Grim Sfirkow Grim Sfirkow
718
BLOG

Paweł Żmudzki "Władca i wojownicy", parę słów komentarza

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Niniejsza notka nie ma być regularną recenzją, to tylko kilka luźnych uwag do treści książki. Żeby skomentować całą tą grubą księgę, trzeba by spędzić w bibliotece tyle czasu, co jej Autor. Ja oczywiście ani nie mam tyle czasu, ani tyle co Autor nie przeczytałem. Mogę jednak spróbować podrzucić parę uwag do dyskusji, kierując się zdrowym rozsądkiem.

Parę zdań dla profanów: dr Żmudzki jest historykiem - mediewistą, uczniem profesora Jacka Banaszkiewicza. Obaj oni są przedstawicielami szkoły historyczne, nazwijmy ją umownie, narratologiczną. Oznacza to, że ich zdaniem narracja dzieł wczesnośredniowiecznych, bardzo skonwencjonalizowana i oparta o fabularne schematy, nie wyprowadza nas poza dzieło literackie do świata realnego. W związku z tym, to co historyk średniowiecza może badać, to tylko same narracje. Jest to postawa nacechowana dużym sceptycyzmem poznawczym i co zrozumiałe, spotyka się z oporem wśród historyków o postawie neopozytywistycznej.

Ja bynajmniej nie odrzucam z góry tez prof. Banaszkiewicza i dr Żmudzkiego, a wręcz uważam je za bardzo potrzebne. Uważam, że praca Banaszkiewicza "Polskie dzieje bajeczne Wincentego Kadłubka" to po prostu pozycja obowiązkowa dla każdego, kto na poważnie i nowocześnie chce się zajmować początkami Polski i mitologią słowiańską. Podobnie uważam, że dla uprawiania historii wojskowości wczesnego średniowiecza, konieczne jest przeczytanie "Władców i wojowników" Żmudzkiego. Ale w obu przypadkach, nie jest konieczne przyjęcie wszystkich (o ile w ogóle) tez w nich zawartych. Jednak zadawane w nich pytania są na tyle ważkie, że powinny znaleść się w perspektywie badacza, który to badacz powinien się jakoś do nich odnieść.

Ja sam również byłem po cześci uczniem prof. Banaszkiewicza - zresztą dr Żmudzkiego także. Uczesniczyłem w zajęciach obu, a do Banaszkiewicza chodziłem na seminarium, choć nieregularnie (nie pisałem u niego pracy, ale atmosfera na zebraniach była na tyle sympatyczna i było tak ciekawe, że wpadałem kiedy tylko mogłem). Nie są to więc uwagi zdeklarowanego przeciwnika metody proponowanej przez Jacka Banaszkiewicza, ale raczej próba dyskusji banaszkiewiczysty krytycznego (czyli mnie), z tezami banaszkiewiczysty konsekwentnego i wierzącego (czyli dr Żmudzkiego).

Praca Żmudzkiego dotyczy Kroniki Galla i Powieści lat minionych i jest próbą opisania stosowanych przez ich autorów schematów narracyjnych dotyczących księcia i jego dróżyny. Wynotowałem sobie ze wstępu dr. Żmudzkiego te tezy, twierdzenia i założenia, które mój zdrowy rozum odrzuca.

 

  1. Podstawowym założeniem książki jest podważenie "apriorycznego przekonania o realistycznym relacjonowaniu przeszłości we wczesnośredniowiecznych źródłach historycznych. Nawet pojawiające się tu i ówdzie cuda czy sytuacje kuriozalne z racjonalnego punktu widzenia przeważnie nie burzyły u nowoczesnych historyków wojskowości przekonania o mimetycznym charakterze średniowiecznych narracji historiograficznych”(s. 7).

    Założenie to jest dosyć karkołomne, ponieważ nawet po części zmyślona historia musi w jakiś sposób dotykać rzeczywistości znanej zarówno autorowi i odbiorcy jego fabuły. Innymi słowy, to że rycerze Bolesława Krzywoustego jeżdżą na koniach a nie na wielbłądach z pewnością nie wynika li tylko z literackiej konwencji. Opowieść snuta przez kronikarza nie była zawieszona w próżni, tylko w konkretnych warunkach. To, że w opowieści o bitwie pod Nakłem odkryjemy dodatkowe znaczenia i schematy nie unieważnia wcale konkretnych informacji zawartych w fabule, tj. miejsce bitwy, strony biorące w niej udział, datę, a także przebieg bitwy. Same przekazane szczegóły dotyczące bitwy, nawet jeśli w rzeczywistości wyglądała inaczej, pokazują wyobrażenia na temat typowego starcia (w tym wypadku pomiędzy piechotą i rycerską jazdą), co także jest cenną informacją.

  2. Współcześni badacze często odwołują się do źródeł archeologicznych, z którymi konfrontują szczegóły średniowiecznych narracji historiograficznych. Interpretacje fabuł siłą rzeczy muszą jednak przynależeć do innego dyskursu niż badanie artefaktów pozyskanych dzięki wykopaliskom. Dlatego zgadzam się z opinią, że źródła archeologiczne (same z siebie) przeważnie nie pozwalają poznać specyfiki więzi grupowych i nie korespondują z wypowiedziami literackimi (s. 10).

    Uważam, że aprioryczne założenie o nieprzystawaniu rzeczywistości materialnej odkrywanej dzięki wykopaliskom z tą ukazywaną przez źródła narracyjne jest niepotrzebnym ograniczenie perspektyw badawczych. Zdarzają się oczywiście interpretacje błędne, albo zbyt pochopne czy entuzjastyczne – ale tak samo mogą zdarzyć się naciągane interpretacje przy porównywaniu fabuł czy narracji. Rzecz nie w wyłączeniu z analizy pewnego rodzaju źródeł, ile raczej w utrzymywaniu krytycznego dystansu wobec analizowanych źródeł i wniosków.

  3. Podejmowanie przez nowoczesnych historyków próby wypreparowania ze źródeł narracyjnych informacji uważanych za „historycznie” prawdziwe lub prawdopodobne i odrzucenie tych, które zakwalifikowano jako fałszywe, dyktowane były potrzebą zrekonstruowania faktów z przeszłości i bytów realnie wówczas istniejących. Załóżmy, że uda się taka operację przeprowadzić. Otrzymamy garść szczegółów, które uznamy za wiarygodne, ale utracimy możliwość poznania sensu całej narracji, zbudowanej zarówno z elementów budzących zaufanie historyka, jak i tych nieprawdopodobnych fantastycznych, dziwacznych czy cudownych (s. 11).

    Sądzę, że stosować należy obie drogi analizy źródła. Analiza fabuły może być niezbędnym elementem, który pomaga nam przyjąć, które elementy opowieści są własnym dodatkiem autora na podstawie relacji lub znajomości lokalnych warunków, a które przynależą do literackiego toposu, lub tradycji ustnej.

  4. Za Krzysztofem Pomianem: W pojęciu dziejopisarzy z tego okresu (od Jordanesa do renesansu XII wieku), w pojęciu dziejopisarzy z tego okresu rzeczywistość wydarzeń (zarówno przeszłych jak i teraźniejszych) pozostawała całkowicie im niedostępna poza świadectwem ustnym lub pisemnym, z którego korzystali. Dlatego metodą weryfikacji informacji było ważenie autorytety mówiącego świadka albo autora wykorzystywanego tekstu, a nie rekonstrukcja faktów. W efekcie opowieść o zdarzeniach współczesnych kronikarzowi stawała się równie skonwencjonalizowana co wizja odległej przeszłości, a ewentualna wyjściowa niepowtarzalność przedstawianych czynów ludzi tworzących historię ścierała się z rozpowszechnionymi poglądami na bieg ludzkich spraw. (s. 12)

    Założenie takie można by utrzymać wyłącznie, gdyby pisarze średniowieczni byli zamknięci przez całe życie w celach, nie wychodzili z nich, i do tego ograniczały by się ich przeżycia. W przypadku chociażby Anonima tzw. Galla wiemy, że to nieprawda. Kim był Gall nie wiemy, ale z pewnością był podróżnikiem, które kilka krajów zwiedził. Nie możemy więc zakładać, by wydarzenia (współczesne) znał wyłącznie z świadectwa innych osób, albo nie miał kompetencji by relację tych osób zweryfikować. Stąd teza o tym, że historia „dawna” wobec autora, jak i współczesna mają jednakową wartość poznawczą jest nieprawdziwa.

  5. Dziejopisarzy wczesnego średniowiecza mocno ograniczały twarde wymogi „właściwej” narracji, jednoznacznie określające, jak przedstawiać czyny i właściwości różnego rodzaju postaci. Średniowiecznej twórczości dziejopisarskiej nie cechuje bowiem indywidualna ekspresja twórcza. Można w niej natomiast rozpoznać „powszechnie przyjęty, na swój sposób skamieniały układ elementów opowiadania”. Wszechpotężne prawidłowości narracyjne, nad którymi autorzy kronik nie panowali, a często nawet nie byli ich świadomi, dyktowały takie szczegóły fabularne, jak metody walki czy więzi spajające walczących. Tekst musiał być napisany poprawnie, to znaczy odpowiednio prezentować bohaterów (s. 20).

    Z pewnością konwencja jest istotnym składnikiem fabuł kronikarskich. Jednak fabuły te nie były zawieszone w próżni, ale dopasowane do opowieści o żyjących osobach, lub o powszechnie znanych faktach. Stąd pisarz – osoba duchowna, musiał trzymać się zasady pisania prawdy (w sensie – tego co uważano wówczas za prawdę, tego co jego czytelnicy uważali za prawdę). Składnikiem fabuły były także powszechnie przyjęte wówczas przekonania. Zresztą - ile Autor (Paweł Żmudzki) musi się czasem nagimnastykować, żeby wskazać jakiś element schematu narracyjnego. Gdyby ten schemat był wiodącym elementem narracji, byłby widoczny bez trudu.

  1. Podobieństwo fabuł występujących w niezależnych od siebie tekstach źródłowych wynika z podporządkowania ich tej samej strukturze narracyjnej (s. 21).

    Istotnie, struktury narracyjne mogły wpływać na sposób pokazywania postaci czy zbiorowości. Jednak nie jest to teza niepodważalna, a także Autor nie podnosi żadnych wyjaśnień alternatywnych, a takie są przecież możliwe. Takim wyjaśnieniem było by przyjęcie, że w podobnych warunkach socjologicznych, o pewnych sprawach mówi się podobnie. Przyjęcie takiej hipotezy zmuszało by nas do skupienia uwagi na tych socjologicznych uwarunkowaniach, a nie na samej narracji. Uprawdopodobniły by też tezę, że sposób przedstawiania pewnych zdarzeń, grup ludzkich (młodzieży rycerskiej) czy postaci (wojewoda) wynikały nie tyle z wymogów fabuły, co raczej fabuła przystosowana była do pewnych uniwersalnych, rodzących się w ludzkich społecznościach relacji.

Zachęcam do lektury - nie jest to wprawdzie łatwa książka, nie czyta się szybko - a wręcz przeciwnie, należy ją czytać powoli i uważnie. Niemniej dla osób zainteresowanych wczesnym średniowieczem jest to prawdziwa uczta.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Technologie