt okrutne i niegodne chrześcijan. Podobnie uważał św. Wojciech. Można więc przypuszczać, że i spór między królem Bolesławem, a biskupem Stanisławem dotyczył zbyt okrutnego prawa zwyczajowego, którego zwolennikiem był król, a przeciwnikiem biskup.
Na koniec jeszcze raz podkreślam: wszystko co napisałem tutaj ja i napisali inni o sprawie św. Stanisława, są to domysły i hipotezy. Jakiekolwiek kategoryczne sądy o tym, że sprawa wyglądała tak, a nie inaczej, są na gruncie znanych źródeł nieuprawnione.
 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Kultura